Miłosz Hebda: Ludzie mogą sobie gadać

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Powoli opadają emocje związane z sobotnim finałem Challenge Cup, w którym spotkały się zespoły Tytanu AZS Częstochowa i Politechniki Warszawskiej. Triumfatora rozgrywek wyłonił dopiero dodatkowy złoty set, który na długo zapadnie w pamięci kibiców.

O mały włos, a siatkarze z Częstochowy mogliby obejść się smakiem i puchar do góry wzniósłby stołeczny zespół. W dodatkowej partii Akademicy byli już nad przepaścią, przegrywając 0:6. - Gdybym wiedział, jak wytłumaczyć takie rzeczy, to wygralibyśmy w trzech setach, a nie "kopali się" w sześciu. Było wiele zwrotów w tym meczu. Powiem szczerze, że nie przypominam sobie, bym grał kiedykolwiek w takim meczu, gdzie gra aż tak falowała. Niemniej ten mecz według mnie stał na niezłym poziomie. W pierwszym secie zagraliśmy niemal bezbłędnie. Drugi set, to ogromna walka, a w trzecim z kolei warszawianie bardzo dobrze zagrali. Nabijali sobie trudne piłki na blok i kończyli kontry. Bardzo fajnie grali. Nasz zespół cały czas nie odpuszczał i udało się ich w końcu dopaść - cieszył się Miłosz Hebda, którego można uznać cichym bohaterem częstochowskiego zespołu. 21-letni przyjmujący pojawiał się na parkiecie w trudnych momentach i brał na swoje barki ciężar zdobywania punktów.

Dla wychowanka Dunajca Nowy Sącz tegoroczny sezon jest drugim spędzonym w barwach częstochowskiej ekipy. Gdy rok temu trafił pod Jasną Górę z PGE Skry Bełchatów nie przypuszczał, że będzie święcił takie sukcesy. - Nie spodziewałem się, że będzie mi dane wznieść taki puchar. Myślę, że mało kto spodziewał się, że będziemy w stanie wygrać te rozgrywki, ale to miasto ma taką właśnie specyfikę. Tutaj wygrywa się takie mecze dokładnie w chwili, gdy nikt w to nie wierzy. Drużyna zawsze walczy i z tego należy się cieszyć - podkreśla obiecujący przyjmujący.

W ciągu tygodnia poprzedzającego sobotnie spotkanie atmosferę zmąciły nieco niepochlebne opinie dotyczące Pucharu Challenge. Niektórzy dość dosadnie określali go mianem "pucharu śmietnika" z racji najniższej rangi. Trofeum ma jednak swoją wartość i wymowę, choćby ze względu na to, że w ubiegłych latach sięgały po nie takie europejskie firmy, jak Sisley Treviso, Arkas Izmir, czy przed rokiem Lube Banca Macerata. W tak doborowym towarzystwie znalazł się teraz częstochowski zespół. - Nie rozumiem takich wypowiedzi. Nie wiem, kto piszę takie rzeczy. Jeśli ktoś sobie nazywa te rozgrywki "pucharem śmietnika", to co mamy się poddać, bo to jest jakiś gorszy puchar? Tylko w Lidze Mistrzów można grać? Dane nam było grać w takim pucharze, wygraliśmy go i z tego się cieszymy. A ten kto chcę, to niech sobie gada. Teraz może najwięcej - kończy Miłosz Hebda.

Puchar Challenge mimo najniższej rangi ma swoją wartość
Puchar Challenge mimo najniższej rangi ma swoją wartość
Źródło artykułu:
Komentarze (0)