Mocne słowa mistrza olimpijskiego o Robercie Karasiu. "Jego tłumaczenia nie są dla mnie wiarygodne"

- W tej sprawie bulwersuje mnie kilka rzeczy. Najbardziej chyba to, że chłopak, który dla wielu młodych ludzi był pewnie wzorem, okazał się oszustem - tak o dopingowej wpadce Roberta Karasia i jej pokłosiu mówi mistrz olimpijski Szymon Ziółkowski.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Szymon Ziółkowski (z prawej) WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Szymon Ziółkowski (z prawej).
Sprawa Karasia jest od niedzieli najgłośniejszym tematem w polskim sporcie. Dopingowa wpadka ultratriathlonisty i jego późniejsze tłumaczenia (szerokim echem odbiły się zwłaszcza te z programu "Hejt Park" na antenie Kanału Sportowego) spowodowały, że jego wizerunek człowieka z żelaza mocno ucierpiał. Pod jego adresem pojawiły się liczne głosy surowej krytyki ze środowiska sportowego.

Mistrz z Sydney bez ogródek

Jednym z najdosadniej krytykujących Karasia jest Szymon Ziółkowski, mistrz olimpijski (Sydney 2000) i mistrz świata (Edmonton 2001). - W tej sprawie jest kilka rzeczy, które bardzo mnie bulwersują - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty.

- Po pierwsze Karaś de facto przyznaje się, że brał doping i twierdzi zarazem, że nie stosował żeby poprawić swoje wyniki w triathlonie, tylko do czegoś innego. Druga rzecz: mówi, że jak zdyskwalifikują go w jednej federacji ultratriathlonowej, wystartuje w drugiej. Dla mnie to totalna paranoja. Po trzecie - kilka miesięcy temu cała Polska żyła jego startem w 10-krotnym Ironmanie i udaną próbą poprawienia rekordu świata, a teraz się okazało, że chłopak, który tego dokonał, w którym jak sądzę wielu młodych ludzi widziało swój wzór, jest zwykłym oszustem. I to jest chyba najbardziej bulwersujące - uważa Ziółkowski.

Zapytany o tłumaczenia Karasia, były młociarz, a obecnie trener pięciokrotnego mistrza świata Pawła Fajdka, mówi, że w żaden sposób nie są one dla niego wiarygodne. - Według mnie dla niego i dla całej jego dyscypliny byłoby lepiej, gdyby się nie odzywał - stwierdza.

Sportowcu, sprawdzaj, co bierzesz

- Mam nadzieję, że ten przypadek nauczy wszystkich, którzy próbują bawić się w sport nawet na poziomie amatorskim, żeby mieć ograniczone zaufanie do ludzi dookoła i zażywać wszelkie środki z pełną świadomością, czym one są. Będąc sportowcem, trzeba być świadomym tego, co się bierze. W sporcie olimpijskim nie można brać nawet leków na grypę, bo one zawierają pseudoefedrynę, która jest na liście zakazanych substancji - opisuje.

Krzysztof Maksel, kolarz torowy, olimpijczyk z Rio de Janeiro, na fragment programu "Hejt Park", w którym Karaś wyznał, że nie sprawdził, jakie substancje zawierają środki, które poleciła mu osoba pomagająca mu w przygotowaniach do walki w FAME MMA, zareagował podając mu numer telefonu do Antydopingowego Pogotowia Informacyjnego.

"Dzwonię tam za każdym razem, zanim wsadzę do gęby jakąś tabletkę. Robert Ty też powinieneś!" - napisał na Twitterze Maksel.

- To linia informacyjna działająca przy POLADZIE, całodobowo - wyjaśnia Ziółkowski. - Można zadzwonić i zapytać, czy składniki preparatu, który zamierzamy przyjąć, są na liście środków zakazanych.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Dzieci Kardashian oszalały. Gwiazdor spełnił ich marzenie

"Jestem za tym, żeby zamknąć już ten temat"

Mistrz olimpijski z Sydney odniósł się także do obwinienia przez Karasia dyrektora Polskiej Agencji Antydopingowej POLADA Michała Rynkowskiego o utratę 600 tysięcy złotych w jeden dzień. Wypowiedzi Rynkowskiego dotyczące możliwej kary dla ultratriathlonisty (do czterech lat dyskwalifikacji i utrata rekordu świata) miały wpłynąć na wycofanie się potencjalnych sponsorów.

Ziółkowski na Twitterze skomentował to następująco: "Wskazywanie szefa POLADA jako winnego strat finansowych, gdy samemu przyznaje się do stosowania dopingu, świadomie, jest dyskwalifikujące nie tylko na polu sportowym!". W rozmowie z WP SportoweFakty dodał: - Jeżeli ktoś ocenia w sposób jasny i rzeczowy osobę przyłapaną na dopingu, trudno powiedzieć, że zabrał mu w ten sposób pieniądze. Karaś sam je sobie zabrał biorąc niedozwolone środki. A teraz opowiada, że ktoś, kto mu to wytyka, zabiera mu kasę... Bez żartów proszę - podkreśla.

- Robert Karaś osiągnął sukces, którym wszyscy się emocjonowali, mówili o niesamowitym wyczynie, widzieli w nim sportowca roku. Przecież po ustanowieniu tego rekordu od razu był niemal "santo subito". A teraz się okazuje, że jest oszustem roku - mówi bez ogródek pięciokrotny uczestnik igrzysk olimpijskich (1996, 2000, 2004, 2008, 2012).

- Jestem za tym, żeby zamknąć już ten temat - mówi na koniec Ziółkowski, choć trzeba zaznaczyć, że w podobnym tonie wypowiedział się na samym początku rozmowy z WP SportoweFakty.

- Według mnie lepiej pasjonować się sportowcami, których warto wspierać, a nie osobą, która chyba sama nie wie czego chce. Za niespełna trzy tygodnie zaczynają się mistrzostwa świata w lekkiej atletyce. Tym się zajmijmy - kończy.

Tak tłumaczy się Karaś

Przypomnijmy, że sprawa zaczęła się od opublikowanego w niedzielę oświadczenia na swoich profilach rekordzisty świata w ultratriathlonie na dystansie 10-krotnego Ironmana (38 kilometrów pływania, 1800 kilometrów na rowerze, 422 kilometry biegu). Karaś poinformował w nim, że w próbce pobranej po zawodach, w których uzyskał rekordowy wynik, wykryto substancje zakazane przez Światową Agencję Antydopingową WADA.

Sportowiec stwierdził, że wpadka nie jest efektem świadomego oszustwa, a jego nieostrożności. Wedle jego słów, niedozwolone środki trafiły do jego organizmu w czasie, gdy przygotowywał się do lutowej walki w FAME MMA z Filipem Marcinkiem i miały mu pomóc w zaleczeniu urazów. Zapewnił, że nie przyjął zabronionych substancji w celu poprawienia swojego wyniku na zawodach ultratriathlonowych w Brazylii.

"Środki przyjąłem w styczniu, żebym mógł przygotować się do walki MMA, jaką stoczyłem 3 lutego. Nie miało to żadnego pozytywnego wpływu na moje przygotowania ani sam start w Pucharze Świata, który odbył się pod koniec maja" - napisał na swoim Instagramie. Jako dowód na swoją prawdomówność przedstawił dokumentację z badania wariografem, któremu się poddał.

Z kolei w programie "Hejt Park" na antenie Kanału Sportowego przyznał, że nie sprawdził dokładnie co zawierają suplementy, których przyjęcie zarekomendowano mu w czas przygotowań do walki w FAME MMA. Mówił też, że wiedział, że mogą się w nich znajdować substancje uznawane za doping, natomiast osoba z którą wówczas współpracował powiedziała mu, że znikną one z jego organizmu w ciągu 72 godzin. Powtórzył, że wspomniane środki miały mu pomóc podleczyć urazy i nie miały wpływu na jego przygotowania do ultratriathlonu i sam występ.

Czytaj także:
"Przykro się patrzy". Radwańska skomentowała wpadkę Karasia
"Jest winnym i ofiarą. Swojej naiwności i głupoty". Ostre słowa o Karasiu

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×