Mirosław Jabłoński: Robię to, co kocham

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W niedzielnych derbach Wielkopolski Start Gniezno pokonał PSŻ Lechma Poznań, a kolejny dobry występ zaliczył Mirosław Jabłoński. Zawodnik cieszy się, że jego forma ustabilizowała się na wysokim poziomie.

"Miras" w pojedynku z PSŻ-em wywalczył 8 punktów i bonus. Po zawodach był zadowolony ze swojej postawy, pomimo zera przywiezionego w swoim ostatnim starcie. - W pierwszym biegu Daniel King nam uciekł, ale to już drobnostka. Wykorzystał mały pas przyczepnej nawierzchni. Najważniejsze, że jesteśmy mocni u siebie i każdy musi się nas bać. Można przegrać na wyjeździe wysoko, ale teraz pokazaliśmy, że nawet te dwadzieścia punktów da się odrobić. Wszyscy wiedzą, że tu jest twardo, przyjeżdżają, a i tak przegrywają. Znów udowodniłem, że jestem przydatny tej drużynie - powiedział żużlowiec.

Jabłoński podkreśla, że znów czerpie ogromną radość z rywalizacji na torze. Jest tak nawet w przypadku, kiedy zajmuje ostatnią lokatę. Najważniejsze jest dla niego, że walczy i ma ciągły kontakt z rywalami. - Robię to, co kocham, jeszcze mogę przy tym zarabiać, więc spełniam swoje marzenia - mówi 25-latek. - Jak nie idzie, to w głowie się miesza i jest wiele nerwowych sytuacji, ale oby ten dobry dla mnie czas trwał jak najdłużej.

Przed sezonem wychowanek Startu nie był "pewniakiem" do podstawowego składu ekipy Leona Kujawskiego. Nieudane spotkanie w Poznaniu wzmogło głosy krytyki w stosunku do niego. Żużlowiec jednak nie poddał się, cały czas ciężko pracował i zamknął usta krytykom. - Psychicznie wszystko było cały czas OK - mówi Jabłoński. - W żużlu bardzo potrzeba jazdy. Na początku jej nie miałem, nie dostawałem szans. Jeśli na treningach jest dobrze, a w meczu się nie jedzie, to nie idzie jak trzeba. Tymczasem wystarczy jeden dobry mecz, by wszystko wróciło na dobre tory. Widać, że sprzęt się spisuje, w głowie też mam poukładane, przynajmniej jeśli chodzi o żużel (śmiech) - komentuje.

Mirosław Jabłoński stał się pewnym punktem swojego zespołu

Ostatnimi występami gnieźnianin udowodnił, że wciąż jest wartościowym zawodnikiem. Przed sezonem nie brakowało jednak przeciwników jego startów w I-ligowej drużynie. - Mogę teraz, mówiąc brzydko, śmiać się w twarz tym, którzy mnie skreślili, kwestionowali sens podpisania ze mną kontraktu, bo i takie osoby były. Niech teraz przyjdą i mi to powiedzą, bo są, niestety, w konspiracji cały czas - mówi z uśmiechem na ustach.

Dzięki niedzielnej wygranej Start jest blisko zapewniania sobie miejsca w czwórce zespołów walczących o awans. Jabłoński przestrzega jednak przed nadmiernym rozluźnieniem, wszak już za kilka dni czerwono-czarni podejmować będą RKM ROW Rybnik. - Trzeba być tak zmobilizowanym i skoncentrowanym cały czas - twierdzi. - Na razie o tym meczu nie myślę, w tygodniu jadę do Danii. Drużyna wystawiona na Rybnik będzie starała się zdobyć jak najwięcej punktów, bo na ich terenie zawsze nam ciężko szło - podkreśla.

Wiele pozytywów zawodnik dostrzega w startach poza granicami kraju. Dodajmy, że jest on obecnie piątym zawodnikiem Allsvenskan. - W Szwecji, tak jak w Polsce, trzeba rozszyfrować nawierzchnie, znaleźć jakiś system, wiedzieć, gdzie użyć jakich silników itp. Praktyka czyni mistrza i z czasem wyniki są coraz lepsze.

Na koniec nasz rozmówca zdradził, że w ostatnich dniach nie tylko wziął udział w kilku imprezach, ale zdawał także egzaminy na uczelni. - Na razie mam najlepsze stopnie w grupie, więc tam też idzie nieźle - zakończył uśmiechnięty Jabłoński.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)