Janowicz i Kubot w gronie najlepszych tenisistów bez tytułu ATP na koncie

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Jerzy Janowicz jest najwyżej klasyfikowanym tenisistą bez wygranego turnieju z serii ATP World Tour na koncie. W czołowej "15" tej klasyfikacji znalazło się także miejsce dla Łukasza Kubota.

Łukasz Kubot (Polska, ATP 68*)

31-letni lubinianin, hołdujący czeskiej szkole tenisa i wyznający zasadę etosu pracy, został pierwszym polskim tenisistą od czasów Wojciecha Fibaka, który awansował do czołowej "100" rankingu, wystąpił w III rundzie turnieju wielkoszlemowego oraz zagrał w finale imprezy z cyklu ATP World Tour.

Kubot był blisko końcowego sukcesu, ale w za każdym razem na jego drodze stawali gracze wybitni. Polak dwa razy grał w meczach o tytuł. W 2009 roku na kortach ziemnych w Belgadzie, jako szczęśliwy przegrany z eliminacji, dotarł do finału, w którym przegrał z Novakiem Djokoviciem, zaś rok później, także na ceglanej mączce, zagrał o triumf w brazylijskim Costa do Sauipe, lecz był w stanie urwać tylko jednego gema Juanowi Carlosowi Ferrero.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

W każdym z turniejów wielkoszlemowych Kubot docierał przynajmniej do 1/16 finału, a w tegorocznym Wimbledonie odniósł swój życiowy rezultat, grając w ćwierćfinale. Lubinianin to także znakomity deblista, we wszystkich imprezach Wielkiego Szlema zaliczył co najmniej ćwierćfinał (w Australian Open był nawet w półfinale), ma na koncie 15 występów w finałach gry podwójnych (osiem zwycięstw, siedem porażek), a w 2009 roku, wspólnie z Oliverem Marachem, dostąpił zaszczytu gry w kończącym sezon Finałach ATP World Tour, w którym tradycyjnie występuje tylko osiem najlepszych par deblowych danego sezonu.

Polak, który w deblu był nawet notowany w czołowej "10" rankingu, w singlu najwyżej wdrapał się na 41. pozycję. Kubot w dobrej formie jest graczem niebezpiecznym nawet dla czołowych rakiet świata. Lubinianin ma na koncie pojedyncze triumfy nad tenisistami, którzy w momencie porażki z nim byli klasyfikowany w Top 10 - Andy Roddick, Gaël Monfils, bądź też z zawodnikami, którzy w swojej przygodzie z zawodowym tenisem o "10" zahaczyli - Nicolás Almagro, James Blake. Mimo że kariera Kubota zbliża się z wolna ku końcowi, umiejętności jakie posiada, predysponują go do wywalczenia choćby jednego turniejowego skalpu.

*Ranking: stan na dzień 5 sierpnia 2013 roku

Kenny de Schepper (Francja, ATP 67*)

Dysponującym potężnym serwisem mańkut z Bordeaux, w ubiegłym sezonie przebojem wdarł się do szerokiej elity "challengerowców", wywalczając trzy triumfy w turniejach tej rangi.

25-latek w ciągu zaledwie dwóch lat zawodowej kariery przeskoczył z poziomu ITF Futures, poprzez Challengery, do głównego cyklu ATP. Dzięki swojemu bezkompromisowemu stylowi gry, opartemu na potężnym serwisie, forhendzie i doskonałej grze przy siatce, Francuz jest piekielnie groźnym tenisistą na szybkich nawierzchniach.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

W głównym cyklu rozgrywkowym de Schepperowi najlepiej wiedzie się na nawierzchni trawiastej. To właśnie na trawiastych kortach Wimbledonu Francuz dokonywał historycznych dla siebie osiągnięć: w 2011 roku pierwszy raz zagrał w głównej drabince imprezy wielkoszlemowej, rok później wygrał swój premierowy mecz (z Mathiasem Bachingerem), a w tym sezonie dotarł aż do 1/8 finału, pierwszy raz wygrywając z graczem z Top 20 rankingu (Juan Mónaco).

Po znakomitych występach na zielonym dywanie, de Schepper wskoczył na 67. miejsce w rankingu, najwyższe w karierze. Francuz w turniejach ATP ma na koncie tylko sześć wygranych meczów, nie zagrał jeszcze choćby w ćwierćfinale jakiegoś turnieju, ale osiągnął 1/8 finału w prestiżowych zmaganiach w Queen's Clubie, jednak można być pewnym, że jeżeli jego kariera będzie tak szybko progresować jak dotychczas, to wielkie wyniki prędzej czy później przyjdą.

*Ranking: stan na dzień 5 sierpnia 2013 roku Denis Istomin (Uzbekistan, ATP 66*)

Rosjanin, od 2005 roku reprezentujący barwy Uzbekistanu, to bardzo ciekawa postać męskich rozgrywek. Trenowany przez mamę, Klaudię, odnosił wiele sukcesów na szczeblu challengerowych (wygrał dziewięć turniejów, z czego aż osiem w Uzbekistanie), jednak w zawodach rangi ATP, mimo że od kilku lat notowany w szerokiej światowej czołówce, nie odniósł jeszcze turniejowego zwycięstwa.

26-latek rezydujący obecnie w Moskwie, w głównym cyklu rozgrywkowym zanotował dwa finały: w 2010 w New Haven, przegrany z Serhijem Stachowskim i w 2012 w San Jose, gdzie lepszy od niego okazał się Milos Raonic. Istomin ma na koncie także jeden finał gry podwójnej, wywalczony wspólnie z Carlosem Berlocqiem w ubiegłym sezonie, ale w decydującym pojedynku uzbecko-argentyński duet nie był w stanie pokonać słynnych braci Bryanów.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

Kariera Istomina mogła się zakończyć nim tak naprawdę na dobre się rozpoczęła. W 2001 roku jadąc na turniej rangi ITF Futures w Taszkiencie uległ koszmarnemu wypadkowi samochodowi, po którym na dwa lata musiał zawiesić swoje starty. Wrócił jednak do tenisa i osadowił się w szerokiej czołówce rankingu (obecnie jest 66., najwyżej był 33.).

Istomin to tenisista niezwykle groźny, o czym przekonali się już choćby: David Ferrer, Andy Roddick, Lleyton Hewitt, czy też Tommy Haas, a więc wybitne postacie białego sportu. Uzbek preferuje grę z głębi kortu, ale gdy trzeba potrafi znakomicie poradzić sobie przy siatce. Dysponuje znakomitym serwisem, bardzo dobrze uderza piłkę z obu skrzydeł. Dzięki tym atutom najlepiej prezentuje się na szybkich nawierzchniach i wydaje się, że to właśnie na tego typu podłożu w przyszłości może wywalczyć upragniony tytuł na szczeblu ATP World Tour.

*Ranking: stan na dzień 5 sierpnia 2013 roku Igor Sijsling (Holandia, ATP 65*)

Reprezentant Holandii serbskiego pochodzenia dość szybko przeszedł drogę z Challengerów do głównego poziomu męskich rozgrywek. Sijsling, jeszcze dwa lata temu klasyfikowany w trzeciej setce rankingu, obecnie jest rakietą numer dwa w swojej ojczyźnie, choć nie tak dawno był numerem jeden w holenderskim tenisie, odbierając palmę pierwszeństwa Robinowi Haase.

25-latek z Amsterdamu szerokim forum publicznemu pierwszy raz objawił się we wrześniu 2011 roku, jako kwailifkant dochodząc do ćwierćfinału imprezy w Metz. Na stałe w rozgrywkach ATP World Tour zaczął rywalizować od ubiegłego sezonu, zaliczając jeszcze jeden ćwierćfinał w Kuala Lumpur i półfinał w tym roku w Düsseldorfie. Jednak największym sukcesem Sijslinga jest deblowy finał wielkoszlemowego Australian Open, wywalczone wspólnie z Haase. W meczu o tytuł Holendrzy gładko ulegli słynnym braciom Bryanom.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

Doskonale czujący się na szybkich nawierzchniach reprezentant Oranje, ma w dorobku pięć tytułów challengerowych, w tym trzy wywalczone w ubiegłym roku, który był jak dotąd najlepszym w jego karierze. Największym sukcesem singlowym amsterdamczyka na poziomie ATP World Tour jest tegoroczna III runda Wimbledonu.

Ze względu na sposób gry: znakomity serwis, genialne umiejętności wolejowe, Sijsling większe sukcesy notuje w deblu, gdzie ma na koncie jeden triumf (w Atlancie, wspólnie z Édouardem Rogerem-Vasselinem) oraz trzy finały. Oczywistością wydaje się fakt, iż Holender, który w krótkiej karierze potrafił dobrać się już do skóry Milosowi Raoniciowi, Philippowi Kohlschreiberowi, czy też Jo-Wilfriedowi Tsondze, w niedalekiej przyszłości wywalczy turniejowy skalp na poziomie ATP World Tour i to nie jeden.

*Ranking: stan na dzień 5 sierpnia 2013 roku Adrian Mannarino (Francja, ATP 64*)

Leworęczny, obdarzony świetnym slajsowanym serwisem, francuski tenisista ze względu na bardzo miły dla oka styl gry, doczekał się wielkiej rzeszy fanów, szczególnie tych, szerzej śledzących rozgrywki challengerowe.

O ile w Challengerach Mannarino ma na koncie pięć końcowych triumfów, to już na poziomie ATP World Tour nie wiedzie mu się tak dobrze. Francuz nigdy w karierze nie zagrał w finale imprezy z najwyższego cyklu rozgrywkowego, notując dwa półfinały - Metz 2008 i Johannesburg 2011. W turniejach wielkoszlemowych długo nie mógł przebrnąć II rundy, aż do tegorocznego Wimbledonu, w którym korzystając z pecha rywali i szczęścia w losowaniu, dotarł do 1/8 finału, przegrywając z Łukaszem Kubotem.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

Mannarino to tenisista od kilku sezonów wędrujący pomiędzy Challengerami, a cyklem ATP. Potrafi błysnąć wspaniałym pojedynczym zwycięstwem, ale również miewa serie niewytłumaczalnych wpadek. O dużym potencjale 26-latka z Soizy na własnej skórze przekonało się kliku graczy z szerokiej światowej czołówki. Mannarino ma na rozkładzie choćby Philippa Kohlschreibera (wówczas ATP 18), Gillesa Simona (ATP 12), Juana Mónaco (ATP 26), a najcenniejszym zwycięstwem w jego karierze jest pokonanie na korcie trawiastym w Queen's Clubie Juana Martína del Potro.

Francuz,w przeszłości klasyfikowany w pierwszej "50" rankingu, jest tenisistą niezwykle chimerycznym. Potencjał jaki posiada i sposób, w jaki gra w tenisa, każe sądzić, że stać go na duże wyniki. Jednak Mannarino drzemiących w nim umiejętności wciąż nie potrafi na tyle wykorzystać, by być kimś więcej niż graczem, którego świetnie się ogląda na korcie, ale który nie potrafi nic wygrać.

*Ranking: stan na dzień 5 sierpnia 2013 roku Grega Zemlja (Słowenia, ATP 62*)

Francuzi mieli słynnych czterech muszkieterów tenisowych rakiety lat 20. i 30. XX wieku, natomiast w Słowenii pisze się o "wielkim trio" do którego należą Aljaž Bedene, Blaž Kavčič i Grega Žemlja. Cała trójka w ubiegłym sezonie zrobiła wielki postęp, ale najlepszymi osiągnięciami może pochwalić się właśnie Žemlja.

26-latek z Kranju to już prawdziwie historyczna postać tenisa w swojej ojczyźnie. Został pierwszym Słoweńcem, który zagrał w III rundzie turnieju wielkoszlemowego (US Open 2012), pierwszym, który w karierze zarobił ponad milion dolarów, pierwszym, który awansował do pierwszej "50" rankingu (w lipcu zajmował 43. miejsce). Wreszcie, pierwszym, który zagrał w finale turnieju z serii ATP.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

Žemlji w finale halowej imprezy w Wiedniu zwyciężyć się nie udało, przegrał mecz o tytuł z Juanem Martínem del Potro, ale pozostawił po sobie świetne wrażenie. W ćwierćfinale pokonując choćby Tommy'ego Haasa, dzień wcześniej świętującego 500. wygrany mecz w karierze. Reprezentant Słowenii na poziomie ATP World Tour turniejowego skalpu jeszcze nie posiada, ale wygrał aż sześć imprez challengerowych. W rozgrywkach ATP Žemlja uczestniczy od ubiegłego sezonu. Jak na razie wygrał tylko 44 mecze, ale wśród nich są triumfy nad Janko Tipsareviciem, Grigorem Dimitrowem, czy Fabio Fogninim.

Žemlja występy na głównym poziomie rozgrywek ciągle przeplata grą w Challengerach. Z całej trójki "słoweńskich muszkieterów" wydaję się, że to właśnie on ma największą szansę na pierwsze w historii słoweńskiego tenisa turniejowe zwycięstwo. Zresztą - i bez tego jest w chwili obecnej największą postacią w historii słoweńskiego białego sportu.

*Ranking: stan na dzień 5 sierpnia 2013 roku Yen-Hsun Lu (Tajwan, ATP 61*)

Aż dziw bierze, że Lu w trwającej już 12 lat zawodowej karierze, nigdy nie osiągnął nawet półfinału turnieju na poziomie ATP World Tour. Tajwańczyk ma na koncie wiele zwycięstw w imprezach challengerowych, ale na najwyższym poziomie rozgrywkowym zaliczył jedynie ćwierćfinały w Los Angeles, Atlancie, Johannesburgu i wielkoszlemowym Wimbledonie.

Tajwańczyk, w szczytowym momencie kariery był klasyfikowany na 33. miejscu w rankingu, przez wiele lat był najlepszym Azjatą w zawodowym tourze. Miano to stracił dopiero dwa sezonu temu, gdy na dobre rozbłysnęła gwiazda Japończyka Keia Nishikoriego.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

Lu ma w dorobku pojedyncze zwycięstwa nad tenisistami ze ścisłej światowej elity (Andy Murray, Lleyton Hewitt, David Nalbandian, Tommy Haas, Guillermo Coria). Największym sukcesem Tajwańczyka jest ćwierćfinał Wimbledonu sprzed trzech lat. W drodze do 1/4 finału sprawił wielką sensację, eliminując Andy'ego Roddicka i stał się pierwszym od 15 lat tenisistą z Azji, który zagrał o półfinał The Championhips. Mimo że za swoją ulubioną nawierzchnię podaje hard, to właśnie na trawie notuje najlepsze wyniki.

29-latek z Tajwanu jest uznawany za znakomitego specjalistę od gry podwójnej. W deblu wygrał dwa tytułu z serii ATP oraz dwukrotnie przegrywał w meczu o tytuł. Brak choćby jednego singlowego finału na najwyższym poziomie rozgrywkowym jest największa rysą na tenisowym wizerunku tego bardzo ładnie grającego dla oka zawodnika. Z drugiej strony wielu tenisistów mając do wyboru ćwierćfinał Wielkiego Szlema bądź finał imprezy ATP 250, bez wahania wybierają to pierwsze.

*Ranking: stan na dzień 5 sierpnia 2013 roku Daniel Gimeno (Hiszpania, ATP 59*)

Hiszpan to modelowy przykład tenisisty z tzw. drugiego szeregu. Niczym się nie wyróżniający, rzetelnie wykonujący swoją pracę, większość sezonu spędzający w Challengerach, 27-latek z Walencji od kilku sezonów spokojnie utrzymuje się w czołowej "100" klasyfikacji najlepszych tenisistów globu.

W trwającej już dziewięć lat zawodowej karierze Gimeno nie zagrał jeszcze w finale turnieju z serii ATP World Tour w grze singlowej, osiągnął trzy półfinały - Sankt Petersburg 2012, Gstaad i Stuttgart 2010. Ma za to na koncie wygrany turniej w Viña del Mar w deblu, przed rokiem, wspólnie z Frederico Gilem oraz finał imprezy ATP 500 w Acapulco, razem z Pablo Andújarem. Walencjaninowi o wiele lepiej wiedzie się w rozgrywkach challengerowych, w których dziesięć turniejów zakończył jako triumfator.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

Gimeno najlepszy tenis gra na ceglanej mączce. Na tej nawierzchni sięgnął po dziewięć z dziesięciu challengerowych trofeów, wywalczył tytuł i zagrał w finale imprez ATP World Tour oraz uzyskał dwa z trzech półfinałów na najwyższym poziomie rozgrywkowym w męskim tenisie. Hiszpan w każdym z czterech turniejów wielkoszlemowych dochodził co najmniej do III rundy, a jego najlepszym wynikiem jest 1/16 finału wywalczona trzy lata temu w US Open.

Pomimo 59. lokaty w rankingu jaką zajmuje (najwyżej był 52.) Gimeno jest dopiero dziesiątą rakietą w swojej ojczyźnie. Ilość znakomitych tenisistów, którymi może pochwalić się Hiszpania powoduje, że nigdy nie dostąpił zaszczytu gry w barwach narodowych w Pucharze Davisa, a o jego osiągnięciach niemal nic się nie mówi. Chyba że dokona czegoś spektakularnego, choćby na swoich ulubionych kortach w Madrycie, gdzie potrafił wygrać z Richardem Gasquetem i urwać seta Novakowi Djokoviciowi.

*Ranking: stan na dzień 5 sierpnia 2013 roku Roberto Bautista (Hiszpania, ATP 58*)

W styczniu tego roku wyskoczył niczym królik z pudełka w drodze do finału turnieju w Madrasie wygrywając m.in. z Tomášem Berdychem i Benoîtem Pairem. W meczu o tytuł zatrzymał go dopiero Janko Tipsarević, ale Serb musiał wznieść się na wyżyny umiejętności, bowiem będący na fali Bautista wygrał pierwszego seta 6:3.

Hiszpan w ledwie swoim 12. starcie na poziomie ATP World Tour mógł wywalczyć końcowy sukces i od tego momentu nie potrafi powtórzyć tego osiągnięcia. Bautista, który dopiero od tego sezonu regularnie uczestniczy w rozgrywkach ATP, z wartych odnotowania wyników, oprócz finału w Indiach, ma również w dorobku półfinał w Stuttgarcie i zeszłoroczny ćwierćfinał w Sankt Petersburgu.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

25-latek dość niespodziewanie wkroczył do szerokiej czołówki męskiego tenisa. Bautista, mimo że zdobył tytuł mistrza Europy juniorów, w młodzieńczych latach nie był uznawany za wielki talent, a w juniorskich turniejach wielkoszlemowych nigdy nie przebrnął II rundy (w seniorskich także), nie był także wyróżniającą się postacią na challengerowym podwórku. Może za to pochwalić się dość oryginalnym sukcesem, mianowicie w wieku 21 lat zdobył tytuł... mistrza Igrzysk Śródziemnomorskich.

Bautista swój rozwój opiera na ciężkiej pracy i sumiennym podchodzeniu do obowiązków. Taka postawa pozwoliła mu na w miarę bezbolesny przeskok z Challengerów do najwyższego poziomu rozgrywkowego oraz na awans do Top 60 rankingu.

*Ranking: stan na dzień 5 sierpnia 2013 roku Federico Delbonis (Argentyna, ATP 57*)

22-letni Argentyńczyk zadziwił cały tenisowy świat podczas niedawnego turnieju w Hamburgu. Delbonis w drodze do pierwszego w karierze finału pozostawił w pokonanym polu Tommy'ego Robredo, Fernando Verdasco (broniąc dwóch meczboli), a przede wszystkim - Rogera Federera. W meczu o tytuł miał dwie piłki meczowe, lecz nie potrafił wygrać ze śrubującym wówczas imponującą serię zwycięstw, Fabio Fogninim.

Delbonis, jak wielu mogłoby się wydawać, nie jest tenisistą znikąd. Już od wczesnych lat przygody z białym sportem był uznawany w swojej ojczyźnie za wielki talent. Pierwszy cenny sukces odnotował już jako 18-latek, wygrywając Challengera we włoskim mieście Manerbio.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

Jak na typowego Latynosa przystało, Delbonis najlepiej czuje się na kortach ziemnych. To właśnie na tej nawierzchni odniósł wszystkie cztery triumfy challengerowe jakie ma w dorobku (co ciekawe jedyny tytuł ITF Futures wywalczył w Gwatemali na kortach twardych), a także pierwszy raz błysnął w imprezie rangi ATP World Tour, dwa lata temu dochodząc do półfinału w Stuttgarcie.

Tenisista z Azul w tym sezonie zasłynął nie tylko pokonaniem Federera, ale także z nim premierowy mecz po powrocie rozegrał Rafael Nadal, wygrywając 6:3, 6:2. Delbonis marzy o tym, aby w przyszłości zostać liderem rankingu, póki co, uczynił ku temu pierwszy krok. Po fantastycznym występie w Hamburgu, awansował na 57. miejsce, pierwszy raz w karierze przełamując barierę Top 100.

*Ranking: stan na dzień 5 sierpnia 2013 roku Daniel Brands (Niemcy, ATP 55*)

Od kilku ładnych lat Niemiec jest uznawany za tenisistę dysponującego wielkim talentem, ale nie potrafiącym z niego w pełni korzystać. Brak konsekwencji w grze, a także słabo przygotowanie mentalnie powoduje jednak, że lista osiągnięć Brandsa w porównaniu z jego talentem wygląda dość marnie.

26-latek z Deggendorf nigdy nie zaznał smaku gry w finale na poziomie ATP World Tour, ma za to na koncie sześć tytułów zdobytych w Challengerach oraz 1/8 finału Wimbledonu osiągniętą przed trzema laty.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

Niemiec jest piekielnie groźnym tenisistą na szybkich nawierzchniach, ale i na ceglanej mączce radzi sobie bardzo dobrze. Gdy ma dzień, potrafi być przeszkodą trudną do przeskoczenia nawet dla najlepszych. Przekonał się o tym Roger Federer, którego Brands pokonał w lipcu w Gstaad, czy też Nikołaj Dawidienko i Gilles Simon, którzy w momencie porażki z Bawarczykiem byli klasyfikowanymi w Top 10. Brands w przeszłości potrafił zmusić do największego wysiłku choćby Rafaela Nadala, z którym stoczył niesamowity bój na kortach im. Rolanda Garrosa, czy Juana Martína del Potro, rozgrywając w ubiegłym roku ze słynnym Argentyńczykiem prawdziwy dreszczowiec w wiedeńskiej hali.

Brands, od 2009 roku kursujący pomiędzy cyklem ATP World Tour a Challengerami, nigdy nie zagrał w finale imprezy z serii ATP. Ma w dorobku cztery półfinały: dwa w Monachium i po jednym w Dausze i Wiedniu. Jeżeli niemiecki tenisista nauczy się w pełni wykorzystać swój potencjał, końcowy triumf na najwyższym poziomie męskich rozgrywek na pewno wywalczy.

*Ranking: stan na dzień 5 sierpnia 2013 roku Julien Benneteau (Francja, ATP 34*)

Przez wielu Francuz jest uznawany za najlepszego tenisistę bez tytułu ATP na koncie. Mimo skończonych 31 lat Benneteau wciąż jest w stanie utrzymywać się w szerokiej czołówce rankingu deblowego, jak i singlowego.

Rezydujący obecnie w Genewie reprezentant Francji ma w życiorysie zwycięstwa nad niemal wszystkimi arcymistrzami tenisowej rakiety ostatnich kilku lat, z Federerem, Nadalem, Djokoviciem, Ferrerem, Tsongą, Berdychem i Roddickiem na czele, ale triumfu w turnieju z serii ATP World Tour, mimo aż ośmiu występów w finale, wywalczyć jeszcze nie zdołał. W Wielkim Szlemie, tylko raz przebrnął przez III rundę, osiągając ćwierćfinał Rolanda Garrosa w 2006 roku, w pozostałych 39 startach wielkoszlemowych dochodząc najdalej właśnie do 1/16 finału.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

Francuz to również znakomity deblista. Wspólnie z Richardem Gasquetem na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie zdobył brązowy medal, w każdym z turniejów wielkoszlemowych docierał przynajmniej do 1/4 finału (w US Open grał dwukrotnie w półfinale), a także zwyciężył w ośmiu z 15 deblowych finałów, w jakich brał udział.

Benneteau jest posiadaczem mało chwalebnego rekordu - jest liderem w ilości przegranych finałów bez zwycięstwa. Francuz po części z tego powodu jest graczem bardzo lubianym przez wielu sympatyków męskiego tenisa, ale sporą rzeszę fanów przysparza mu także ujmujący charakter oraz niezwykła waleczność, którą prezentuje na korcie. Benneteau wielokrotnie podkreślał, że marzy o tym, aby zdjąć klątwę przegranych finałów, życzy mu tego wielu, ale doświadczony Rodańczyk ma coraz mniej czasu, by tego dokonać.

*Ranking: stan na dzień 5 sierpnia 2013 roku Grigor Dimitrow (Bułgaria, ATP 31*)

Bułgarski Federer jest uważany za gracza, który w przeszłości zasiądzie na fotelu lidera rankingu ATP i przejmie władzę absolutną nad męskimi rozgrywkami, tak jak w przeszłości zrobił to jego idol, Roger Federer. Dimitrow swój przydomek zawdzięcza oczywiście stylowi gry, łudząco przypominającego grę szwajcarskiego Maestro.

Jednak aby porównania ze słynnym Bazylejczykiem nie były na wyrost, 22-latek musi zacząć nie tylko wzbudzać zachwyt kibiców swoją grę i łamać kobiece serca wyglądem oraz aparycją, lecz przede wszystkim musi zacząć wygrywać, bo jak na razie jedyne godne odnotowania wyniki odnotował jako junior, z triumfami w Orange Bowl oraz w wielkoszlemowych US Open i Wimbledonie włącznie.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

W "dorosłym" tenisie Dimitrow zanotował dotychczas tylko jeden finał na poziomie ATP World Tour, w tym roku w Brisbane. Wystąpił w kilku półfinałach, w Wielkim Szlemie najdalej dotarł do III rundy oraz odniósł kilka pojedynczych spektakularnych zwycięstw. O niewiarygodnym możliwościach Bułgara przekonał się obecny lider rozgrywek, Novak Djoković, ale również inni, bardzo znani gracze, w osobach Tomáša Berdycha, Milosa Raonicia, Tommy'ego Haas, czy też Rafaela Nadala, z którym w lutym 2009 roku, 18-letni wówczas Dimitrow, stoczył pasjonującą trzysetową batalię, a w tym roku w Monte Carlo, w swoim królestwie, znalazł się krok od porażki.

Dimitrow ma w przyszłości objąć władzę w męskim tenisie, póki co stał się osobą historyczną dla bułgarskiego tenisa, będąc pierwszym reprezentantem tego kraju, który zagrał w III rundzie turnieju wielkoszlemowego i 1/8 finału imprezy z serii ATP Masters 1000, pierwszym tenisistą notowanym w czołowej "30" rankingu i z milionem dolarów zarobionych na korcie. Gracz z Hlaskowa jest także pierwszym Bułgarem w historii, który zagrał w finale turnieju ATP World Tour, a kolejne wiekopomne osiągnięcie, czyli turniejowe zwycięstwo, wydaje się być jedynie kwestią czasu.

*Ranking: stan na dzień 5 sierpnia 2013 roku Benoit Paire (Francja, 27*)

Gdyby klasyfikować tenisistów biorąc pod uwagę nie liczbę punktów, a co za tym idzie, ilość sukcesów, ale ze względu na niestandardowość zachowań, Paire z pewnością zajmowałby miejsce w ścisłej czołówce. Jednak w ustalaniu rankingu na szczęście liczą się tylko rezultaty odnoszone w poszczególnych turniejach, tak więc Francuz musi się zadowolić miejscem nie w pierwszej "trójce", a w "30".

Gracz Prowansji w błyskawicznie i bezboleśnie przeskoczył z Challengerów do rozgrywek ATP World Tour. Na niższym poziomie rozgrywkowym Francuz spędził niespełna trzy sezony, w czasie których trzykrotnie mógł się cieszyć z turniejowego zwycięstwa.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

W zmaganiach szczebla ATP, Paire nie zdobył jeszcze żadnego turniejowego skalpu. Dwukrotnie grał w finałach, jednak w obu przypadkach przegrywał dość gładko, ugrywając po pięć gemów w ubiegłym sezonie w Belgradzie w starciu z Pablo Andújarem i w lutym tego roku w Montpellier przeciw Richardowi Gasquetowi. Francuz ma również w dorobku jeden półfinał imprezy ATP Masters 1000 - w tym roku w Rzymie, gdzie pokonując Juana Martína del Potro wywalczył jedynie jak dotąd zwycięstwo nad zawodnikiem z Top 10, natomiast w Wielkim Szlemie najdalej dotarł do III rundy. W styczniu tego roku Prowansalczyk wywalczył tytuł w grze podwójnej, w parze ze swoim przyjacielem, Stanislasem Wawrinką, wygrywając imprezę w Madrasie.

Paire to tenisista o nieograniczonych wręcz możliwościach, lecz ze względu na dość oryginalny sposób bycia jedni go ubóstwiają, innych zaś doprowadza do szewskiej pasji. Francuz przyznaje, że grę w tenisa nie traktuje jako sprawę życia i śmierci, ale przede wszystkim jako dobrą zabawę. Mając taki talent, jaki posiada Paire, jest się wręcz skazanym na wielkie triumfy, lecz trudno przypuszczać, aby Francuz porzucił swoją dewizę gry w tenisa, opierającą się przede wszystkim na dobrej zabawie, na rzecz żelaznej konsekwencji i rzetelności, bo tylko te cechy pozwalają myśleć o wielkich wynikach i miejscu w panteonie gwiazd.

*Ranking: stan na dzień 5 sierpnia 2013 roku Jerzy Janowicz (Polska, ATP 18*)

Nasze zestawienie zamyka najwyżej klasyfikowany i jedyny w tym gronie półfinalista turnieju wielkoszlemowego i finalista imprezy ATP Masters 1000 - Jerzy Janowicz. 22-letni Polak, który przebojem wdarł się do szerokiej światowej czołówki, a jeszcze półtora roku temu brał udział w zmaganiach rangi ITF Futures.

Łodzianin to pierwszy w historii męskiego tenisa w Polsce półfinalista wielkoszlemowy i finalista turnieju Masters 1000, a także pierwszy od czasów Wojciecha Fibaka Polak notowany z czołowej "20" światowego rankingu, a to wszystko osiągnął w ciągu tak naprawdę w ośmiu miesięcy.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

Janowicz regularne występy na poziomie ATP World Tour rozpoczął równo ze startem obecnego sezonu. Oczywiście, w głównym cyklu rozgrywkowym pojawiał się już w ubiegłym roku, czego efektem była III runda Wimbledonu, ćwierćfinał w Moskwie i wywalczony we wspaniałym stylu finał w paryskiej hali Bercy, lecz większą część zeszłego sezonu spędził w Challengerach, wygrywając trzy turnieje tej rangi, wszystkie na nawierzchni ziemnej (łącznie łodzianin ma w dorobku cztery challengerowe trofea). Mimo stosunkowo krótkiej przygody z tenisem z najwyższej półki, o umiejętnościach naszego reprezentanta przekonało się już wiele czołowych postaci białego sportu. Janowicz wygrał z czterema tenisistami klasyfikowanymi w Top 10: Murray, Tipsarević, Tsonga i Gasquet oraz z pięcioma z przedziału 10-20: Simon, Almagro, Kohlschreiber, Querrey i Cilić. W pięciu startach w Wielkim Szlemie tylko raz odpadł w I rundzie, w pozostałych czterech nie schodząc poniżej poziomu 1/16 finału.

Eksperci wieszczą wspaniałą przyszłość pierwszej rakiecie naszego kraju. Sam Janowicz mimo stosunkowo niewielkiego obycia z wielkim tenisem dokonał rzeczy, o których wielu innych graczy może pomarzyć. Polak nie ma jeszcze na koncie na koncie triumfu w turnieju z głównego cyklu, ale dwukrotnie grał w finale imprezy z serii Masters 1000 (raz w singlu i raz w deblu). Jeżeli łodzianin będzie się ciągle rozwijał tenisowo w tak ekspresowym tempie, jak w ostatnich kilkunastu miesiącach, gdy z trzeciej setki rankingu wskoczył do pierwszej "20", to drzwi do spektakularnych zwycięstw w wielkich turniejach stoją przed nim otworem.

*Ranking: stan na dzień 5 sierpnia 2013 roku

Źródło artykułu: