I liga była najsilniejsza od lat - rozmowa z Michałem Szczepaniakiem, zawodnikiem Valtry Start Gniezno

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Sezon 2010 była dla Michała Szczepaniaka pierwszym spędzonym w drużynie Valtry Startu Gniezno. Zawodnik dobrze ocenia swoje tegoroczne występy. Równocześnie liczy jednak na progresję wyników w kolejnych latach.

Szymon Kaczmarek: W listopadzie ubiegłego roku mówiłeś, że w I lidze chcesz odbudować swoją formę. Właśnie dlatego wybrałeś klub z Gniezna. Była to słuszna decyzja?

Michał Szczepaniak: Chyba tak. Sezon był w miarę udany. Zaliczyłem wiele niezłych występów i zdobyłem sporą ilość punktów. Nie było więc źle.

Całkiem różowo jednak sezonu ocenić nie można. Mówię tutaj zwłaszcza o początku rozgrywek.

- Rzeczywiście, było kilka wpadek. Na początku jeździliśmy praktycznie tylko w Gnieźnie. Stąd słabsze wyniki na wyjazdach. Tak już jest w żużlu. Wyciągnęliśmy jednak z tych wydarzeń wnioski i potem było już znacznie lepiej.

Kibicom wiele emocji dostarczyła z pewnością runda finałowa. Szanse na baraż straciliście dopiero w Gdańsku.

- Co ja mogę powiedzieć. Z mojego występu w tym meczu jestem w miarę zadowolony, ale w dwóch ostatnich biegach zeszło ze mnie już ciśnienie. Wiadomo, że po utracie szans na korzystny wynik jedzie się inaczej. Ten mecz był do wygrania, tak samo jak wszystkie inne. Tym razem Gdańsk był jednak mocniejszy. Na pewno szkoda, bo można było wykorzystać tę szansę.

Drużyna zrealizowała jednak nadrzędny cel, jakim był awans do pierwszej czwórki. Jak natomiast oceniasz swoje występy w pozostałych rozgrywkach?

- Nigdy przed sezonem nie stawiam sobie konkretnych celów indywidualnych. Można się na tym przejechać. Człowiek zamiast skupić się na jeździe myśli o jakiś założeniach. Trzeba po prostu skupić się na kolejnych zawodach i jechać swoje. Żałuję na pewno kilku wspomnianych już wpadek. Mowa tutaj o pierwszych meczach w Rzeszowie czy Daugavpils. Kilka spraw mogło potoczyć się inaczej, ale taki jest sport. Cieszą natomiast awanse do finałów IMP i MPPK.

Ogromną wagę przywiązujesz do stanu swojego parku maszynowego. Kto zajmował się tuningiem twoich motocykli?

- Sprzęt przygotowywał mój ojciec. Chciałem mu z tego miejsca bardzo podziękować. Również razem z bratem staramy się sobie nawzajem pomagać. Ciągle uczymy się nowych rzeczy i idziemy w tej kwestii do przodu.

Z miejsca stałeś się jednym z ulubieńców gnieźnieńskiej publiczności. W trakcie sezonu się jednak pojawiać opinie, że przez zbyt pasywną jazdę dajesz wyprzedzać się rywalom. Zgodzisz się z tym zdaniem?

- Nie jeżdżę chamsko. Wiem czym to grozi, bo sam kilka razy zostałem powieziony przez innych. Staram się jeździć po sportowemu. Jeśli się jesteś szybki to nikt nie ma prawa ciebie wyprzedzić, w innym przypadku i tak to zrobi. Nie ma sensu narażać siebie oraz innych. Z drugiej strony kilka razy w minionym sezonie pojechałem twardo (śmiech).

Zwróciłeś uwagę na to, w którym miejscu gnieźnieńskiego toru wyprzedzałeś najczęściej?

- Chyba po zewnętrznej, na drugim łuku...(śmiech). To było chyba jedyne miejsce na tym torze, gdzie można było wyprzedzać. Jeśli się dobrze wyjdzie ze startu, to można bezproblemowo uciec rywalom. Jeśli nie, to trzeba się sporo nagimnastykować. Kilka akcji w moim wykonaniu na pewno mogło spodobać się kibicom. Oby tak dalej.

Często widywany w Gnieźnie obrazek - Szczepaniak na prowadzeniu

Po kilku latach w najwyższej klasie powróciłeś do I ligi. Jak wypada ona na tle rywalizacji o medale DMP?

Różnica była, jest i będzie. Nie jest jednak już tak duża, jak kiedyś. Poziom poszczególnych lig się zdecydowanie do siebie zbliżył. Tym bardziej, że I liga była najsilniejsza od wielu lat. Nie było na pewno łatwo.

Wiele mówi się ostatnio o zarobkach zawodników. Jak wypada porównanie obu lig pod tym względem?

- Będąc zawodnikiem drugiej linii w najwyższej klasie można zarobić podobne kwoty, jak będąc liderem ekipy pierwszoligowej. Ekstraliga daje natomiast możliwość jazdy z najlepszymi zawodnikami na świecie. To może tylko podnieść poziom żużlowca. Lepiej przegrać z uczestnikiem Grand Prix, niż regularnie wozić za plecami słabszych zawodników. Nie ma co osiadać na laurach. Trzeba wiedzieć w którym miejscu się stoi i równać do liderów.

Twoim celem są z pewnością regularne i skuteczne starty w Ekstralidze.

- Tak. Chciałbym tam powrócić i zrobię wszystko, aby ten cel osiągnąć. Zobaczmy, jak ułoży się życie. Nie chciałbym jednak robić tego za szybko. Myślę, że jeszcze jeden rok w pierwszej lidze pozwoli mi bardziej podciągnąć swoją dyspozycję. Teraz musiałem sobie przypomnieć kilka torów. Za rok przygotuję się jeszcze lepiej, niż teraz.

Wracając jeszcze do tematu finansów. Kilkukrotnie podkreślałeś, że Twoje zaplecze sponsorskie praktycznie nie istnieje. Jak ocenisz ten rok pod tym względem?

- Przez cały sezon radziłem sobie sam. Pojawiały się jakieś sygnały, ale nic z tego nie wychodziło. Szkoda, bo są to ogromne koszty. Kilka dni temu robiłem bilans. Na same opony wydałem ponad 20 tys. złotych. Obojętnie która to liga, na sprzęt trzeba wydawać podobne kwoty.

Nie muszę więc chyba pytać o Twoją opinię na temat nowego regulaminu finansowego?

- Ten sport jest bardzo drogi. Zarobki może wyglądają fajnie, ale nakłady na sprzęt są ogromne. Inaczej nie będzie wyników. Podawane w internecie kwoty są często zbliżone do rzeczywistych, ale 70-80 proc. z tego idzie na motocykle, przygotowania itp. Nowy regulamin nie jest korzystny dla zawodników pod żadnym względem.

Pozostaje zatem pytanie o sezon 2011. Chcesz zostać w Gnieźnie, czy masz zamiar zmienić otoczenie?

- Trudno powiedzieć. Długa droga przed nami, także zobaczymy. Chciałbym tutaj jeździć, jednak jeszcze trochę czasu jest. Najpierw chcę ochłonąć po minionych rozgrywkach. Następnie usiądę z działaczami do rozmów.

Źródło artykułu: