Kiedyś raptus, dziś oaza spokoju. Kontrowersyjny siatkarz przeżył metamorfozę

Zdjęcie okładkowe artykułu:  / Piłki do siatkówki
/ Piłki do siatkówki
zdjęcie autora artykułu

Jego kariera była usłana skandalami, niewyjaśnionymi aferami, tajemniczymi decyzjami. Peter Divis w Katowicach rozpoczął nowe życie. - Nie ma już szalonego Petera - podkreśla.

W tym artykule dowiesz się o:

Triumfator Ligi Mistrzów (rok 2000), zdobywca Pucharu Polski (2004), uczestnik meczu gwiazd ligi włoskiej, jeden z najlepszych atakujących na świecie na początku XXI wieku - lista sukcesów Petera Divisa jest bardzo długa. A mogła być jeszcze bogatsza. - Żałuję, że nie udało się nic wygrać z reprezentacją Słowacji - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty. - Mieliśmy świetnych zawodników. Poziom organizacyjny słowackiej federacji stał jednak na skandalicznie niskim poziomie. Nie mieliśmy szans walczyć z Włochami, Rosjanami czy Polakami. Już na starcie byliśmy przegrani.

"A co się Divis?"

- Peter Divis miał ogromny talent - przyznaje Jan Such, który prowadził słowackiego atakującego w Jastrzębiu. - Takich zawodników nie spotyka się często. Jak trener ma w ciągu kilkudziesięcioletniej kariery dwóch, trzech takich zawodników, to jest szczęściarzem. Za takiego właśnie się uważam.

Kiedy grał w Polskiej Energii Sosnowiec, w siatkarskim środowisku krążył dowcip. "Przychodzi libero do domu, z podbitym okiem. Żona od drzwi załamuje ręce: a co się stało? Dostałem piłką w twarz. Małżonka drąży temat: nie rozumiem, jak to możliwe? Nie mogłeś uniknąć uderzenia? Mocno zdenerwowany już siatkarz: a co się Divis, graliśmy z Polską Energią?". - Rzeczywiście, Peter był wtedy w genialnej formie. Nie było na niego w naszej lidze mocnych - stwierdził w jednym z wywiadów komentator siatkówki w Polsacie, Tomasz Swędrowski.

Divis miał już spore doświadczenie. Przecież w wieku 18 lat podpisał pierwszy, zagraniczny kontrakt. Zdecydował się na wyjazd do Turcji - grał w Zirat Banka Ankara. W wieku 22 lat wygrał Ligę Mistrzów, w barwach Tours VBC. Zespół trenował Władimir Alekno. - Dla Rosjanina to był pierwszy sezon pracy szkoleniowej - wspomina Divis. - Władimir miał taki wzrok, że jak spojrzał na mnie, to aż mnie mroziło. Bałem się. Teraz pewnie jest już innym trenerem, spokojniejszym. Zresztą, kilka razy do roku się spotykamy. Śmiejemy się z tamtych czasów.

We Francji Divis miał również okazję współpracować z obecnym II trenerem polskiej reprezentacji. - Philippe Blain kończył już powoli czynną karierę, ale zdążyliśmy jeszcze rozegrać kilka spotkań - mówi. - Profesjonalista pełną gębą, doskonały fachowiec, świetny sportowiec. Jestem dumny, że miałem okazję go spotkać.

Wróćmy do Sosnowca. Wydawało się, że Divis na dłużej zagrzeje tutaj miejsce. Był liderem zespołu, poprowadził go do wywalczenia Pucharu Polski, tym samym zapewnił Polskiej Energii miejsce w rozgrywkach europejskiej Lidze Mistrzów. - Nie wyobrażamy sobie naszej drużyny bez Petera - powtarzali sosnowieccy działacze.

Nawet nie spodziewali się, że wkrótce ta sielanka się skończy.

Uciekł przed kontrolerami? Oknem? 27 marca 2004 roku w Częstochowie doszło do jednej z najbardziej tajemniczych sytuacji w historii polskiej siatkówki. Do dzisiaj nie poznaliśmy oficjalnej wersji zdarzeń. Jedno jest pewne: tego dnia pod Jasną Górą doszło do piątego, decydującego meczu półfinałowego. Miejscowi grali z Polską Energią. AZS wygrał 3:1, awansował do wielkiego finału, a w szatni sosnowiczan... No właśnie. Po meczu Divis miał podobno zostać poddany kontroli antydopingowej. Kontrolerzy czekali przy głównym wyjściu na Słowaka. Nie doczekali się. - Divis uciekł oknem - pisały jedne gazety. - Wyszedł tylnym wyjściem i odjechał z parkingu z piskiem opon - informowali inni dziennikarze. Tak czy siak, rzeczywiście Słowak nie stawił się na kontroli dopingowej. Miał coś na sumieniu? Specjalnie uciekł? A może nie wiedział o kontroli? Nie ma żadnego dokumentu z podpisem siatkarza, albo kierownika zespołu, który byłby dowodem na to, iż sportowiec został poinformowany o zamiarach kontrolerów. Podobno przed meczem powiedzieli o swoich zamiarach asystentowi trenera Polskiej Energii, Andrzejowi Urbańskiemu. - Informacja dotarła nie do tych osób, co trzeba - tłumaczył w 2004 roku Wirtualnej Polsce ówczesny sekretarz komisji do spraw zwalczania dopingu, Dariusz Błachnio. - Trener Urbański nie miał obowiązku przekazywać takiej wiadomości. Procedury mówią jasno, że trzeba poinformować zawodnika lub kierownika zespołu. I dać odpowiedni dokument do podpisu.

Błędy formalne spowodowały, że kontrola nie mogła zostać uznana za zasadną, a siatkarz uniknął kary dyskwalifikacji. Niektórzy informatorzy, z którymi analizowałem tę sytuację przekonywali mnie, iż Divis był czysty, ale uciekł, bo bał się, że kontrolerzy podmienią próbki. Miał przekonanie, że są ludzie, którzy chcą go "wrobić".

- Po co rozpalać zgaszone już dawno ognisko? - ucina dyskusję sam siatkarz. - Sprawa jest znana, wszyscy o niej słyszeli, a ja nie zamierzam do niej wracać. Popełniłem w życiu wiele błędów, gdybym miał czarodziejską różdżkę i mógł cofnąć czas wiele rzeczy bym inaczej rozegrał. Ale nie mam... Dlatego patrzę w przyszłość.

Z ziemi polskiej do włoskiej Po meczu w Częstochowie Divis zniknął. Przez kilka tygodni wysyłał do Sosnowca zaświadczenia lekarskie o chorobie. Nie pokazywał się w klubie. Nagle na łamach prasy przypominano poprzednie wyskoki Divisa. - Trudny we współpracy, wybuchowy, ciężki charakter, wdawał się w kłótnie z sędziami - wyliczali trenerzy, koledzy z parkietu, fachowcy.

Okazało się, że Divis to jeden z najbardziej kontrowersyjnych siatkarzy pod słońcem.

- Nie da się ukryć, że byłem bardzo wybuchowym zawodnikiem - przekonuje Divis. - Mam taki charakter, iż nie akceptuję porażki. Nie mogłem pogodzić się z prostymi błędami, swoimi i kolegów. Często rzuciłem mocną wiązanką, puszczały mi nerwy.

Działacze Polskiej Energii w końcu rozwiązali z zawodnikiem kontrakt. - To jego koniec, nikt go nie będzie chciał już zatrudnić - komentowali fachowcy.

Jakże się mylili. Divis szybko odnalazł się w lidze włoskiej. Nadal grał fenomenalnie. A trzeba podkreślić, że wówczas (lata 2004-2009) rozgrywki w słonecznej Italii stały na najwyższym poziomie. We Włoszech występowali najlepsi siatkarze świata. Divis zagrał nawet w meczu gwiazd miejscowej ligi. Kiedy w 2009 roku podpisał kontrakt z czeskim Volejbal Brno, Tomas Svoboda w portalu denik.cz napisał: "Divis ma wiele twarzy: motywator, imprezowicz, człowiek przyciągający wielkie kłopoty, ale i genialny sportowiec". W 2011 roku Divis postanowił wrócić na stałe do Polski. W Katowicach czekała na niego żona z córką. - Postanowiłem, że 33 lata to najwyższy czas, aby powoli myśleć o tym, co dalej. Moja kariera się kończyła. W Polsce cały czas miałem dom, tutaj zawsze wracałem, przecież żonę poznałem jeszcze za czasów gry w Jastrzębiu, kupiliśmy mieszkanie w Katowicach - mówi.

Od "ucieczki" z hali w Częstochowie minęło już ponad siedem lat. Siatkarz bał się, jak zostanie przyjęty w naszym kraju. Nie wrócił już na szczyt. Ostatecznie zakotwiczył w stolicy Górnego Śląska. Początkowo jako zawodnik, a od tego sezonu jako drugi trener buduje siatkarską potęgę w Katowicach. GKS, który jest tegorocznym beniaminkiem rozgrywek I ligi (bezpośrednie zaplecze PlusLigi), świetnie sobie radzi. Zajmuje miejsce w ścisłej czołówce, działacze wysłali już aplikację na grę w ekstraklasie. Jest spora szansa, że od jesieni 2016 roku katowiczanie zagrają w lidze aktualnych mistrzów świata.

Dobry policjant - W tej naszej drodze na szczyt Peter ma nieocenioną rolę - podkreśla w rozmowie z WP SportoweFakty trener GKS-u, Grzegorz Słaby. - Najpierw jako zawodnik, a teraz jako mój asystent buduje fundament pod bardzo mocny zespół.

Fot. Jacek Cholewa
Fot. Jacek Cholewa

Jak to możliwe, że człowiek, który miał problemy z utrzymaniem nerwów na wodzy, teraz próbuje swoich sił w pracy szkoleniowej. Czy da się to pogodzić? - Peter-zawodnik, a Peter-trener to dwie zupełnie inne osoby - dodaje Słaby. - W obecnej roli potrafi zachować trzeźwość umysłu nawet w najbardziej nerwowych sytuacjach, imponuje mi tym.

- Coś w tym rzeczywiście jest - potwierdza Divis. - Jako trener nieco inaczej podchodzę do wydarzeń na parkiecie. Dlaczego mam krzyczeć na siatkarzy? Przecież tylko zaszkodzę, wprowadzę nerwową atmosferę, tym bardziej będą popełniać kolejne błędy. Nie tędy droga.

Divis pełni w GKS-ie rolę "dobrego policjanta". Rozmawia z siatkarzami, jest bliżej ich problemów, potrafi wysłuchać, doradzić. - Dopiero, co zakończył czynną karierę, więc łatwiej jest mu znaleźć z nimi nić porozumienia - podkreśla Słaby. - Cieszę się, że mam go w sztabie szkoleniowym. Jego pomoc jest nieoceniona.

Co bardziej złośliwi katowiccy kibice przyjmują zakłady, kiedy Divis-trener otrzyma swoją pierwszą żółtą kartkę. Jako siatkarz był ich kolekcjonerem. Teraz... Od września ani razu nie został upomniany przez sędziów. - Po co mam się z nimi kłócić? - pyta retorycznie Divis. - Przecież to nie ma większego sensu. Mogę tylko zaszkodzić zespołowi.

"Nie ma już tego szalonego Petera" Czy Divis wiąże swoją przyszłość z pracą trenerską? Osiągnie przynajmniej takie sukcesy, jak podczas kariery siatkarskiej? - Nie wiem, co będzie jutro, ale chciałbym rozwijać się w tym kierunku - Słowak nagle się ożywia. - Siatkówka jest całym moim życiem.

- Peter ma "papiery" na to, aby w przyszłości zostać wybitnym szkoleniowcem - dodaje Słaby. - Widać u niego pasję, widać zaangażowanie, widać, że chce się uczyć. A na dodatek ma coś, czego brakuje wielu młodym trenerom. Doświadczenie. Przecież on podpatrywał, jak pracują najlepsi na świecie, z Władimirem Alekno na czele.

- Aż trudno w to uwierzyć, ale robiłem nawet notatki - śmieje się Divis.

Historia Divisa w pewnym stopniu przypomina drogę Piotra Gabrycha, który był również kontrowersyjnym siatkarzem sprawiającym ogromne problemy, a teraz prowadzi Stal Grudziądz. Jak to możliwe, że tak kontrowersyjni zawodnicy potrafią wejść w rolę trenera? Rolę, która ma w definicji wpisany spokój.

- Odpowiedź jest banalna - twierdzi Słowak. - Dojrzałem emocjonalnie. Jestem innym człowiekiem, niż jeszcze kilka lat temu. Rodzina, córka chodzi już do piątej klasy podstawówki, zaczęła poważnie grać w siatkówkę, zostałem trenerem, od moich decyzji zależy już nie tylko mój los, ale kilkunastu innych chłopaków. Zmieniły mi się w życiu całkowicie priorytety. Nie ma już tego szalonego Petera. Jest inny człowiek. Bardziej odpowiedzialny.

Kwiecień 2022 roku, finał Ligi Mistrzów, z jednej strony Zenit Kazań i Władimir Alekno na ławce trenerskiej, z drugiej GKS Katowice i Peter Divis, jako szkoleniowiec... - Ależ pan nakreślił wizję - śmieje się Słowak.

Jednak w jednym momencie poważnieje. - Kurczę pieczone, a czemu nie? Biorę takie rozwiązanie w ciemno. Niech pan napisze, że to mój cel, moje marzenie!

Marek Bobakowski

Zobacz video: #dziejesiewsporcie: bolesne podanie piłki

Źródło artykułu:
Komentarze (0)