To był szalony sezon. Przedstawiamy najgłośniejsze "hity" PlusLigi

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Paweł Zagumny, prezes Polskiej Ligi Siatkówki
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Paweł Zagumny, prezes Polskiej Ligi Siatkówki
zdjęcie autora artykułu

Miniony sezon PlusLigi przejdzie z pewnością do historii ze względu na natężenie dziwnych, przykrych, ale i śmiesznych zdarzeń. Pokażemy, dlaczego część złośliwych kibiców nazywa ekstraklasę siatkarzy "Dzban-Ligą".

Apel kibiców upadającej Stoczni Szczecin
Apel kibiców upadającej Stoczni Szczecin

1. Pierwszy i ostatni rejs Titanica ze szczecińskiej Stoczni

Od tego wszystko się zaczęło, a pisząc "wszystko", mamy na myśli koniec ostatnich złudzeń kibiców PlusLigi, że liga mistrzów świata prezentuje światowy poziom. Najpierw pojawiły się plotki o większym zaangażowaniu Stoczni Szczecińskiej w miejscowy klub siatkarski i wielkich nazwiskach wiązanych z drużyną, które ku zaskoczeniu wielu stały się faktem. Deklaracje Krzysztofa Śmigla i Jakuba Markiewicza o planach podbicia Europy i ściągnięciu najlepszych siatkarzy były piękne, ale jak się okazało, nie miały prawa być prawdziwe, bo rzeczywisty budżet klubu był daleki od zapowiadanego.

Liga Mistrzów 2019. Vital Heynen jak Juergen Klopp. Bartosz Kurek widzi podobieństwa Być może wycofanie klubu z ekstraklasy, choć bolesne dla wielu kibiców, nie powinnno być tak szeroko i złośliwie komentowane. Ale z historią Stoczni wiąże się bardzo wiele absurdów, które smuciły i bawiły jednocześnie: historia ze światłem, które zgasło podczas pierwsze spotkania w Netto Arenie, poważne wpadki komunikacyjne, dziwaczne wypowiedzi i oświadczenia o ciemnej stronie mocy i zgarnianiu Radostina Stojczewa z lotniska w stylu rodem z filmów akcji... Jeżeli pycha i buta kroczą przed upadkiem, to upadającemu nikt nie współczuje. A koniec końców skutek jest taki, że teraz w polskiej siatkówce wszyscy wystrzegają się słowa "projekt".

Tomasz D.
Tomasz D.

2. Siatkarski kryminał, nie ten boiskowy

Kiedy w październiku zeszłego roku menadżer Georges Matijasević oznajmiał, że jego agencja pożegnała się z pracującym dla niej Tomaszem D., można było mieć podejrzenia, że wydarzyło się coś kłopotliwego dla każdej ze stron. Potrzeba było kilku miesięcy, by sprawa wypłynęła na wierzch i uderzyła z pełną mocą. Okazało się, że były siatkarz i kierownik ZAKSY Kędzierzyn-Koźle pobierał z kont bankowych siatkarzy i trenerów tego klubu zaliczki na spłatę należności dla ZUS-u i Urzędu Skarbowego, a potem je przywłaszczał dla siebie. Co gorsza, to miała być w jego wypadku recydywa.

Sprawa Tomasza D. nabiera tempa. Oszukanych siatkarzy mogło być więcej

Co ciekawe, ujawniona przez dziennik "Sport" afera mogłaby wybuchnąć później, gdyby nie Andrea Gardini, który dowiedział się podczas brania auta w leasing, że zalega polskiemu fiskusowi spore kwoty. Tomasz D. usłyszał zarzuty i trafił do aresztu (z którego wyszedł niedawno za kaucją), a klub ratował kryzys wizerunkowy i dopiął swego, bo przedłużenie umów z pokrzywdzonymi przez D. Benjaminem Toniuttim i Samem Deroo należy uznać za sukces w tej przykrej sytuacji. Kibice głośno komentują całą sprawę, pozwalając sobie na nieprzyjemne komentarze w stosunku do ojca i brata Tomasza D., którzy w tej sprawie niczym nie zawinili.

Ferdinando De Giorgi w barwach Jastrzębskiego Węgla
Ferdinando De Giorgi w barwach Jastrzębskiego Węgla

3. Karuzela z trenerami

Kiedy Ferdinando De Giorgi uznał, że propozycja ze słynnego Cucine Lube Civitanova jest ciekawszym wyzwaniem od kolejnego sezonu pracy w Jastrzębskim Węglu, głośno dawał do zrozumienia w klubie, że chce przenieść się do ojczyzny. Rozstanie przyszło dość gładko (dużo łatwiej niż pożegnanie się JW z Salvadorem Hidalgo Olivą, rozgoryczonym przez odstawienie od pierwszej szóstki), ale niesmak pozostał, i to spory. - Jego zachowanie świadczy tylko o tym, gdzie miał nie tylko nas, ale w ogóle całe środowisko siatkarskie w Polsce - mówił bez ogródek Dawid Konarski.

Ruch De Giorgiego pociągnął za sobą szereg zmian dawno niewidzianych na poziomie PlusLigi: jego miejsce zajął Roberto Santilli, który wcześniej prowadził Indykpol AZS Olsztyn, a jego miejsce w ekipie znad Kortowa zajął Michał Gogol, jeden z rozbitków po zatonięciu Stoczni Szczecin. Jedni bronili Włocha, twierdząc, że miał prawo do takiej, a nie innej decyzji, inni odsądzali byłego trenera polskiej kadry od czci i wiary, a jeszcze inni obserwatorzy ligi żyli w ciągłej niepewności, kogo jeszcze wiatr zmian zdmuchnie z trenerskiej ławki i umieści gdzie indziej.

Dyskusja Benjamina Toniuttiego z arbitrem
Dyskusja Benjamina Toniuttiego z arbitrem

4. Panie sędzio!

Podobno polscy sędziowie siatkarscy są najlepsi na świecie, ale fanów PlusLigi coraz rzadziej takie deklaracje przekonują. Jeżeli w poprzednim sezonie kontrowersji i dyskusji na temat decyzji rozjemców gier było sporo, to w ostatnich miesiącach toczyły się one niemal bez ustanku. Zastanawiano się głośno, dlaczego panowie na słupkach nie potrafią raz na zawsze uporać się z teatrem, który uprawiają podczas spotkań Roberto Santilli czy Andrea Anastasi, albo kiedy zostanie ustalona jedna, wspólna interpretacja błędu przełożenia i naruszenia strefy rywala nad siatką.

Wojciech Maroszek, przewodniczący wydziału sędziowskiego, reagował na głosy krytyki i wspólnie z rzecznikiem PLS Kamilem Składowskim nagrywał materiały, w których wyjaśniał sporne decyzje. To był bardzo dobry pomysł, ale pod koniec sezonu wydarzyły się dwie sędziowskie tragedie, które wzburzyły kibiców i zniszczyły zaufanie do arbitrów PLS. Pierwszą z nich było zawieszenia sędziego Szymona Pindrala za decyzje w półfinale między Aluronem Virtu Wartą Zawiercie i kędzierzyńską ZAKSĄ, drugą "wielbłąd" samego sędziego Maroszka w pierwszym meczu finału ONICO - ZAKSA i zła ocena przyjęcia Piotra Łukasika. Nie zazdrościmy panu Maroszkowi ani jego kolegom po fachu w przyszłym sezonie, to pewne.

Gheorghe Cretu, były trener Asseco Resovii Rzeszów
Gheorghe Cretu, były trener Asseco Resovii Rzeszów

5. Palec niezgody i atakujący... słupek sędziowski

Sport żywi się emocjami, które nierzadko biorą górę nad zdrowym rozsądkiem, z czego potem biorą się kłopoty. Przekonał się o tym trener Asseco Resovii Rzeszów Gheorghe Cretu, który po meczu w Kędzierzynie-Koźlu pokazał do kamer Polsatu Sport krótko, ale wyraźnie... środkowy palec. Internet wrzał od interpretacji tego gestu i rozważań, kogo chciał obrazić rumuński trener i jaki komunikat stał za tym przemyślanym zagraniem.

Głośno było także po zachowaniu Łukasza Kaczmarka, który podczas słynnego już pierwszego spotkania finałowego z furią uderzył w słupek sędziowski tak mocno, że niektórzy bali się o zdrowie sędziego Maroszka. Działacze ONICO domagali się jak najbardziej srogiego ukarania gracza, działacze ZAKSY bagatelizowali zajście, a ostatecznie władze PLS zapowiedziały, że Kaczmarek zostanie ukarany, ale będzie dotyczyła kolejnego sezonu. Czym sprowokowały złośliwców do komentarzy na temat szybkości działania ligowej ręki sprawiedliwości.

Kontuzja Bartosza Kwolka
Kontuzja Bartosza Kwolka

6. Lekarzu, ulecz transfer medyczny

Wydawałoby się, że idea transferu medycznego jest jak najbardziej słuszna. Prezesi klubów PLS zgodzili się, że po okresie transferowym przyznają sobie prawo do zakontraktowania przy spełnieniu określonych warunków gracza, jeżeli ważny zawodnik drużyny ulegnie kontuzji do końca sezonu. A potem przyszło życie i okazało się, że nikt nie jest zwolennikiem przepisów o jokerze medycznym w obecnym kształcie. Bo jak to tak? Jak ONICO może kontraktować na finały ligi Macieja Muzaja, który zakończył już sezon w jednym klubie? W takim razie może dać każdemu klubowi ligi możliwość sprowadzenia sobie Wilfredo Leona na najważniejsze mecze sezonu?

Do tego doszło spore zamieszanie, jakie wywołał swoimi tweetami rzecznik ligi Składowski. W sporach z kibicami na temat prawnych zawiłości wokół sprowadzenia Muzaja uparcie przekonywał, że sprawa jest "jasna i logiczna" i przepisy pozwalają na to, żeby ONICO zastąpiło kontuzjowanego Kurka. A potem musiał wycofywać się ze swoich słów rakiem, kiedy władze PLS skonsultowały się z prawnikami i nie pozwoliły warszawskiemu klubowi na dokonanie takiego transferu. Innymi słowy: rozwiązanie miało być pomocne i proste, a wywołało chaos komunikacyjny i niepotrzebne kontrowersje.

Gracze Stoczni Szczecin
Gracze Stoczni Szczecin

7. Lepiej nie oświadczać

Uczniowie piszą na egzaminach rozprawki, a kluby oraz związki siatkarskie sporządzają oświadczenia. I nierzadko okazuje się, że ci pierwsi lepiej radzą sobie z wymaganiami formy użytkowej. Kiedy kibic PlusLigi widzi słowo "oświadczenie", może w ciemno zakładać, że będzie co czytać. - Wychodzimy z założenia, że zawsze tam, gdzie powstaje dobro, także sportowe, pojawia się też zło. Mamy nadzieję i ogromną wiarę, że siły tego zła nie pokonają naszych ambitnych zamierzeń. Wbrew ich woli, nadal realizujemy założone cele - pisał prezes Stoczni Szczecin Jakub Markiewicz po doniesienia o problemach finansowych klubu, co dziś wywołuje tylko smutny uśmiech.

Głośno było także po oświadczeniu klubu kibica Cerrad Czarnych Radom, którzy nazwali skonfliktowanego z nimi Michała Filipa "wkładem do koszulki" i "człowiekiem bez nazwiska", przez co klub był zmuszony interweniować i jak najszybciej zagasić spór. Na koniec sezonu głośno było o oświadczeniu PLS po kontrowersyjnym meczu ONICO - ZAKSA, ale głównie dlatego, że kibice (zwłaszcza ci ONICO) poczuli się dotknięci nieporadnymi tłumaczeniami, dlaczego liga nie widzi możliwości powtórzenia feralnego spotkania. Niestety, w tym sezonie oświadczenia pełniły najczęściej funkcje komediową.

Spotkanie Trefla Gdańsk w Ergo Arenie
Spotkanie Trefla Gdańsk w Ergo Arenie

8. Ten przeklęty terminarz...

Jak wygląda spychologia w światku polskiej siatkówki? Oto koronny przykład: kibic złości się na to, że przez ciągłe przekładanie spotkań PlusLigi nie jest w stanie zaplanować sobie sportowego wypadu i apeluje o zrobienie porządku z terminarzem ligi. Przedstawiciel ligi odpowie, że jest to prawie niemożliwe przez terminy innych rozgrywek narzucane przez CEV oraz FIVB, a także kłopoty klubów z halami (o czym wspomnimy szerzej), a poza tym komisarz PlusLigi tak dokonuje cudów, znajdując odpowiednie daty w spornych sytuacjach.

Kluby odpowiedzą, że we wszystko niepotrzebnie miesza się stacja Polsat, która miesza w grafiku spotkań i komplikuje codzienną pracę drużyn, a dziennikarze tej telewizji skontrują, że prezesi sami przed sezonem układają sobie taki, a nie inny terminarz gier i nie mają prawa narzekać na to, że Polsat stara się pokazywać jak najwięcej meczów, co zresztą wpływa na pozycję i prestiż PlusLigi. Jak widać, w tej sytuacji winni są wszyscy i zarazem nikt. - Kluby PLS czują się trochę jak w PZPS, organizacji wybieranej przez szerokie gremium, w którym odpowiedzialność się rozprasza. I potem dochodzi do sytuacji, że kluby pytają ligę, jaki ma być terminarz i nawet nie zabierają głosu w dyskusji nad nim - denerwował się prezes klubu z Zawiercia, której wyraźnie bolał brak współpracy wszystkich podmiotów zaangażowanych w PlusLigę.

Kibice ONICO Warszawa w Hali Torwar
Kibice ONICO Warszawa w Hali Torwar

9. ... i hale, których ciągle brak

Dla wielu fanów ligi fakt, że przez brak wolnych terminów na Torwarze ONICO Warszawa rozgrywało swój domowy mecz z Treflem Gdańsk w Łodzi, był dowodem na zupełny upadek jakości rozgrywek. Można z tą tezą dyskutować, bo są gorsze sportowe tragedie niż przeniesienie spotkania do innej hali (nawet o ponad sto kilometrów), ale fakty są nieubłagane: wbrew temu, co myślą niektórzy kibice, mecz siatkówki nie jest dla wielu operatorów hali imprezą pierwszej rangi i jeżeli klub nie pospieszy się z rezerwacją terminu, co nie zawsze jest możliwe, zwykle przegra on walkę o obiekt z targami mieszkaniowymi, koncertem albo innym bardziej dochodowym wydarzeniem.

Nie każdy klub ma halę na wyłączność i czasem musi kursować między obiektami i miastami jak Trefl Gdańsk, albo męczyć się w budynku, który nie zaspokaja potrzeb lokalnej społeczności siatkarskiej. To dotyczy Aluronu Virtu Warty Zawiercie, której prezes Kryspin Baran walczy z miejskim magistratem o jakiekolwiek wsparcie w budowie nowej hali i wyprowadzeniu się z obiektu, którego trybuny przyjmują tylko 1500 osób. Jeżeli dołożyć do tego problemy drużyn z innych lig siatkarskich, jak choćby #VolleyWrocław lub pierwszoligowej Gwardii z tego samego miasta, obraz codziennych problemów polskiej siatkówki jest tym bardziej bolesny.

Siatkarze Chemika Bydgoszcz
Siatkarze Chemika Bydgoszcz

10. Długi? Długo by mówić

Na przełomie 2018 i 2019 roku rozstrzygały się losy Chemika Bydgoszcz, który przed problemy finansowe mógł nie dokończyć sezonu i tylko dzięki wsparciu miasta nie zniknął z PlusLigi podobnie jak szczecińska Stocznia. Kumulacja problemów ligi siatkarzy sprawiła, że o temacie zaległości klubów wobec siatkarzy i trenerów zrobiło się zdecydowanie głośniej niż w poprzednich sezonach. Kibice i media zaczęły domagać się od PZPS i PLS realnych propozycji zapobiegania takim sytuacjom i uszczelnienie systemu licencyjnego.

Presja okazała się mieć sens, jako że PZPS zapowiedział zmiany w procesie licencyjnym i możliwość karania klubów w trakcie sezonu za niespłacone umowy. Skorzystała na tym także Liga Siatkówki Kobiet, w której ten problem jest dużo głębszy. Ale nie oznacza to końca walki o poprawę jakości "ligi mistrzów świata", która ujawniła zbyt dużo słabości, by kibice traktowali to określenie poważnie. - Ta liga w nazwie ma słowo profesjonalna i nie może być takiej popeliny, że funkcjonują w niej kluby, które nie płacą zawodnikom przez kilka miesięcy - mówił Łukasz Kadziewicz, jeden z najbardziej zapalonych orędowników zmian.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Izabela Kruk broni Michała Kucharczyka. "Krytyka ma pewne granice"

Źródło artykułu:
Czy PlusLiga w przyszłym sezonie zasłuży na to, by przestać nazywać ją Dzban Ligą?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (0)