Komentator powinien pozostać w cieniu - rozmowa ze Stanisławem Snopkiem

W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Stanisław Snopek, komentator skoków narciarskich i hokeja w TVP Sport zdradza swoje sposoby na "sprzedawanie" emocji.

Dawid Góra
Dawid Góra

Dawid Góra: Komentuje pan zarówno skoki narciarskie, jak i hokej. Która z tych dyscyplin wyzwala w panu większe emocje, którą komentuje się łatwiej?

Stanisław Snopek: Tymi dyscyplinami sportu interesuję się od bardzo dawna, więc ich komentowanie nie sprawia mi trudności. Oczywiście do każdych zawodów trzeba się odpowiednio przygotować, tak aby potem w transmisji wykorzystać ok. 20 procent posiadanych wiadomości. Myślę, że aby być dobrym komentatorem trzeba bardzo wnikliwie przyjrzeć się tajnikom komentowanego sportu, ważne jest także doświadczenie, czyli lata poświęcone tej dyscyplinie, kontakty z zawodnikami i trenerami, którzy ją tworzą. Aby "sprzedać" emocje trzeba też być kibicem danego sportu, przeżywać go wraz z innymi miłośnikami konkretnej dyscypliny. Dla mnie najbardziej emocjonujące są mecze hokejowe z udziałem reprezentacji Polski. Chciałbym, mówiąc trochę obrazowo, swoim komentarzem pomóc drużynie w odniesieniu zwycięstwa. Cieszę się kiedy wygrywa i przeżywam porażki, chciałbym zarazić miłością do tej pięknej dyscypliny jak największe rzesze rodaków. W skokach jest trochę łatwiej, bo Polacy należą od kilku lat do światowej czołówki. Ta dyscyplina cieszy się też znacznie większym zainteresowaniem Telewidzów.

Jest pan jednym z dziennikarzy, któremu dane było komentować sukcesy Adama Małysza. Który z konkursów z "Orłem z Wisły" w roli głównej, wspomina pan najchętniej?

- Szczęściem dla każdego komentatora jest możliwość komentowania sukcesów sportowców ze swojego kraju. Dzięki Adamowi Małyszowi, a potem także innym polskim skoczkom, ja miałem takie szczęście. Pamiętam wiele wspaniałych konkursów, ale najpiękniejsza była niespodziewana seria zwycięstw Adama na początku obecnego stulecia. Szczególnie ciepło wspominam konkursy rozegrane w 2001 roku w Willingen z fantastycznym rekordem skoczni ustanowionym w 2. serii zawodów przez Małysza - 151,5 m oraz nieco później w Trondheim, także z rekordem obiektu w 2. serii - 138,5 m. To było coś fantastycznego.

Konkursy z Adamem Małyszem były pełne emocji ze względu na osiągane przez niego sukcesy. Co zrobić, kiedy zawody są najzwyczajniej w świecie nudne? Jak z takiej sytuacji może wybrnąć komentator?

- Zainteresowanie skokami narciarskimi w Polsce (przez pewien czas były w naszym kraju sportem nr 2, tuż za piłką nożną) to coś niespotykanego w innych państwach. Adam Małysz dokonał niesamowitej rzeczy w spragnionej zwycięstw swoich sportowców ojczyźnie. On nie tylko wygrywał, ale wygrywał w imponującym stylu zachowując przy tym skromność "normalnego" człowieka. Po prostu był jakby jednym z nas. Taki komfort komentator ma jednak niezbyt często, a przecież jego zadaniem rzeczywiście powinno być zainteresowanie Telewidzów transmisją, zatrzymanie ich przed telewizorami. W przypadku mniej ciekawych konkursów, przerywanych często przez wiatr, niezwykle przydatne jest dobre przygotowanie komentatora, trzeba mieć zawsze w zanadrzu kilka ciekawostek, aby nimi zainteresować Słuchaczy. Bardzo pomocny jest też dobry Wydawca transmisji, który reaguje i pomaga komentatorowi emitując przygotowane wcześniej felietony filmowe, przybliżające tajniki dyscypliny bądź najciekawsze fragmenty wcześniejszych zawodów.

Trzeba przyznać, że na nudę w polskich skokach narzekamy coraz mniej. W naszym kraju wreszcie powstała kadra narodowa z prawdziwego zdarzenia.

- Ostatnie sukcesy polskich skoczków to efekt umiejętnego wykorzystania zainteresowania dyscypliną po sukcesach Adama Małysza. Wyrazy uznania dla Polskiego Związku Narciarskiego z Apoloniuszem Tajnerem na czele, który jest znakomitym organizatorem i potrafi także pozyskiwać sponsorów. Udało się więc w porę zorganizować system szkolenia dla dzieci i zawody z cyklu Lotos Cup, przez które przeszła większość już obecnych kadrowiczów bądź skoczków bezpośredniego zaplecza z medalistami mistrzostw świata juniorów na czele. Pierwszą reprezentację bardzo umiejętnie prowadzi Łukasz Kruczek, który sam był wcześniej skoczkiem, a potem uczył się jako asystent trenera u boku Heinza Kuttina i Hannu Lepistoe. O przyszłość polskich skoków narciarskich możemy być spokojni.

Czy pana marzenie związane z zawodem komentatora odnosi się do konkretnych osiągnięć kadrowiczów Łukasza Kruczka?

- Moje marzenie spełniło się już kiedy z ogólnopolskiego konkursu dla komentatorów sportowych, ja - chłopak z niewielkiego Nowego Targu, absolwent Politechniki Warszawskiej w specjalności sprzęt i aparatura medyczna, zostałem przyjęty do TVP (w 1992 roku wraz z Przemysławem Babiarzem, tegorocznym laureatem Telekamery dla najlepszego komentatora - brawo Przemku!). Dzięki temu, do dzisiaj chodzę do pracy z ogromną przyjemnością, robię to co lubię i cieszę się każdym nowym zadaniem powierzanym mi przez szefów. Komentowanie zawodów to taka wisienka na torcie, bo przecież poza tym robię tu jeszcze mnóstwo innych rzeczy. Nie ukrywam, że bardzo się cieszę kiedy dostaję możliwość pracy komentatorskiej. Szczególną satysfakcję, podobnie jak dla sportowców, daje udział w roli komentatora zawodów podczas igrzyskach olimpijskich, a ja miałem to szczęście w Nagano, Salt Lake City, Turynie i Vancouver. Staram się cały czas podnosić swoje kwalifikacje i zachować swój własny styl komentowania płynący z serca, może trochę pozbawiony nadmiernej egzaltacji, ale mimo wszystko zaangażowany. Wyznaję zasadę, że komentator nie może zdominować widowiska - bohaterami są sportowcy, a my powinniśmy pozostać w cieniu…
Stanisław Snopek Stanisław Snopek


Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×