Rewolucja w skokach? Wieloletni sędzia przestrzega przed huraoptymizmem

Wydawało się, że wprowadzenie powtórek dla sędziów oceniających styl w skokach narciarskich to epokowa zmiana. - To nie będzie jednak rewolucja - mówi dla WP SportoweFakty Edward Przybyła i wskazuje dlaczego.

Szymon Łożyński
Szymon Łożyński
Kamil Stoch PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Temat kontrowersyjnych not sędziowskich wraca niczym bumerang po niemal każdym konkursie Pucharu Świata w skokach. Już w tym sezonie, na naszych łamach, pisaliśmy o błędach przy ocenie skoków Andrzeja Stękały w Wiśle i Daniela Hubera w Engelbergu.

W poprzednim sezonie kontrowersji było jeszcze więcej. Eksperci, m. in. były skoczek Jakub Kot, podkreślali wtedy, że sędziowie powinni mieć dostęp do obejrzenia skoku na powtórce, by prawidłowo ocenić styl. Dotychczas arbitrzy nie mieli takiej możliwości, ale wkrótce może się to zmienić.

Norweskie media poinformowały, iż FIS chce wprowadzić tzw. VAR do skoków narciarskich. Sędziowie mieliby możliwość obejrzenia na powtórce każdego skoku zawodnika i dopiero wtedy wystawienia noty za styl (lot i lądowanie). W grudniu w Klingenthal odbyły się już testy takiego systemu. Nie wiadomo jednak, kiedy możliwość oglądania powtórek przez sędziów wprowadzona zostałaby na stałe do Pucharu Świata.

ZOBACZ WIDEO: 17-latek stracił rękę. To, co zrobił, zszokowało cały świat

Doniesienia norweskich mediów szybko zostały okrzyknięte jako rewolucja w skokach narciarskich. Emocje tonuje jednak Edward Przybyła, wieloletni sędzia FIS. - Na pewno taka nowinka nie zaszkodzi, a pomoże sędziom. To nie będzie jednak rewolucja - podkreślił dla WP SportoweFakty.

- Sędziowie i tak nie mają zbyt dużo czasu, żeby dobrze przyjrzeć się tym powtórkom. Po wylądowaniu mają około od 10 do 15 sekund, by wbić notę. Tym samym arbiter zobaczy taką powtórkę raz, maksymalnie dwa razy. To i tak nie to samo, gdy ogląda się skoki w telewizji, gdzie próba pokazywania jest z wielu ujęć. Nie ulega jednak wątpliwości, że to krok w dobrą stronę - dodał.

Podczas 70. Turnieju Czterech Skoczni sędziowie będą oceniać skoczków jeszcze metodą tradycyjną. Tym samym nie będą mogli obejrzeć telewizyjnej powtórki. Bazować będą tylko na tym, co zobaczą z wieży sędziowskiej. Te często są ustawione w złym miejscu i sędziowie nie zawsze optymalnie widzą moment lądowania i dojazdu do linii ocenianej.

- Gdy skok jest czysty technicznie przy lądowaniu, to rzadko zdarzają się pomyłki w ocenie. Gorzej, gdy skoczek dobrze wyląduje, ale potem - jeszcze w strefie oceniania - odjedzie mu narta, albo zachwieje się. Sędziowie nie zawsze to dostrzegą, a nota jest już wystawiona - zwrócił uwagę Edward Przybyła.

Dzięki nowemu systemowi, takich wpadek już by jednak nie było, ponieważ ewentualny późniejszy błąd skoczka sędzia dostrzegłby na powtórce telewizyjnej.

Pierwszy konkurs 70. Turnieju Czterech Skoczni w środę 29 grudnia o 16:30. Transmisja w TVN, Eurosporcie 1 oraz na WP Pilot.

Czytaj także:
"Przesadza". Nie tylko dziwna pozycja najazdowa problemem Piotra Żyły
"Sytuacja zmieniła się o 180 stopni". Był kłopot przed igrzyskami, ale PZN znalazł rozwiązanie

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×