Wejście (na) smoka - relacja z meczu Polska - Chiny

Zdjęcie okładkowe artykułu: Taras Chtiej w 2011 roku zdobył złoty medal Ligi Światowej
Taras Chtiej w 2011 roku zdobył złoty medal Ligi Światowej
zdjęcie autora artykułu

Decyzje trenerów odnośnie zmian w pierwszej szóstce w stosunku do pierwszego meczu mogły się wydawać niektórym kibicom paradoksalne. Wbrew starej prawdzie, że zwycięskiego składu się nie zmienia Raul Lozano postanowić jednej roszady. Zamiast Marcina Wiki na boisko wyszedł Michał Winiarski. O wiele bardziej obserwatorów zaskoczył trener reprezentacji Chin, który na ławce postanowił pozostawić zdecydowanie najlepszego wczoraj na boisku Zhi Yuan. Taktyka asa w rękawie na niewiele się jednak zdała, bowiem gospodarze niesieni fantastycznym dopingiem kibiców po raz kolejny zdobyli komplet punktów. Co ciekawe jest to pierwszy weekendowy dublet wicemistrzów świata w tegorocznej edycji Ligi Światowej.

W tym artykule dowiesz się o:

Polska - Chiny 3:1 (25:22, 19:25, 25:22, 25:23)

Składy drużyn:

Polska: Michał Winiarski (8), Paweł Zagumny (0), Wojciech Grzyb (12), Mariusz Wlazły (16), Łukasz Kadziewicz (3), Sebastian Świderski (11), Krzysztof Ignaczak (libero) oraz Piotr Gruszka (4), Paweł Woicki (2), Michał Bąkiewicz (0), Daniel Pliński (4), Marcin Wika (6).

Błędy własne: 26.

Chiny: Peng Guo (9), Jianjun Cui (8), Dawei Yu (8), Qiong Shen (9), Fudong Jiang (1), Yingchao Fang (9), Qi Ren (libero) oraz Shuai Jiao (0), Shengsheng Sui (2), Zhi Yuan (19), Hairong Shi (0).

Błędy własne: 28.

MVP meczu został wybrany Mariusz Wlazły (Polska)

Mecz rozpoczął się po myśli gości, którzy dzięki dwóm autowym zagraniom, najpierw Łukasz Kadziewicza, a następnie Pawła Zagumnego objęli prowadzenie 0:2. Biało-czerwoni szybko otrząsnęli się po początkowych niepowodzeniach i już po kolejnych czterech akcjach prowadzili 4:2. Dystans dwóch oczek utrzymywał się jeszcze przez chwile, ale przy stanie 6:4 Winiarski zaserwował w aut, natomiast "Guma" zbyt daleko przełożył ręce i na tablicy pojawił się remis 6:6. Od tego momentu minimalną przewagę uzyskali Azjaci, którzy na pierwszą przerwę techniczną zeszli prowadząc 7:8. Mimo niekorzystnej sytuacji spokój na ławce rezerwowych zachowywał trener Raul Lozano, który na chłodno przekazywał uwagi swoim podopiecznym. Po powrocie na parkiet niewiele się zmieniło. Polacy nadal starali się punktować rywali, jednak ekipa Jianan Zhou konsekwentnie utrzymywała dystans obijając blok polskich siatkarzy. Przy stanie 11:11 gospodarzom ku radości miejscowych kibiców udało się wreszcie przełamać i odzyskać prowadzenie. Dzięki zagraniom wyróżniającego się w pierwszej partii "Winiara" oraz autowemu zbiciu Jianjun Cui na tablicy wyświetlił się rezultat 13:11. Wówczas po raz pierwszy o czas poprosił opiekun drużyny z Azji. Przerwa w grze wyjątkowo skutecznie uśpiła biało- czerwonych, którzy stracili trzy kolejne oczka. W tym momencie o czas poprosił Raul Lozano, jednak to nie pomogło, podobnie jak drugi timeout. Dopiero podwójna zmiana Piotr Gruszka - Paweł Woicki za Pawła Zagumnego i Mariusza Wlazłego dała piorunujący efekt. Zwłaszcza wpuszczenie na parkiet tego pierwszego można śmiało nazwać wejściem smoka, albo nawet na smoka. "Grucha" bowiem bardzo szybko okiełznał rywala zdobywając trzy punkty po zaledwie czterech kontaktach z piłką. To był decydujący moment inauguracyjnej rozgrywki. Polska objęła prowadzenie 20:19 i nie oddała go już do końca mimo, że rywale starali się jak mogli. Nie pomogło nawet wejście Zhi Yuan, który miał być asem w rękawie trenera Jianana Zhou. Ostatecznie wicemistrzowie świata wygrali 25:22.

Sukces w pierwszej odsłonie był efektem spokojnej i konsekwentnej gry. Mimo, że nasi zawodnicy zagrali w polu zagrywki nieco słabiej niż w piątek i nie zanotowali żadnego asa serwisowego, to dzięki trzem udanym blokom w środkowej części seta zdołali odskoczyć swoim rywalom wśród których przez dłuższy czas widać było brak lidera. Takim zawodnikiem natomiast w pierwszej części seta był Michał Winiarski, w końcówce natomiast rolę egzekutora przejął Gruszka.

Drugi set rozpoczął się podobnie jak pierwszy. Do stanu 2:2 trwała wymiana ciosów, następnie jedna z drużyn odskoczyła. Niestety dla fanów gospodarzy tym razem to rywale zbudowali przewagę. Atak Dawei Yu, następnie Yingchao Fang oraz błąd Świderskiego w ataku i zrobiło się 2:5. Do momentu pierwszej przerwy technicznej podopieczni Lozano zdołali zmniejszyć straty tylko do dwóch oczek. Po powrocie na parkiet było jednak dużo gorzej. Kolejne dwie akcje skutecznie zakończyli rywale i przy wyniku 6:10 Raul Lozano poprosił swoich podopiecznych do siebie. Pomimo reprymendy obraz gry się nie zmienił. Co gorsza Chińczycy powiększali przewagę, która podczas drugiego timeoutu wynosiła aż dziewięć oczek. Szkoleniowiec gospodarzy starał się szukać wśród rezerwowych. Na boisku za Kadziewicza pojawił się Daniel Pliński, lecz nawet zmiana na środku siatki niewiele pomogła. Polski zespół prezentował się fatalnie. Schematyczna gra polegająca na silnym zbiciu po prostej okazała się wodą na chiński młyn. Rywale bowiem albo skutecznie blokowali, albo zdobywali punkty z kontrataku. Widząc nieporadność swoich podopiecznych Raul Lozano postanowił dać odpocząć Winiarskiemu wpuszczając na parkiet Marcina Wikę. Podobnie jak w inauguracyjnym secie zmiana podziałała mobilizująco na gospodarzy, jednak strata dziesięciu oczek (11:21) okazała się nie do odrobienia. Udało się jednak Polakom uratować twarz, bowiem w końcówce postraszyli oni rywali doganiając na 19:24. Ostatni atak wykonał jednak Dawei Yu doprowadzając do remisu w całym meczu.

W tej sytuacji kibice zgromadzeni w Spodku zaczęli obawiać się, że po raz kolejny polski zespół może doprowadzić do nerwowej końcówki meczu, w której wszystko jest możliwe. Biało-czerwoni nie mieli jednak zamiaru fundować dodatkowych emocji swoim sympatykom, chociaż przez dłuższy czas nic na to nie wskazywało. Od początku trwała bowiem wymiana ciosów, której efektem była tylko jednopunktowa przewaga gospodarzy na pierwszej przerwie technicznej. Chwila oddechu zdecydowanie pomogła wicemistrzom świata, którzy po powrocie na parkiet szybko odskoczyli na trzy oczka (11:8). W tej sytuacji o przerwę zdecydował się poprosić szkoleniowiec gości. Kolejny odpoczynek i… o kolejne trzy oczka wzrosła przewaga biało-czerwonych. Dopiero przy wyniku 14:8 zespół z Azji się nieco ożywił. Dwa kolejne bloki pozwoliły gościom na zmniejszenie strat do czterech piłek. Na przerwę oba zespoły sprowadził Wika skutecznie atakując przy stanie 15:11. Po powrocie na parkiet gra nieco się wyrównała. Obie ekipy toczyły walkę punkt za punkt. Kiedy jednak to rywale zdobyli dwa oczka z rzędu natychmiast interweniował Lozano prosząc o czas. Interwencja szkoleniowca podziałała mobilizująco na zawodników, którzy chwile później powiększyli przewagę do pięciu punktów (22:17). Sytuację próbował jeszcze ratować trener Jianan Zhou prosząc o przerwę, ale na nic się to zdało, bowiem po odgwizdaniu przez głównego sędziego błędu dotknięcia siatki Chińczykom, to Polacy mogli cieszyć się z kolejnej wygranej.

Polska objęła prowadzenie 2:1 w setach i chyba nikt z sympatyków siatkówki w kraju nad Wisłą nie miał w tym momencie nic przeciwko temu, aby powtórzyć rezultat z piątkowego spotkania. Również sami zawodnicy z pewnością życzyliby sobie takiego rozstrzygnięcia. Inne zdanie na ten temat mieli jednak rywale. Chińczycy, dla których ten mecz był szansą na odzyskanie pozycji lidera tabeli, bardzo ambitnie podeszli do czwartego seta. Na pierwszą przerwę drużyny zeszły przy stanie 8:7 dla Polaków. Po niej jednak gospodarze zaczęli grać nieco skuteczniej, dzięki czemu zdołali odskoczyć na trzy oczka (12:9). W tym momencie wydawało się, że mecz powinien toczyć się już do końca bez specjalnych emocji, ale ambitnie walczący Chińczycy ani myśleli się poddać. Co prawda na drugą przerwę techniczną zeszli przy wyniku 16:13, jednak tuż po niej zniwelowali dystans do 16:15. To był dopiero przedsmak emocji jakie czekały sympatyków siatkówki w końcówce tego meczu. Po kilku nieudanych zagraniach oraz autowym ataku Wiki zrobiło się 20:20. W tym momencie o czas poprosił trener Lozano, który starał się uspokoić zespół. Jak się okazało efekt przerwy był odwrotny, bowiem zdekoncentrowani biało-czerwoni popełnili błąd przyjęcia serwisu. Utrzymujący się jednopunktowy dystans przy stanie 22:23 zmusił trenera Polaków do wzięcia drugiej przerwy. Tym razem przerwa pomogła gospodarzom, których w końcówce do wygranej poprowadzili dwaj liderzy. Najpierw dwukrotnie skutecznie zaatakował Wlazły, a na koniec wygraną i awans na pierwszą pozycje w tabeli przypieczętował Sebastian Świderski.

Dwa zwycięstwa odniesione w ten weekend pozwoliły Polakom wyjść na prowadzenie w grupie D. Drużyna Raula Lozano ma obecnie jedne punkt przewagi nad ekipą Chin. Wszystko wskazuje na to, że biało-czerwoni są na dobrej drodze do Rio De Janeiro, gdzie zostaną rozegrane tegoroczne finały Ligi Światowej. Dwie wygrane nad nieobliczalnym zespołem z Azji stawiają naszą drużynę w bardzo dobrej sytuacji. Do rozegrania pozostają bowiem cztery mecze z teoretycznie słabszymi przeciwnikami - Japonią i Egiptem. Co najważniejsze, wszystkie mecze odbędą się w kraju nad Wisłą. Kibice powinni więc być spokojni o końcowe rozstrzygniecie. Spokojny nie może natomiast być trener Lozano. Mecz z Chinami pokazał bowiem, że gra Polaków choć nieco lepsza niż jeszcze kilka tygodni temu, to nadal nie gwarantuje ona dobrego wyniku na Olimpiadzie w Pekinie. Trzeba bowiem pamiętać, że to właśnie Igrzyska Olimpijskie są w tym roku celem numer jeden. Udział w Lidze Światowej jest natomiast tylko drogą prowadzącą do tego celu.

Źródło artykułu: