Damian Gapiński: Żużlowe bankomaty

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Karuzela transferowa rozkręciła się na dobre. Prezesi zgodnie z oczekiwaniami przebijają się ofertami dla zawodników. Część żużlowców żąda nawet 50 procentowej podwyżki zarobków. Czy prezes pójdą w końcu po rozum do głowy?

W tym artykule dowiesz się o:

Plotek transferowych oczywiście nie brakuje. Marek Cieślak, Greg Hancock i Janusz Kołodziej mają zasilić Tauron Azoty Tarnów. Po bardzo dobrym sezonie na brak ofert nie narzeka również Grigorij Łaguta. Według nieoficjalnych informacji, w Falubazie mógłby liczyć na 300 tysięcy euro za podpis i 1500 euro za każdy zdobyty punkt. Rosjanin póki co jest jednak bliżej Włókniarza Częstochowa. Ten sam Falubaz kusi również Rune Holtę. Norweg z polskim paszportem mimo słabego sezonu nie obniżył swoich oczekiwań finansowych. Ofertę Tauronu odrzucił Maciej Janowski. Junior Betardu Wrocław ma również ofertę z PGE Marmy Rzeszów. Prawdopodobnie zdecyduje się jednak pozostać we Wrocławiu. Prezes Marmy kusi również wysokimi zarobkami Ryana Sullivana. Do Stali Gorzów ma trafić ktoś z dwójki Krzysztof Kasprzak - Grzegorz Walasek. W przypadku Walaska problemem może być jedynie to, że ma ważny kontrakt z Polonią Bydgoszcz. To tyle plotek. Ile z nich okaże się prawdą, pokaże okres transferowy.

Jedno jest pewne. Finansowy balon w Speedway Ekstralidze został już napompowany do granic możliwości. Jeden z prezesów klubu Ekstraligi zdradził nam, że jego zawodnicy po sezonie, bez żadnego racjonalnego uzasadnienia zażądali 50 procentowej podwyżki zarobków. - To chore. Póki co zawiesiłem rozmowy, bo nie zamierzam uczestniczyć w takim cyrku. Liczę na rozsądek pozostałych prezesów - powiedział nam jeden z prezesów. O ten rozsądek będzie jednak trudno. Zbawieniem dla klubów miał się okazać KSM oraz zapis o starcie tylko jednego zawodnika z cyklu Grand Prix. Efekt? W tej chwili trwa gorąca batalia o najlepszych zawodników z cyklu Grand Prix. Kiedy karty zostaną rozdane, do boju przystąpią "średniacy", których KSM pasuje do koncepcji składu opartego o zawodników krajowych i lidera z cyklu Grand Prix. Naiwnością byłoby wierzyć, że w świetle pojawiających się informacji, obniżą swoje oczekiwania. Kiedy prezesi będą myśleli, że to, co mieli wydać, już wydali, do głosu dojdą typowe "zapchajdziury", które idealnie będą się komponowały do składu, mającego do wykorzystania niewielki limit KSM.

Ponownie dziennikarze wyjdą na malkontentów, ale w ostatnim czasie pojawiło się wiele tekstów, w których przewidziano właśnie taki scenariusz. Tylko prezesi naiwnie wierzyli, że są w stanie sztucznymi regulacjami ograniczyć wydatki na zawodników. Szwedzi od najbliższego sezonu planują wprowadzić limity finansowe. Czy to się sprawdzi? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że po drugiej stronie Morza Bałtyckiego rozsądku nie brakuje i zawodnicy doskonale wiedzą, że nie zarobią w Elitserien nawet połowy tego, co na polskich torach. Mimo to, podpisują tam kontakty. Opłaca się? Opłaca się mieć zdrowy rozsądek i poruszać w granicach określonego budżetu. Tymczasem w Polsce najpierw podpisuje się kontrakty, a potem zastanawia, skąd wziąć na nie pieniądze.

Kiedy mocno optowałem za tym, że kluby powinny mieć narzucone szkolenie młodzieży, pojawiły się głosy, że to szaleństwo, bo szkolenie juniorów jest bardzo drogie. Czas pokazał, że o wiele droższe okazało się kreowanie zagranicznych gwiazd, które wychowały się na polskich torach. Wraz z zakończeniem kariery Leigh Adamsa zakończyło się mówienie o przywiązaniu do barw klubowych. O tym można było już zapomnieć już kilka lat przez zakończeniem kariery przez Australijczyka. On jeden pozostał jednak wierny barwom Unii i ze świeczką można szukać zawodnika, który tak długo reprezentował barwy swojego klubu. Taka sytuacja nie miałaby miejsca, gdyby regulamin rozgrywek faworyzował wychowanków i zespoły, który zachowują skład z poprzedniego sezonu. Mimo, że co roku słyszymy o problemach finansowych klubów, to pompowanie balonu finansowego nie ma końca. Dzieje się tak dlatego, że pośród klubów biednych, zawsze znajdą się krezusi, którzy spełnią oczekiwania zawodników. To powoduje, że polskie kluby zaczynają przypominać żużlowe bankomaty, z których zawodnicy po meczach wypłacają pieniądze i rozjeżdżają się do domów.

Smutne jest również to, że okres, w którym kluby będą ubiegały się o licencje na przyszły sezon, nie da odpowiedzi na pytanie, kto podpisywał racjonalne kontrakty, a kto ponownie żył ponad stan. Zgodnie bowiem ze źle pojętym dobrem polskiego żużla, otrzymają je wszystkie kluby, bo przecież nie można doprowadzić do zniknięcia ośrodków żużlowych w Polsce. To takie błędne koło, z którego raczej nie ma wyjścia. Może czas wyjechać na nauki do Szwecji i Anglii?

Źródło artykułu:
zgłoś błądZgłoś błąd w treści
Komentarze (0)