Nie będziemy świętować - rozmowa z Mariuszem Jurkiewiczem, rozgrywającym reprezentacji Polski

Zdjęcie okładkowe artykułu:  /
/
zdjęcie autora artykułu

- Za nami dopiero pierwsza połowa rywalizacji i tak samo, jak Niemcy nie będą robić dramatu, tak samo my nie będziemy świętować zwycięstwa różnicą jednej bramki - mówi Mariusz Jurkiewicz.

W premierowej odsłonie walki o Katar pokazaliście dwie twarze. Druga część sobotniego meczu była zupełnie inna od tego, co działo się na parkiecie przed przerwą.

Mariusz Jurkiewicz: - W przerwie byliśmy świadomi tego, że przed nami jest jeszcze i druga połowa spotkania, i druga połowa całego dwumeczu, która rozegrana zostanie w Niemczech. Musieliśmy się pozbierać, aby z każdą kolejną akcja niwelować straty, które mieliśmy do rywali. Pierwszą połowę przegraliśmy trzema trafieniami i wiedzieliśmy, ze taką różnicę w rewanżu odrobić będzie trudno. Musieliśmy pedałować do przodu, żeby jak najmocniej tę stratę zniwelować. [ad=rectangle] Nie zadrżała ci ręka przy ostatnim rzucie?

- Cóż, po prostu cieszę się, że piłka wpadła do siatki i mogliśmy zakończyć ten mecz zwycięstwem. Minimalnym, ale mimo wszystko.

Kluczem do odrobienia strat była zmiana systemu gry w defensywie?

- Na pewno też, bo rywale z wysuniętą obroną mieli zdecydowanie więcej problemów, niż z naszym statycznym sześć-zero zwłaszcza, że nie wykonywaliśmy go tak, jak powinniśmy. W pierwszej połowie meczu graliśmy w tyłach zbyt pasywnie i stąd traciliśmy łatwe bramki. Sławek Szmal odbijał co mógł, ale my mu zbytnio nie pomagaliśmy. Później rywale zaczęli częściej tracić piłki, w ich grze pojawiła się niepewność i to nas napędzało.

[b]

Po tym pierwszym meczu możemy powiedzieć, że jesteście odrobinę bliżej awansu do mistrzostw świata, czy też tak niskie zwycięstwo niewiele zmienia i szanse wciąż są pięćdziesiąt na pięćdziesiąt?[/b]

- Każdy, kto rozegrał w życiu jakikolwiek dwumecz wie, że nawet pięć bramek przewagi to nic takiego. Można przespać moment i po dwóch, trzech minutach takiej zaliczki już nie mieć. O tyle dobrze się stało z tą jedną bramką, że do rewanżu na pewno nie przystąpimy uśpieni. Przed nami mecz w Magdeburgu, przy pełnej hali. Musimy być na to przygotowani.

Kto powinien być po tym spotkaniu bardziej zadowolony z wyniku?

- Za nami tak naprawdę dopiero pierwsza połowa tej rywalizacji i tak samo, jak Niemcy nie będą robić dramatu, tak samo my nie będziemy świętować zwycięstwa różnicą jednej bramki.

Niemcy zagrali tak, jak się przed meczem spodziewaliście, czy też rywal zdołał was czymś w pierwszej połowie zaskoczyć?

- Niespodzianką, choć na pewno nie sensacyjną, było to, że rywale grali od pierwszych minut dwoma środkowymi. Chcieli najwyraźniej rozrzucić nasze sześć-zero i chyba im się to udawało, bo długo prowadzili, łatwo rzucali nam bramki i stąd wzięła się ich przewaga. Tak naprawdę spodziewaliśmy się, że ci zawodnicy tak czy inaczej wyjdą na parkiet, ale nie mogliśmy znaleźć sposobu na ich grę.

Kibice w Ergo Arenie stworzyli fantastyczną atmosferę. W rewanżu z pewnością będzie wam tego brakować.

- Na pewno. Kiedy na parkiecie musieliśmy walczyć i odrabiać straty, to czuliśmy dodatkową energię z trybun. Jesteśmy kibicom wdzięczni za to, że po tym, jak w pierwszej połowie zagraliśmy do bani, po przerwie wciąż byli z nami.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

W Magdeburgu czeka was prawdziwa, sportowa wojna.

- Ja osobiście nie lubię tego typu militarystycznych stwierdzeń. Z pewnością musimy się przygotować do tego meczu jak na najważniejsze spotkanie w sezonie. W tym roku tak istotnych starć już nie będzie, musimy więc do najbliższego podejść maksymalnie skoncentrowani i ugrać to, co możemy.

Źródło artykułu: