MŚ 2018: europejskie starcie pełne emocji. Słoweńcy odwrócili losy meczu i pozostali niepokonani

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: reprezentacja Słowenii mężczyzn
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: reprezentacja Słowenii mężczyzn
zdjęcie autora artykułu

Po dwóch setach Słoweńcy przegrywali z Belgami 0:2, jednak odwrócili losy meczu i zwyciężyli po tie-breaku. Bohaterem ekipy Slobodana Kovaca był 30-letni Alen Sket, który rozpoczął spotkanie na ławce rezerwowych.

Reprezentacja Słowenii doskonale rozpoczęła tegoroczne mistrzostwa świata, wygrywając dwa pierwsze mecze. W konfrontacji z Belgami faworytem byli jednak podopieczni Andrei Anastasiego, którzy doskonale zaprezentowali się przeciwko Argentynie, wygrywając 3:1. W rywalizacji z Włochami nie udało się tego wyczynu powtórzyć, jednak Azzuri to zdecydowany faworyt grupy A i kandydat do medalu. Porażka Czerwonych Smoków nikogo więc nie zaskoczyła.

Belgowie, podobnie jak w konfrontacji z Albicelestes, od początku meczu postawili na grę skrzydłami. Niewiele było wirtuozerii w rozegraniu Stijna D'Hulsta, mimo że proste środki nie wystarczały na Słoweńców. Gracze Slobodana Kovaca, po pierwszej przerwie technicznej wypracowali sobie kilkupunktową przewagę, dzięki dobrej grze w ataku Jana Kozamernika i Mitji Gaspariniego (14:12). Podopieczni Andrei Anastasiego, tak jak w poprzednich meczach, grali jednak bardzo cierpliwie. To się opłaciło, bowiem kilka udanych ataków Brama Van den Driesa i Simona Van De Voorde pozwoliło ekipie z Nideralandów przejąć inicjatywę (20:18). Ambitni Słoweńcy do końca próbowali odwrócić losy partii, jednak bezskutecznie. Bohaterem czwartej ekipy ostatnich ME okazał się Tomas Rousseaux, zdobywca decydujących punktów.

Dobre zagrywki Sama Deroo i skuteczny blok sprawiły, że początek drugiego seta ułożył się po myśli Belgów (6:3). Słoweńcy mieli spore problemy z dokładnym przyjęciem. Gra na wysokiej piłce nie funkcjonowała w zespole Slobodana Kovaca najlepiej, a to była woda na młyn dla graczy prowadzonych przez Andreę Anastasiego, którzy wyprowadzali skuteczne kontrataki, bądź stawiali blok nie do przejścia (14:8). Szkoleniowiec ekipy z Bałkanów bezradnie spoglądał w stronę swoich zawodników, którzy wyglądali na boisku na kompletnie zagubionych. Brakowało przede wszystkim organizacji w grze obronnej. Dopiero w końcówce seta siatkarze znad Adriatyku nieco się przebudzili. Na odrobienie strat zabrakło jednak czasu.

Dwa wygrane sety najwyraźniej uśpiły Belgów, którzy w trzeciej partii oddali inicjatywę. Słoweńcy poprawili skuteczność w ataku i wykorzystali słabość rywali. Doskonale radził sobie zwłaszcza Alen Sket, który po raz pierwszy na boisku pojawił się w trakcie drugiego seta. Trzecią odsłonę 30-letni przyjmujący rozpoczął w wyjściowej szóstce, zmieniając Klemena Cebulj'ego. Siatkarze z Niderlandów długo nie potrafili znaleźć recepty na skrzydłowego Halkbanku Ankara. Po tym jak swoją zagrywkę odpalił Mitja Gasparini, jasne stało się, że zespół Andrei Anastasiego nie zdoła zakończyć tego meczu z czystym kontem. Na nic zdały się ataki Sama Deroo, który w końcówce próbował poderwać kolegów do walki. Tym razem powody do satysfakcji mieli gracze z Bałkanów.

Agresywny serwis Słoweńców sprawił, że Belgowie zmuszeni byli odrabiać straty także w czwartej odsłonie. Mieli z tym spore problemy, bowiem niedokładne przyjęcie utrudniało rozgrywanie akcji Stijnowi D'Hulstowi. Na szczęście dla podopiecznych Andrei Anastasiego, w szeregach Czerwonych Smoków niezawodny był Simon Van De Voorde, dzięki czemu przewaga podopiecznych Slobodana Kovaca nie była zbyt znacząca (9:11). Przełamanie graczy z Niderlandów nastąpiło po drugiej przerwie technicznej. Najpierw potrójny blok zatrzymał na środku siatki Jana Kozamernika, chwilę później fatalnie przestrzelił Mitja Gasparinii i to czwarty zespół ostatnich mistrzostw Europy wyszedł na prowadzenie (19:18). Ostatnie słowo należało jednak do reprezentacji Słowenii, która niespodziewanie doprowadziła do tie-breaka.

W piątej odsłonie meczu emocji było co niemiara, bowiem gra od początku do końca toczyła się cios za cios. Żadna z ekip nie zdołała nawet na chwilę odskoczyć na więcej niż jeden punkt. Jako pierwsi przełamali rywali Słoweńcy. Bohaterem drużyny został Alen Sket, którego wejście na parkiet odwróciło losy meczu. To właśnie 30-letni skrzydłowy zdobył w końcówce kluczowe punkty, zapewniając swojej ekipie niespodziewane zwycięstwo.

Belgia - Słowenia  2:3 (25:22, 25:21, 19:25, 23:25, 13:15)

Belgia: D'hulst, Deroo, Van De Voorde, Van Den Dries, Rousseaux, Verhees, Stuer (libero) oraz Valkiers, Tuerlinckx, Klinkenberg;

Słowenia: Urnaut, Kozamernik, Pajenk, Gasparini, Vincić, Cebulj, Kovacić (libero) oraz Stern, Ropret, Sket.

Tabela gr. A:

Miejsce Zespół Mecze Z-P Sety Punkty
1 Włochy 5 5-0 15:2 15
2 Belgia 5 3-2 11:8 10
3 Słowenia 5 3-2 12:10 9
4 Argentyna 5 2-3 10:11 6
5 Japonia 5 2-3 8:11 5
6 Dominikana 5 0-5 1:15 0

Mecze Polaków na Mistrzostwach Świata można obejrzeć na żywo również w Internecie i na urządzeniach mobilnych za DARMO na kanale TVP 1, na platformie WP Pilot.

ZOBACZ WIDEO Bułgarzy chcą złamać regulamin? "Będziemy chcieli zaprotestować przeciwko temu"

Źródło artykułu:
Czy wygraną reprezentacji Słowenii nad Belgią można uznać za niespodziankę?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (1)
5teel
16.09.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Słowenia ładnie ciśnie :) czyzby czarny kon turnieju jak kilka lat temu na ME a Belgia jest już absolutnie pod scianą jesli nie wygrają z Japonią to mogą do następnej fazy wejsc z zerowym kont Czytaj całość