W krótkim czasie udało nam się stworzyć stabilny team - rozmowa z Andreą Anastasim, trenerem Lotosu Trefla Gdańsk

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl trener Andrea Anastasi opowiedział o pracy z młodymi zawodnikami, chemii panującej w gdańskiej ekipie oraz nowym wyzwaniu stojącym przed Andreą Gardinim.

W tym artykule dowiesz się o:

Karolina Biesik: Po kilkudniowej przerwie świątecznej Lotos Trefl Gdańsk wznowił treningi (rozmowa przeprowadzona 28 grudnia - przyp.red.). Chwila na złapanie oddechu przydała się szczególnie Mateuszowi Mice oraz Sebastianowi Schwarzowi, którzy nie mieli czasu na odpoczynek po mistrzostwach świata?

Andrea Anastasi: Zgadza się. Szczególnie Mateusz potrzebował w końcu chwili wytchnienia. Odbyłem z nim rozmowę przed świętami i zdecydowaliśmy, że otrzyma więcej wolnego od pozostałych zawodników, aby mógł spokojnie udać się do domu i zapomnieć chociaż przez chwilę o siatkówce. Z Sebą sytuacja wyglądała troszkę inaczej, bo nie wracał na święta do Niemiec. Został w Trójmieście, więc nie zmienialiśmy za bardzo jego cyklu treningowego. Przygotowania do kolejnej części sezonu wznowiliśmy w sobotę dwoma sesjami treningowymi i muszę przyznać, że zajęcia wyglądały na prawdę dobrze. [ad=rectangle]  Wasze zwycięstwo odniesione nad Cerrad Czarnymi Radom oraz kolejną potyczkę ligową, którą rozegracie 3 stycznia dzielą, aż dwa tygodnie. Tak długi odstęp pomiędzy meczami w trakcie sezonu nie jest zbyt często spotykany, co może budzić pytanie: czy nie przeszkodzi wam w utrzymaniu wysokiej formy?

- Z każdą, nawet najkrótszą przerwą związane jest pewne ryzyko. Nie można w pełni przewidzieć jak zawodnicy na nią zareagują. Szczerze, to oczekiwałem większych problemów po naszym powrocie do hali. Jednak pierwsze poświąteczne sesje treningowe pozytywnie mnie zaskoczyły. Od początku pracujemy na odpowiedniej intensywności, więc przerwa nie powinna nam zaszkodzić. Zawodnicy wrócili do pracy wypoczęci, w znakomitej kondycji fizycznej, w pełni skoncentrowani i pozytywnie nastawiani. Nie pozostaje nic innego jak ciężko trenować przed potyczką z Transferem Bydgoszcz (śmiech).

Wspomniał trener dyspozycję fizyczną podopiecznych, więc chciałabym zapytać o Krzysztofa Wierzbowskiego, który przez kilka miesięcy zmagał się z urazem kolana. Po wyleczeniu kontuzji mogliśmy go już kilkukrotnie oglądać na boisku, w najdłuższym wymiarze czasowym przeciwko AZS Politechnice Warszawskiej. Jak przebiega jego powrót po kilkumiesięcznych kłopotach zdrowotnych?

- To prawda, Wierzba przez kilka miesięcy był wyłączony z treningów. Pierwszą operację przeszedł w kwietniu. W sierpniu rozpoczął wraz z pozostałymi zawodnikami przygotowania do kolejnego sezonu, ale nie na maksymalnych obciążeniach, ponieważ we wrześniu musiał przejść kolejny zabieg. Po tych kilku miesiącach zmagania się z kontuzją potrzebował czasu, aby wrócić do dyspozycji sprzed urazu. Może to jeszcze nie jest w stu procentach ten sam Wierzba, którego znam między innymi z pracy w reprezentacji Polski. Ale z każdym dniem jego forma rośnie. Na każdym treningu mogę obserwować z jaką uwagą i cierpliwością pracuje nad swoją formą, co mnie niezmiernie cieszy.

Jego powrót jest dla nas niezwykle istotny, bo siatkarz o takiej charakterystyce będzie jednym z ważnych elementów naszej drużyny w przyszłości. A nasza drużyna po prostu potrzebuje wszystkich zawodników. Jak do tej pory rozpoczynaliśmy pojedynki zazwyczaj tą samą szóstką. Ale przecież wszyscy zdają sobie sprawę, że każdy zawodnik ma prawo do gorszego dnia. Wówczas zmiennicy są niezbędni. Kiedy spojrzy się na naszą ławkę rezerwowych widzi się głównie młodych, perspektywicznych chłopaków, a jak wiadomo młodość rządzi się swoimi prawami: w ich wieku forma jest bardziej chwiejna. Jednak widać, że z każdym dniem, tygodniem coraz lepiej rozumieją wypracowany przez nas system i oni również stanowią o sile zespołu zbudowanego w Gdańsku.

Czyli praca z młodszymi zawodnikami jest trudniejsza?

- Nie nazwałbym tego trudniejszą pracą. Raczej powiedziałbym, że jest ciekawiej (śmiech). Cieszę się z tego, że ponownie mam okazję trenować zawodników, którzy są dopiero na początku swojej kariery. Jak można zauważyć przychodząc na nasze treningi, pod koniec wykonujemy z nimi wiele różnych ćwiczeń indywidualnych mających na celu poprawienie ich techniki w poszczególnych elementach siatkarskich. Każdego dnia staramy się poświęcać im jak najwięcej uwagi, a oni odwdzięczają się wielkim zapałem do pracy.

Andrea Anastasi zbudował w Gdańsku drużynę, która ma wielką ochotę namieszać w stawce PlusLigi
Andrea Anastasi zbudował w Gdańsku drużynę, która ma wielką ochotę namieszać w stawce PlusLigi

W naszej rozmowie nie możemy oczywiście pominąć dotychczasowych rezultatów odnoszonych przez pański zespół. Lotos Trefl Gdańsk zakończy rok 2014 na znakomitej trzeciej pozycji w tabeli. Jak dotąd nie ma trener zbyt wielu problemów do zmartwień (śmiech).

- Wiele razy podkreślałem, że przed startem sezonu sam byłem ciekaw jak zaprezentuje się nasza ekipa. Ok, zdawaliśmy sobie sprawę, że są cztery liderujące od wielu lat w PlusLidze zespoły, ale ogólny poziom ligi był małą zagadką. I co się okazało? Od początku rozgrywek trybiki w naszym zespole się zazębiły i gramy naprawdę dobrą siatkówkę. Trzeba pamiętać, że mamy w składzie kilku zawodników: Marco, Seba, Murphy, którzy nigdy wcześniej nie występowali na polskich parkietach, nie znali specyfiki gry w tych rozgrywkach, a mimo to szybko się zaadaptowali. W tym momencie można ocenić, że w krótkim czasie udało nam się stworzyć w Gdańsku stabilny team. Zawodnicy niezwykle szybko zrozumieli system jaki chciałem wprowadzić do Lotosu Trefla Gdańsk i wiedzą czego od nich oczekuję. Dodatkowo wytworzyła się z naszej mieszanki młodych i doświadczonych zawodników znakomita chemia pomiędzy zawodnikami.

Atmosfera w zespole to pochodna dobrych wyników na boisku.

- Tak, są to w pewnym stopniu naczynia połączone. Przegraliśmy zaledwie dwa z rozegranych szesnastu spotkań, więc nasza wiara we własne możliwości rośnie. Każda wygrana upewnia nas w tym, że kierunek jaki wspólnie obraliśmy przed sezonem jest słuszny. To z kolei w naturalny sposób wpływa na atmosferę w zespole oraz relacje pomiędzy chłopakami. Wiem, że spędzają oni ze sobą mnóstwo czasu również poza boiskiem. Mogę w tym momencie powiedzieć, że jestem szczęściarzem, bo mam przyjemność pracować z samymi wspaniałymi osobowościami. A czasami ważniejsze jest mieć siatkarzy z dobrym, pozytywnym podejściem do życia oraz siatkówki niż super zawodnika, który nie będzie umiał wkomponować się w całość zespołu.Na oficjalnej prezentacji, która miała miejsce w lipcu wspominał trener o celach, z jakimi przychodzi do Gdańska. Zaliczały się do nich między innymi: awans do fazy play-off, zwiększenie frekwencji na meczach Lotosu Trefla Gdańsk. Chyba już w tym momencie możemy powiedzieć, że powyższe zadania zostały wykonane?

- Doskonale pamiętam tę wypowiedź (śmiech). Mówiłem również, że chcę stworzyć w Gdańsku podstawy pod budowę silnego ośrodka siatkarskiego, aby o Lotosie Treflu Gdańsk mówiono również poza granicami Polski. W tym momencie śledzę na bieżąco to co się dzieję w mediach we Włoszech i wiem, że często pojawiają się tam wzmianki o wynikach naszej drużyny. To jest niezwykle istotne w kontekście wieloletniej wizji rozwoju klubu. Jeśli chodzi o wynik sportowy, to aktualnie wygląda on naprawdę dobrze, ale musimy w nowym roku zachować spokój i nie pozwolić sobie na utratę koncentracji. W Polsce jest siedem czy osiem silnych zespołów, do których zalicza się Wielka Czwórka, Cuprum Lubin, Transfer Bydgoszcz, ale również Czarni Radom, pomimo chwilowo nie najwyższej dyspozycji, według mnie drzemie w nich spory potencjał. Dzięki temu PlusLiga staje się niezwykle zacięta i interesująca. My chcemy na tle tych drużyn wypaść jak najlepiej. Oczywiście chcemy wywalczyć miejsce dające prawo gry w europejskich pucharach. Nie jest to łatwe zadanie, ale spróbujemy. Jednak tak jak już wspomniałem, aby zbudować silny ośrodek sportowy to nie możesz być myślami tylko i wyłącznie przy trwającym obecnie sezonie, musisz przez kilka lat utrzymać się na stabilnym i wysokim poziomie.

W takim razie czy Andrea Anastasi będzie sterował budową Lotos Trefl Gdańsk przez kilka kolejnych lat?

- Naprawdę nie mam pojęcia! Jak do tej pory czuję się w Trójmieście znakomicie. Jeśli uda nam się z zarządem klubu uzyskać dalsze porozumienie odnośnie wizji i przyszłości to mogę tutaj zostać nawet przez dziesięć najbliższych lat (śmiech). Mam oczywiście w głowie kilka swoich pomysłów na rozwój Lotosu Trefla, na utrzymanie stabilnego poziomu sportowego. Więc tak jak mówię, jeśli nasze poglądy nadal będą zbieżne to wierzę, że możemy dojść do porozumienia odnośnie wspólnej przyszłości.

Wracając jeszcze na chwilę do celu, jakim było pozyskiwanie nowych kibiców. Kolejnym krokiem ku wykonaniu tego zadania jest organizacja waszego meczu Pucharu Polski w Elblągu. Ta inicjatywa spotkała się z pozytywnym odbiorem wśród waszych fanów.

- Ten pomysł od samego początku przypadł mi do gustu i to z kilku powodów. Po pierwsze, kilkanaście dni po meczu pucharowym, ponownie spotkamy się z BBTS-em Bielsko-Biała w ramach meczu 21. kolejki PlusLigi. Dwa mecze z tą samą drużyną w tak krótkim odstępie czasowym mogłyby nie być zbyt interesujące dla kibiców. Kolejnym argumentem był fakt, iż chcemy promować naszą dyscyplinę nie tylko w Gdańsku, ale na terenie całego regionu. Okazało się również, że w Elblągu mamy wiernych kibiców: kilku członków naszego Klubu Kibica pochodzi z Elbląga i co tydzień przyjeżdżają do Ergo Areny, aby nas wspierać. Tym razem to my pojedziemy do nich (śmiech). Chcemy, aby Lotos Trefl Gdańsk był klubem otwartym na nowych zwolenników siatkówki. W końcu jednym z naszych celów jest wypełnienie Ergo Areny do ostatniego miejsca, więc może w przyszłości nam się to uda (śmiech).

W latach 2011-2013 piastował pan posadę szkoleniowca reprezentacji Polski, przychodząc do Lotosu Trefla Gdańsk znał pan znakomicie realia panujące w naszym kraju. Czy mimo to, coś zaskoczyło trenera po podjęciu pracy w PlusLidze?

- Raczej nic nie mogło mnie zaskoczyć (śmiech). Może jedynym takim małym i w dodatku negatywnym zaskoczeniem jest niska frekwencja na meczach PlusLigi. W niektórych miastach siatkówka nie cieszy się zainteresowaniem ludzi i ciężko wytłumaczyć czym to jest spowodowane. Na przykład w poprzednich latach hala Jastrzębskiego Węgla praktycznie zawsze wypełniała się po brzegi, w tym sezonie już tak się nie dzieje. Może po prostu jest rozgrywanych zbyt wiele spotkań? Na prawdę ciężko mi to wytłumaczyć. My w Gdańsku jesteśmy szczęściarzami, bo możemy pochwalić się jedną z najwyższych frekwencji w PlusLidze. I to jest chyba jedyna rzecz jaka mnie zaskoczyła. Pozostałe rzeczy typu poziom sportowy, organizacyjny to jest dokładnie to co znałem od lat.

Radość gdańszczan po wygranym spotkaniu to bardzo częsty obrazek w sezonie 2014/2015
Radość gdańszczan po wygranym spotkaniu to bardzo częsty obrazek w sezonie 2014/2015

Odnośnie organizacji rozgrywek, pojawia się coraz więcej głosów krytykujących zbyt napięty terminarz PlusLigi. Rok 2015 może okazać się dla siatkarzy naprawdę zabójczy.

- Z perspektywy naszej drużyny nie wygląda to najgorzej, a nawet w pewnym stopniu jest to dla Lotosu Trefla sprzyjająca sytuacja (śmiech). Jednak trzeba sobie uzmysłowić, że w tym momencie trzy najlepsze ekipy z Polski rywalizują również w Lidze Mistrzów, a ZAKSA Kędzierzyn-Koźle walczy w Pucharze CEV. Patrzymy w kalendarz i widzimy, że te zespołu grają mecze zarówno 23 jak i 28 grudnia. Dlaczego? Bo nie mają już miejsca w napiętym terminarzu na przełożenie spotkań. To naprawdę jest zabójcze.

W takim razie co należałoby zmienić? Powrócić do dwunastu zespołów w lidze?

- Jeśli zostaniemy przy czternastu drużynach, wówczas trzeba zmienić ideę rozgrywania Pucharu Polski. Można po prostu zorganizować turniej dla czterech zespołów, które okażą się najlepsze po pierwszej części sezonu zasadniczego i na tym koniec. W tym sezonie trzeba przebrnąć kilka rund eliminacji, aby awansować do turnieju finałowego, którego data też jest dość niewygodna. Rozegrany on zostanie w kwietniu, gdy liga zmierza ku końcowi, a wielkimi krokami zbliża się sezon reprezentacyjny. Zmiany są naprawdę konieczne.

Na sam koniec chciałabym zapytać o pańskiego przyjaciela. Tuż przed świętami Andrea Gardini został ogłoszony pierwszym szkoleniowcem Indykpolu AZS Olsztyn, który aktualnie zajmuje dopiero 10. miejsce w tabeli. Trzeba przyznać, że zadanie jakie przed nim stoi nie należy do najłatwiejszych?

- Bardzo się z tego cieszę, że Gardo rozpoczął pracę w Polsce! Oczywiście znam całą sytuację, bo mnóstwo ze sobą rozmawiamy. AZS Olsztyn to dla niego nowe doświadczenie i wyczuwam jak bardzo jest podekscytowany tym wyzwaniem. Zgadzam się, że to nie będzie łatwe, bo na sam początek pracy jego drużyna zmierzy się z Cuprum Lubin, PGE Skrą Bełchatów, Asseco Resovią Rzeszów... To naprawdę trudny terminarz spotkań. AZS Olsztyn to klub z bogatą historią, jednak warunki pracy nie są tam idealne. Chyba wszyscy wiedzą, że szczególnie zimą warunki na hali są dalekie od komfortowych. I to też jest spory problem. Jeśli chce się w dalszym ciągu budować silny klub, trzeba zapewnić drużynie właściwe warunki pracy.

Niestety w najbliższym czasie nie staniecie po przeciwnych stronach siatki (śmiech). Lotos Trefl Gdańsk już dwukrotnie mierzył się z Indykpolem AZS Olsztyn w fazie zasadniczej.

- Rzeczywiście nie spotkamy się zbyt szybko na boisku. Ale spędzimy razem Sylwestra (śmiech)! Do Sopotu przyjadą również nasi przyjaciele oraz moja rodzina. Nie mamy co prawda zbyt dużo czasu na świętowanie, bo zarówno 31 grudnia jak i 1 stycznia mamy zaplanowane treningi, ale miło będzie spędzić nawet kilka godzin w takim gronie.

Źródło artykułu: