Bartłomiej Kluth obudził Espadon Szczecin. "Trudno jest mnie złamać"

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Kacper Kolenda / Na zdjęciu: Bartłomiej Kluth
WP SportoweFakty / Kacper Kolenda / Na zdjęciu: Bartłomiej Kluth
zdjęcie autora artykułu

Dopiero po wejściu na boisko Bartłomieja Klutha, Espadon Szczecin zaczął toczyć równorzędną walkę w wygranym 3:2 meczu z Łuczniczką Bydgoszcz. - Mam za sobą pewne niepowodzenia, ale trudno jest mnie złamać - mówi atakujący.

W tym artykule dowiesz się o:

Espadon Szczecin przegrał pierwszego seta 14:25. Gra zespołu z Pomorza Zachodniego była naszpikowana pomyłkami i nieporozumieniami. Dość powiedzieć, że dwa punkty oddał Łuczniczce Bydgoszcz wskutek błędu w ustawieniu. Tylko dwaj jego siatkarze byli w stanie zdobyć jakikolwiek punkt atakiem. - Początek meczu staje się trudnym momentem, kiedy nie podejdzie się do niego właściwie mentalnie. Tak było w naszym przypadku. Zanim zebraliśmy się do walki, nijaki set przeleciał nam przez palce jak wiatr. Łuczniczka robiła na boisku co chciała - wspomina Bartłomiej Kluth, atakujący Espadonu Szczecin.

- Obudziliśmy się w drugim secie. Pomogły nam też elementy siatkarskie, bloki, asy serwisowe, które scalają drużynę. Zaczęliśmy je powielać i zarazem przeważać na boisku - dodaje. Ważne dla pojedynku było również wejście Klutha na boisko. Trener Michał Gogol nie miał wyboru, ponieważ podstawowy atakujący Mateusz Malinowski miał 0 procent skuteczności w pierwszym secie. Druga strzelba Espadonu wystrzeliła z kolei 23 punktami i stała się pierwszym wyborem Eemiego Tervaporttiego.

- Każdy walczy o swoje. Trener Gogol ma nad nami pełną kontrolę i do niego należy ustawianie klocków w zespole. Po trzech meczach w kwadracie rezerwowych wiem, że każdy jest gotowy wejść stamtąd do akcji i pomóc drużynie. W ostatnim meczu udało mi się to. Jeżeli będziemy mieć kilkunastu chłopaków gotowych do wejścia na boisko, którzy chcą pokazać charakter i siłę, będziemy niebezpieczni dla każdego - mówi Kluth.

Atakujący Espadonu przyćmił jednym występem trzy poprzednie Mateusza Malinowskiego i jednoznacznie zaapelował o powrót do szóstki. - Za mną "debiucik", ponieważ po raz pierwszy w sezonie mogłem spędzić na boisku trochę czasu. Mam za sobą pewne głupoty i niepowodzenia, ale akurat jestem takim zawodnikiem, który nie przejmuje się nimi mocno i trudno jest mnie złamać. Jeszcze ważniejsze od mojego indywidualnego wyniku jest zwycięstwo zespołu - podkreśla były zawodnik Trefla Gdańsk.

ZOBACZ WIDEO: Polka zachwyciła miliony internautów. Dziś jest bohaterką filmu "Out of Frame"

Dla szczecinian zwycięstwo 3:2 z Łuczniczką Bydgoszcz jest cenne, ponieważ odniesione po gorszej grze niż w meczach z Cuprum Lubin i Cerrad Czarnymi Radom. Espadon staje się coraz regularniejszy, ponieważ zapunktował w trzech kolejkach z rzędu. - Sam początek starcia nie był dla nas zbyt kolorowy. Pewnie w statystykach po pierwszym secie były same zera, ale generalnie cały mecz nam się udał i tak trzeba do tego podchodzić. Mam nadzieję, że nikt nie będzie wyciągać na wierzch mankamentów i przykrywać nimi pozytywy. Skoro wygraliśmy, to widocznie zasłużyliśmy na to dobrą grą w pewnych momentach.

Kolejnym przeciwnikiem Espadonu będzie we wtorek ONICO Warszawa. - Nie widzę przeszkód, żeby zapunktować czwarty raz z rzędu w Warszawie. Celem jest zwycięstwo. Nigdy nie stawiam sobie niższego, bo wygrywanie jest istotą każdego sportu.

Źródło artykułu: