Kuriozum w Willingen. Antyreklama skoków narciarskich

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Alex Gottschalk/DeFodi Images / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Getty Images / Alex Gottschalk/DeFodi Images / Na zdjęciu: Kamil Stoch
zdjęcie autora artykułu

Szefowie PŚ w skokach znów się nie popisali. Na siłę rozegrali jedną serią zawodów w Willingen, która ze sprawiedliwą rywalizacją nie miała nic wspólnego. Najlepiej kuriozalny konkurs oddają noty uzyskane przez najlepszych.

Miała być wichura i prognozy sprawdziły się. Wiatr w Willingen szalał i robił co chciał. Momentami wiało nawet 7-8 m/s. Do tego pojawiały się boczne podmuchy. Jury uparło się jednak i mimo wietrznej loterii przeprowadziło na siłę jedną serię.

O sprawiedliwej rywalizacji można było jednak zapomnieć. Przez pojawiające się potężne podmuchy pod narty, rozbieg ustawiono bardzo nisko. Zawodnicy rozpoczynali najazd z zaledwie 6. platformy. Trzeba było mieć naprawdę silny wiatr pod narty (przekraczający średnio ponad 2 m/s), by w ogóle myśleć o locie ponad 130. metr.

Na taki wiatr trafili nieliczni. W tym gronie było kilku zawodników z czołówki. Ryoyu Kobayashi, Halvor Egner Granerud oraz Marius Lindvik. Pierwsi dwaj mieli prawie 30 odjętych punktów za wiatr i dlatego polecieli aż na 145. oraz 143. metr. Z kolei Lindvikowi odjęto ponad 20 punktów i doleciał do 137. metra, co wystarczyło do najniższego stopnia podium. Wygrał Kobayashi, a drugi był Granerud.

ZOBACZ WIDEO: Była partnerka Milika przeszła metamorfozę. Trudno oderwać wzrok!

Kuriozalne były jednak noty dla najlepszych. Przez potężne odjęcie punktów za wiatr, Kobayashi otrzymał zaledwie 115,6 punktu za swój skok. Często taka nota, w sprawiedliwej rywalizacji, nie pozwala nawet na awans do serii finałowej.

Co więcej, w pierwszej dziesiątce jednoseryjnego konkursu aż 5 skoczków miało notę... poniżej 100 punktów. Z kolei żeby być w trzydziestce, wystarczyła nota 64,9 punktu. Tyle miał 30. Markus Eisenbichler. Czasami taką wartość uzyskiwał najsłabszy skoczek zawodów.

Mimo że w pierwszej trójce byli skoczkowie z czołówki, konkurs nie miał nic wspólnego ze sprawiedliwą rywalizacją. Po prostu Norwegowie oraz Japończyk trafili na świetne warunki. Takiego szczęścia nie miał już lider PŚ Karl Geiger. Niemiec po próbie na 120,5 metra był 20. W odróżnieniu od Kobayashiego czy Norwegów nie miał już tak mocnego wiatru pod narty.

Na jeszcze słabszy podmuchy trafili mocny w tym sezonie Słoweniec Anze Lanisek oraz dwójka Polaków: Kamil Stoch i Dawid Kubacki. Cała trójka miała uśredniony pomiar wiatru poniżej 1,5 m/s i nie mogła wiele zrobić. Najsłabiej spisał się Lanisek, który nie doleciał nawet na 110. metra. Kubacki uzyskał 112,5, a Stoch 115,5 metra. Przy takim wietrze nie dało się wiele więcej.

Z naszych reprezentantów na dobre warunki trafił tylko Piotr Żyła. Mistrz świata przy ponad 25 punktach odjętych oddał niezły, ale bez rewelacji skok. Wylądował na 130. metrze i zajął w jednoseryjnych zawodach 14. miejsce. Niestety kilkadziesiąt minut później został zdyskwalifikowany za nieprzepisowe buty, podobnie jak Stefan Hula (więcej TUTAJ).

Generalnie, w takich warunkach jak w sobotę, konkurs nie powinien się odbyć. Tuż przed igrzyskami olimpijskimi takie zawody, rozegrane przy tak szalejącym wietrze, mogą tylko rozregulować skoczków. Jury postawiło jednak na swoim, przedstawienie się odbyło i po pierwszej serii można było je zakończyć. Szkoda jednak, że znów konkurs był antyreklamą dyscypliny.

Źródło artykułu: