Zamiast biletu do Pragi… bilet do domu - podsumowanie rewanżowych spotkań 1/4 Ligi Mistrzów

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Miały być wielkie emocje, miał być wielki awans. Niestety jednak rzeczywistość brutalnie zweryfikowała aktualną formę polskich drużyn - PGE Skry Bełchatów oraz Domexu Tytan AZS Częstochowa. W wielkiej czwórce Ligi Mistrzów zabraknie polskich drużyn, które swe rewanżowe spotkania zakończyły porażkami 0:3… Do Pragi natomiast pojadą Iskra Odincowo, Iraklis Saloniki, Itas Diatec Trentino oraz Lube Banca Macerata.

W tym artykule dowiesz się o:

Iraklis Saloniki - VFB Friedrichshafen 3:0 (25:18, 25:20, 28:26)

Po sensacyjnie gładko przegranym pierwszym spotkaniu VFB Friedrichshafen z Iraklisem Saloniki 0:3, greckiej drużynie w rewanżowym meczu do upragnionego awansu do Final Four potrzebny był tylko jeden wygrany set. Spotkanie rozpoczęło się po myśli siatkarzy Iraklisu - ich szybkie prowadzenie 3:1 zmusiło trenera Moculescu do wzięcia czasu dla swojej drużyny, która nie mogła przecież pozwolić sobie na przegranie choćby jednej partii. Po czasie znakomita gra w bloku oraz as serwisowy Jose sprawiły, że na pierwszej przerwie technicznej VFB zanotowało jednopunktową przewagę nad rywalem. Po niej jednak na parkiecie dominowali już Grecy - kapitalnie blokowali, a niemiecka drużyna miała problemy z przyjęciem ich serwisów. VFB Friedrichshafen oddało Grekom w tym secie w sumie aż jedenaście punktów po własnych błędach! Wygrana pierwszej partii przez Iraklis 25:18 zapewniła im awans do Final Four Champions League w Pradze. Mecz jednak musiał trwać dalej… Na początku drugiego seta wszyscy siatkarze wyglądali dosyć "niewyraźnie" - nad halą zawisła bowiem "mgła zwycięstwa" - 3,500 fanów zgromadzonych na hali rozpoczęło świętowanie awansu swojej drużyny. Odpalenie rac i ostatecznie zapełnienie całej hali uciążliwym dymem, uniemożliwiło kontynuowanie spotkania. Wymuszona przerwa nie wpłynęła jednak negatywnie na graczy Iraklisu - popełniali znacznie mniej błędów niż siatkarze niemieckiej drużyny, którzy myślami byli już w domu… Ostatecznie VFB Friedrichshafen nie udało się zakończyć swojej przygody z europejskimi pucharami zwycięstwem chociażby jednej partii z Iraklisem. - Graliśmy dobrze i udało nam się awansować do Final Four. Nasi kibice bardzo nam pomogli i chcemy by pojechali z nami do Pragi. Pojedziemy tam nie po to by oglądać zawody. Pojedziemy i zrobimy wszystko co w naszej mocy - skomentował po spotkaniu trener Iraklisu, Gulinelli.

Itas Diatec Trentino - Domex Tytan AZS Częstochowa 3:0 (25:19, 25:14, 25:12)

Pokonali dwukrotnie wielką Coprę Piacenzę - dlaczego nie mieliby powalczyć jak równy z równym z drużyną Łukasza Żygadły i Michała Winiarskiego - Itasem Diatec Trentino? Rewelacyjnie poczynająca sobie w europejskich pucharach drużyna Radosława Panasa nie miała jednak siły przeciwstawić się siatkarzom włoskiego zespołu. Pierwsze spotkanie Częstochowy z Itasem w hali Polonia zakończyło się wynikiem 3:1 dla teamu Radostina Stojczewa. Gdyby jednak mecze kończyły się po drugiej przerwie technicznej, to w spotkaniu rewanżowym siatkarze spod Jasnej Góry mieliby być może zwycięstwo w kieszeni… Popełnione w decydujących momentach spotkania błędy, zarówno w przyjęciu, jak i ataku, uniemożliwiły wygranie przez AZS chociażby jednej partii. Najlepszym zawodnikiem spotkania był… Polak. Michał Winiarski zdobył w sumie piętnaście punktów i dał się we znaki częstochowskim zawodnikom szczególnie w drugim secie - po przerwie technicznej, na której włoska drużyna prowadziła 16:14, popularny "Winiar" popisał się kapitalną serią zagrywek. Częstochowianie stanęli i do końca drugiej partii nie zdobyli już żadnego punktu! Cały set zakończył się wynikiem 25:14 dla Itasu, który po jego wygraniu mógł już cieszyć się z wywalczonego awansu do najlepszej czwórki Ligi Mistrzów. Trzecia partia była już czystą formalnością. Całe spotkanie trwało w sumie tylko 71 minut. Kibice częstochowskiej drużyny musieli tym samym pogodzić się z tym, że wspaniała przygoda podopiecznych Radosława Panasa w elitarnych rozgrywkach Ligi Mistrzów dobiegła niestety końca. Młodzi zawodnicy i tak z nadwyżką zrealizowali swoje cele w tegorocznej edycji prestiżowych rozgrywek, dostarczając polskim kibicom niesamowitych emocji. Teraz na częstochowską drużynę czekają ciężkie potyczki w PlusLidze z Asseco Resovią Rzeszów.

Zenit Kazań - Lube Banca Macerata 3:2 (20:25, 25:23, 23:25, 25:20, 15:11)

Po pewnym zwycięstwie Maceraty nad Zenitem Kazań w pierwszym spotkaniu, by wywalczyć bilet do Pragi, włoskiej drużynie potrzebny był w meczu rewanżowym tylko jeden wygrany set. Tak jak się spodziewano, drużyna polskiego przyjmującego, Sebastiana Świderskiego, od mocnego uderzenia rozpoczęła pierwszą partię - szybko wypracowała sobie czteropunktową przewagę i spokojnie ją utrzymywała. Podczas drugiej przerwy technicznej podopieczni Ferdinando De Giorgi prowadzili 16:12. Skutecznie blokowali, a rywal popełniał mnóstwo błędów. Punkt na miarę awansu do Final Four zdobył Martino. Ostatecznie jednak cały mecz wygrał Zenit Kazań i z godnością pożegnał się z europejskimi pucharami. Najlepszym zawodnikiem był rosyjski siatkarz - Cheremisin, który zdobył w sumie dwadzieścia punktów. - Nie udało się nam osiągnąć celu w tym sezonie w Lidze Mistrzów. Okazało się to prawie nie możliwe, żeby wygrać 3:0. Chłopcy byli bardzo nerwowi i mecz nie zaczął się zbyt dobrze dla nas. Jednak pierwszy, który zagraliśmy w zeszłym tygodniu we Włoszech był jeszcze gorszy - skomentował po meczu trener Zenitu Kazań, Alekno. - Byliśmy od samego początku bardzo skoncentrowani i udało nam się wygrać pierwszego seta. Reszta meczu była w ogóle nie ważna - powiedział szkoleniowiec Maceraty, Ferdinando De Gorgi.

Iskra Odincowo - PGE Skra Bełchatów 3:0 (25:20, 25:18, 25:16)

PGE Skra Bełchatów po dosyć łatwym zwycięstwie w Plus Cup 2009 udała się na rewanżowe spotkanie z Iskrą Odincowo do Rosji. Tam miała mieć ponowną okazję do świętowania… Miała. Rację mieli ci, którzy przestrzegali bełchatowskich kibiców, by z awansu nie cieszyli się zbyt prędko. Przypominali oni przede wszystkim o bolesnej porażce mistrza Polski z Iskrą w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Historia najwyraźniej lubi się powtarzać… Rosyjska drużyna spotkanie rozegrała bez swojej największej gwiazdy - Brazylijczyka Giby. Przyjmujący narzeka bowiem na kontuzję dłoni, której nabawił się podczas pierwszego meczu 1/4 Ligi Mistrzów ze Skrą Bełchatów w łódzkim Pałacu Sportu. To co jednak miało teoretycznie pomóc w wygraniu spotkania przez podopiecznych Daniela Castellaniego, obróciło się przeciwko nim. Rosyjski zespół, wielce zmotywowany, nie popełniał, w odróżnieniu od bełchatowskich siatkarzy, banalnych błędów. To oni od samego początku dyktowali swoje warunki gry, a Skra Bełchatów była bezsilna. Desperackie zmiany Daniela Castellaniego nic nie wnosiły do poczynań mistrza Polski, który miał wyraźne problemy ze skończeniem pierwszej akcji. Nikt jednak nie spodziewał się, że PGE Skra Bełchatów tak łatwo odda siatkarzom Iskry bilet do Final Four w Pradze. Pamiętamy w końcu pierwszy ćwierćfinałowy mecz między tymi drużynami w Łodzi - pięciosetowy horror stojący na wysokim poziomie, ostatecznie wygrany przed polskich zawodników. Prawdziwa uczta dla kibiców. Teraz również polsko-rosyjski pojedynek miał być wisienką na całym "pucharowym torcie"… Zespół mający nieporównywalne z AZS Częstochowa możliwości, zarówno finansowe, jak i personalne, zakończył jednak swój udział w europejskich pucharach na tym samym etapie co drużyna Radosława Panasa. Wszyscy spodziewali się zupełnie innego obrotu sprawy - Częstochowa miała być jedynie supportem… To Skra miała być wielka. To Skra miała powtórzyć sukces z ubiegłego roku, kiedy to wywalczyła trzecie miejsce w Lidze Mistrzów. To Skra jednak, w przeciwieństwie do AZSu, nie ugrała wprost proporcjonalnego wyniku do aspiracji i celów zespołu… Może za rok?

Źródło artykułu: