W ataku była katastrofa - rozmowa z Mariuszem Jurasikiem, graczem Górnika Zabrze

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- W ataku była katastrofa - mówi w rozmowie z naszym portalem po porażce z [tag=17762]HC Odorheiu Secuiesc[/tag] w pierwszym meczu 1/8 finału Challenge Cup Mariusz Jurasik, gracz Górnika Zabrze.

W tym artykule dowiesz się o:

Marcin Ziach: Na parkiecie było wszystko, czego się obawialiście. Ciężka walka wręcz od początku do samego końca.

Mariusz Jurasik: Na pewno tak. Rumuni jednak nie zaskoczyli nas niczym. Jedynie ich bramkarz bronił lepiej niż się spodziewaliśmy, a my też źle rzucaliśmy. Zawiódł na całej linii nasz atak, bo 22 bramki rzucone w domu, to przynajmniej 6-7 bramek za mało.

Patrząc na przebieg spotkania - zaliczka bramkowa przed rewanżem była w tym meczu realna?

- Oczywiście. W obronie graliśmy bardzo dobrze, bo straciliśmy zaledwie 23 bramki. Dawno już tak dobrze z tyłu nie było nawet w polskiej lidze. Musimy poprawić atak, bo w ataku była katastrofa. Przegraliśmy ten mecz atakiem, a nie obroną. Nie tylko my, bo także Rumuni mieli spore problemy ze stwarzaniem sytuacji rzutowych.

Zadania nie ułatwiali wam sędziowie, których decyzje z obu stron wprowadzały sporo nerwowości.

- O sędziach nie chce mi się w ogóle gadać. Nie rozumiem takiej polityki, kiedy na mecz europejskiego pucharu przysyłają sędziów z Włoch, gdzie żadna drużyna nie pokazuje się w żadnych rozgrywkach. Nie ma co zwalać na samo sędziowanie, bo musimy rzucać "setki" i karne, które udaje nam się wypracować. Gdybyśmy to trafiali, to o sędziach nie byłoby dyskusji.

Analiza wideo gry Odorheiu, jaką odbyliście przed tym meczem pomogła wam na boisku?

- Mnie pewno tak, ale drużynie - jak widać po wyniku - niekoniecznie. Mieliśmy w drużynie rywala wszystko rozpracowane, jak się okazało z wyjątkiem bramkarza. Wszystko co rzucaliśmy z obrębie jego rąk czy nóg, to łapał. Na pewno w Rumunii będziemy o to spotkanie mądrzejsi i poszukamy innych rozwiązań.

Czego najbardziej żal?

- Zmarnowanych okazji, bo nie trafialiśmy naprawdę z czystych pozycji. Przez to, że nie umieliśmy się wstrzelić rzuciliśmy 22 bramki, a nie 27. Trzeba poprawić przede wszystkim skuteczność i nad tym będziemy w najbliższych dniach pracować, by najpierw w lidze, a potem w rewanżu w Rumunii walczyć o zwycięstwo.

Nadzieja na awans zatem jeszcze nie zgasła...

- Nie miała prawa. Gdybyśmy wygrali 2-3 bramkami, to i tak musielibyśmy w rewanżu walczyć o zwycięstwo. Jadąc do Rumunii z nastawieniem, żeby przegrać jedną bramką ciężko jest liczyć, że ten plan się powiedzie. Grałem już w takich meczach, że wygrywałem u siebie jedenastoma bramkami, by na wyjeździe przegrać dwunastoma, więc dopóki piłka w grze wszystko jest możliwe.

Po dwóch z rzędu zwycięstwach w lidze ta porażka to dla was zimny prysznic?

- Co najwyżej letni. Mam nadzieję, że nie wrócimy teraz do tego co graliśmy w grudniu. Czekają nas mecze grane co trzy dni, a kadra z meczu na mecz nam szczupleje. Mam nadzieję, że dotrwamy w lidze do play offów przynajmniej w tym składzie, którym obecnie dysponujemy.

Źródło artykułu: