Ludzie łapali się za głowy. Stoch przeżył sportowy koszmar
Sezon nie układał się. Robił jednak wszystko, by do najważniejszej imprezy przygotować się jak najlepiej. Odpuścił start w PŚ, ale MŚ w lotach skończyły się dla niego zanim na dobre się zaczęły. 6 lat temu Stoch przeżył dramat na mamucie w Kulm.
Trzykrotny mistrz olimpijski nie ma już szans na medal, ale będzie skakał w trzeciej i czwartej serii konkursu indywidualnego. 6 lat temu nie miał na to szans, bowiem sensacyjnie odpadł w kwalifikacjach po fatalnym - jak na skocznię do lotów - skoku na zaledwie 134,5 metra.
Zaraz po skoku a nie locie Polaka kibice złapali się za głowy. "O kur***" miał krzyknąć, jak relacjonował "Przegląd Sportowy", Dawid Kubacki, który zobaczył "wyczyn" swojego kolegi z kadry. Wtedy po pierwszej, nieudanej dla Stocha części sezonu nikt nie oczekiwał wielkich fajerwerków, ale nikt nie spodziewał się aż takiej sensacji, jak odpadnięcie Stocha już w przedbiegach. Tym bardziej, że Polak odpuścił wcześniej PŚ w Willingen i spokojnie trenował w Polsce.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: David Beckham w nowej roli. Świetnie sobie radzi z patelniąNic to jednak nie dało. Na starcie kwalifikacji do MŚ w Kulm stanęło zaledwie 45 skoczków. Do zawodów nie awansowało 5 zawodników i w tym gronie - o zgrozo - był mistrz olimpijski i mistrz świata. Sensacja, dramat, fatalny początek mistrzostw dla Polaków - takie nagłówki przebijały się w mediach zaraz po zakończeniu eliminacji. Stoch znalazł się w takim gronie jak Żaparow, Lamy Chappuis, Maksimoczkin czy Fin Klinga. To właśnie ta piątka odpadła.
"Ojej" - zdążył tylko krzyknąć po skoku Stocha Sebastian Szczęsny na antenie TVP. Łukasz Kruczek, w gnieździe trenerskim, bezradnie machnął chorągiewką. Sam Stoch nie dowierzał. Odpiął narty, ale nie ściągnął gogli. Szybko podszedł do tabeli z wynikami, łudził się jeszcze, że mimo tak słabego skoku i fatalnych not (po 13 pkt) może to wystarczyć do awansu. Nie wystarczyło. Wyprzedzał tylko trzech skoczków, a na górze zostali już tylko najlepsi. Szanse na awans były minimalne, po chwili spadły do zera.
Zrezygnowany Stoch machnął ręką i poszedł do szatni. W niej wyładował swoją frustrację. Wahał się, czy jeszcze tego samego dnia nie pojechać do domu. Został jednak, podczas konkurs indywidualnego skakał jako przedskoczek i trawił swoją wielką sportową porażkę. W niedzielę wziął natomiast udział w konkursie drużynowym.
Tamta druzgocąca - jak na potencjał Stocha - porażka nie załamała jednak jego ducha walki. W kolejnym sezonie - już ze Stefanem Horngacherem w roli trenera - Polak odzyskał wielki blask. Wygrał Turniej Czterech Skoczni, a rok później na mistrzostwach świata w lotach wywalczył dwa medale: srebrny w rywalizacji indywidualnej i brąz w drużynie.
Obecny sezon, po pięciu bardzo udanych, znów jest dla niego trudniejszy. Na igrzyskach był o krok od medalu, ale skończyło się 6. pozycją na skoczni normalnej i 4. lokatą na dużym obiekcie. Po igrzyskach olimpijskich Stoch potrafił oddać znakomite skoki, ale brakowało mu stabilizacji na wysokim poziomie. W Vikersund Polak zaczął skakać powtarzalnie, ale zdecydowanie za krótko.
Pozostaje wierzyć, że w sobotę złapie lepsze czucie na dojeździe, poleci o kilka, kilkanaście metrów dalej i odzyska luz psychiczny przed niedzielną drużynówką. Trzecią serię konkursu indywidualnego zaplanowano w sobotę o 16:30. Czwarta, ostatnia, rozpocznie się tuż po niej. Transmisja w TVP i na WP Pilot.
Czytaj także:
Nieoczekiwany lider Polaków na MŚ zabrał głos. Żałuje jednego
Absurdalne sceny na MŚ. Polski skoczek podsumował to najlepiej
Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)