Rafał Sonik liderem Pucharu Świata!
Szósty rajd i czwarte zwycięstwo. Rafał Sonik potwierdził, że w zmaganiach na katarskiej pustyni bardzo trudno dotrzymać mu kroku.
Andrzej Prochota
Materiały prasowe
- W piątek było bardzo cieniutko. Granica, na której balansowałem, by utrzymać się w rajdzie była praktycznie niewidoczna. Przednie zawieszenie trzymało się na słowo honoru, jednak cały czas tliła się w mnie iskierka nadziei. Ta iskierka w sobotę zaowocowała w postaci drugiego miejsca na etapie i zwycięstwa w rajdzie. Wygrałem tu po raz czwarty, a dwa razy byłem drugi. Po tych kłopotach wciąż nie mogę uwierzyć, że udało się tego dokonać - powiedział na mecie rozemocjonowany Rafał Sonik.
Emocje były tym większe, że zwycięstwo oznaczało również objęcie prowadzenia w Pucharze Świata. - W tym rajdzie nie da się uciec rywalom. Jadąc po śladach dużo łatwiej odnaleźć się w kluczowych, najtrudniejszych miejscach. Tak ścigałem się tutaj przez lata z Mohamedem Abu-Issą. Na mecie liczą się często sekundy, a o zwycięstwie decyduje awaria, lub złapany kapeć. Sam miałem w tym roku potężne problemy, więc punkty, które dopisałem do swojego konta są bezcenne - przyznał "SuperSonik". Ostatni dzień miał dość standardowy przebieg, ale nie obyło się bez przygód. Alexis Hernandez, startujący trzy minuty za Polakiem, dogonił go po 90 kilometrów. Dalej jechali już razem, ale w pewnym miejscu zaczęli kluczyć w poszukiwaniu trasy. -Mój peruwiański kolega stracił w pewnym momencie cierpliwość i po prostu ruszył przed siebie. Zatrzymałem się, zacząłem krzyczeć i machać rękami żeby wrócił. Poprowadziłem go i znaleźliśmy właściwą trasę - śmiał się krakowianin. To nie był jednak koniec. Na niespełna dwa kilometry przed metą coś huknęło w rurze wydechowej Yamahy Sonika. Na finiszu okazało się, że zieje w niej dziura wielkości pięści. - Hernandez miał jeszcze większe problemy. Kiedy zgasił quad na mecie, ten nie chciał już odpalić. Musiałem wziąć go na hol, żeby mógł ruszyć i samodzielnie dojechać na biwak. Gdyby silnik zgasł mu przez przypadek na trasie, nie dotarłby do mety - przyznał świeżo upieczony lider i obrońca Pucharu Świata