Nieprzeciętne możliwości Aleksandra Śliwki. Przed nim wielka przyszłość

Zdjęcie okładkowe artykułu: Newspix / PressFocus / Lukasz Laskowski / Na zdjęciu: Aleksander Śliwka
Newspix / PressFocus / Lukasz Laskowski / Na zdjęciu: Aleksander Śliwka
zdjęcie autora artykułu

Przyjmujący Aleksander Śliwka znakomicie spisał się w meczach reprezentacji Polski podczas pierwszego weekendu Ligi Światowej. O jego potencjale przekonały się na własnej skórze czołowe światowe marki: Brazylia i Włochy.

"Sensacyjny bohater meczu. Zupełnie nie było po nim widać statusu debiutanta w Lidze Światowej. Stosując wyborną technikę, raz po raz zaskakiwał Brazylijczyków różnorodnymi atakami (8/13 - 62 proc.). Nie gorzej wypadł w bloku i zagrywce (po 2 punkty). Lepszego początku w dorosłej kadrze nie mógł sobie wymarzyć" - tak w pomeczowych ocenach opisywaliśmy piątkowy (02.06) debiut Śliwki w pierwszej reprezentacji.

- Nawet nie marzyłem o takim debiucie. Założyłem sobie, że muszę wykorzystać szansę daną przez trenera. Po prostu robiłem swoje i fajnie wyszło - mówił natomiast sam zainteresowany na antenie Polsatu Sport.

Nie spoczął na laurach. Kolejnego dnia bardzo dobrze zagrał z Włochami. Jakub Bednaruk, który trenował Śliwkę w AZS Politechnice Warszawskiej i reprezentacji Polski juniorów, podkreśla, że od pierwszego dnia współpracy dostrzegł w nim ogromny potencjał.

- Od razu było widać, że jest facetem o nieprzeciętnych możliwościach. Dało się to dostrzec w takich aspektach jak technika, kontrola nad piłką, zmysł taktyczny czy koordynacja ruchowa. Piłka w ogóle nie przeszkadzała mu w grze. Każdy kontakt z nią dawał mu przyjemność. W żadnym jego zagraniu nie było przypadku - opowiada szkoleniowiec.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Magiczna akcja a la Zidane

Impuls do utworzenia klubu

Śliwka rozpoczął siatkarskie treningi w piątej klasie szkoły podstawowej. Uczynił to w rodzinnym Jaworze. Wiąże się z tym interesująca historia. Rodzice myśleli o wysłaniu syna na zajęcia do innego klubu, ponieważ w mieście nie było żadnego męskiego zespołu. Ostatecznie jednak decydujący krok wykonała jednak jego mama.

- Moja mama była trenerką w zespole żeńskim w Jaworze, który był jedynym klubem w moim mieście. Po jakichś zawirowaniach czy kłótniach, założyła wraz z koleżanką klub siatkarski dla chłopców. No i powstał Spartakus Jawor. Może to trochę na wyrost powiedziane, że specjalnie dla mnie, ale na pewno pomogło mi to zacząć przygodę z siatkówką - wyjaśniał zawodnik w jednym z wywiadów dla WP SportoweFakty.

Aktualnie w Spartakusie trenuje młodszy brat Aleksandra. Reprezentant Polski nie zapomina o korzeniach. Bacznie śledzi losy drużyny. Kiedy przebywa w rodzinnych stronach, przychodzi na jej mecze, a młodym graczom rozdaje sprzęt. Wyróżnia się skromnością. Jego dotychczasowa kariera w PlusLidze nie zawsze była bowiem usłana różami. Pobił Leona i zniknął

Nim trafił do pierwszej reprezentacji, miał za sobą trudny okres w Asseco Resovii Rzeszów. Pierwsze miesiące spędzone w klubie z Podkarpacia nie zwiastowały jednak jego dalszych kłopotów.

Śliwka perfekcyjnie wykorzystywał otrzymane szanse na początku sezonu 2015/2016. Został wybranym najlepszym zawodnikiem Memoriału Zdzisława Ambroziaka. Błysnął też na europejskiej arenie. Za występ w grupowym meczu Ligi Mistrzów przeciwko Dragons Lugano został wybrany przez CEV (Europejska Konfederacja Siatkówki - przyp. red.) do szóstki kolejki.

Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że był wówczas najmłodszym graczem w historii rozgrywek, który dostąpił tego zaszczytu (20 lat i 166 dni). Wyprzedził w tym zestawieniu samego Wilfredo Leona. Dwa miesiące później musiał ustąpić miejsca na szczycie Słoweńcowi Janowi Kozamernikowi.

Kolejne miesiące w rzeszowskim zespole nie były już dla Śliwki udane. Odkąd do pełni dyspozycji powrócili czterej pozostali przyjmujący, dla młodego siatkarza niejednokrotnie brakowało nawet miejsca w meczowej kadrze.

- Nie mam żadnego żalu ani pretensji. Trener wybierał tych, którzy w danym momencie byli najlepsi. Na pewno było to dla mnie trudne, ale zarazem cenne i pouczające doświadczenie. Nie mogę więc powiedzieć, że straciłem rok - podkreślał przyjmujący.

Pozostać sobą

Do odbudowania swojej silnej pozycji na ligowym podwórku wystarczył mu rok. Udanymi występami w barwach Indykpolu AZS Olsztyn przyciągnął uwagę Ferdinando De Giorgiego. Włoch już na początku współpracy z reprezentacją Polski ocenił go wyżej niż kilku innych przyjmujących, między innymi Wojciecha Włodarczyka.

- Olek jest już w pełni ukształtowanym siatkarzem. Za nim dwa pełne sezony grania w PlusLidze, a to bardzo duży kapitał. Zawodnicy urodzeni w 1995 roku już nie są juniorami. Nie ma co ich traktować jako młodych obiecujących. To faceci mający predyspozycje do decydowania o losach meczu. I tego od nich wymagajmy - dodaje Jakub Bednaruk.

Analizując kolejne wypowiedzi Śliwki, nie sposób podejrzewać, by miał zboczyć na niewłaściwą drogę. Przemawiająca przez niego pokora widoczna jest na każdym kroku i prowadzi go w kierunku dużej międzynarodowej kariery.

- Taka jest moja natura. Dla mnie najważniejsze jest, żeby się nie zmieniać. Jedyne, co chcę mieć przed sobą, to codzienne treningi i gra na sto procent. Muszę się rozwijać, bo inaczej nie mam szans zostać na wysokim poziomie - deklarował, już niemal przed dwoma laty, jeden z bohaterów pierwszego weekendu Ligi Światowej 2017. I w swoich założeniach pozostał bardzo konsekwentny.

Wiktor Gumiński 

Źródło artykułu: