Polak nie oddał skoku. "Nikt nie chciał mi pomóc"

Paweł Wąsek z absurdalnego powodu nie wziął udziału w niedzielnym konkursie Pucharu Świata w Lillehammer. Sam zainteresowany o przyczynach zamieszania opowiedział przed kamerami Eurosportu.

Szymon Michalski
Szymon Michalski
Paweł Wąsek Getty Images / Alex Gottschalk / Paweł Wąsek
Polscy skoczkowie nie będą miło wspominać niedzielnego konkursu w Lillehammer. Tylko dwóch (Piotr Żyła i Dawid Kubacki) zakwalifikowało się do drugiej serii. W niej zabrakło też Pawła Wąska. Ten w ogóle nie pojawił się na starcie.

Powód? 24-latek nie oddał skoku, ponieważ... zaginęła jego torba ze sprzętem, a dokładniej z butami. Polak nie ukrywał rozgoryczenia zaistniałą sytuacją.

- Sprawa wygląda tak, że do góry jedziemy ubrani w takie "teletubisie", które nas ogrzewają. W normalnych butach. W plecakach mamy buty skokowe, mamy wkładki, rękawiczki , w których skaczemy. U góry mamy domek, w którym się przebieramy w buty skokowe. Jak tam dotarłem, to rozebrałem "teletubisia", odłożyłem plecak i poszedłem do toalety - rozpoczął Wąsek, którego przepytywał Kacper Merk.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zrobił to na siedząco. Po prostu magia

- Wracając z toalety, zauważyłem, że mojego plecaka już nie ma. Ktoś z obsługi uznał, że jak nie ma nikogo przy tym plecaku, to znaczy, że można go wysłać na dół. Poleciałem szybko na wyciąg, ale nie zdążyłem plecaka wziąć. Już pojechał na dół. Poleciałem do kontrolera u góry, żeby to zgłosić. Czy ktoś może dostarczyć plecak do góry, czy mogę skoczyć potem - dodawał Polak przed kamerami Eurosportu.

- Przez radio pogadał z kimś, jury uznało, że tylko jak zdążą wywieźć mi plecak, żebym skoczył w swojej kolejności, to wtedy mogę skoczyć, później już mi nie dadzą. Głupia sytuacja, nie była to moja wina, a reszta… Nikt nie chciał mi pomóc. Uznali, że jak nie zdążę, to sorry, nara - mówił.

Polski skoczek miał sporo pretensji do władz FiS o regulamin, który w takich przypadkach nie działa na korzyść zawodników.

- Pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją, mam nadzieję, że ostatni (...). Mam nadzieję, że ta sytuacja pokaże FIS, by ten przepis jednak zmienić. Jeżeli dzieją się rzeczy, które nie są zależne od nas, to że jest możliwość skoczenia na końcu serii czy coś w tym stylu - zaznaczał.

- Rozumiem, jak z naszej winy się spóźnimy, to ok, takie są zasady. Jak się dzieją takie rzeczy, to mogliby nam trochę pomóc i dać wystartować. W końcu przejeżdżamy wiele kilometrów, szykujemy się do nich, masa pieniędzy idzie na to, żebyśmy skakali, a przez takie głupoty nie możemy wystartować - spuentował.

Dodajmy, że po pierwszej serii na prowadzeniu znajduje się Stefan Kraft.

Zobacz także:
Polacy znów bez błysku

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×