Robert Wilk: GKS na pewno nie był zespołem lepszym

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W niedzielę Pelikan Łowicz przegrał pierwszy mecz w tym roku. Ich rywalem była drużyna GKS-u Jastrzębie. Wszyscy kibice zebrani na stadionie byli zgodni: biało-zieloni zagrali słabo, ale goście wcale nie mieli przytłaczającej przewagi. Po meczu to samo mówili piłkarze Ptaków.

W niedzielnym meczu łowiczanie mieli braki niemalże w każdej formacji w zespole. Największym problemem drużyny wydaje się być jednak atak. - To już czwarty mecz, w którym nie strzeliliśmy gola. Jakbyśmy strzelili rywalom bramki to byśmy wygrali. Ciężko się gra z przeciwnikiem, który wycofuje się całą drużyną na swoją połowę i trzeba cały czas atakować - oceniał po meczu przyczyny porażki Marcin Ludwikowski.

Kolejną przyczyną może być to, że w niedzielę Pelikan po raz pierwszy rozegrał mecz jako faworyt, być może piłkarze po prostu nie poradzili sobie z presją. - Wydaje mi się, że nie chodzi tu o presję. Po prostu pierwszy raz graliśmy w taki sposób, że to my mieliśmy atakować. Do tej pory to my graliśmy z drużynami, które miały atakować. To my graliśmy z kontrataku i wychodziło nam to dużo lepiej. Wydaje mi się, że lepiej nam się gra z kontry. W niedzielę nie poradziliśmy sobie z taktyką przeciwnika, który cofnął się na własną połowę i na nas czekał - gdzie indziej widział przyczynę porażki Michał Łochowski.

Po meczu z GKS-em Jastrzębie trzeba sobie postawić jedno zasadnicze pytanie: Co się dzieje z atakiem? Przecież w rundzie jesiennej nie było z tym problemów. Piętą achillesową biało-zielonych była defensywa. - Jest mi trudno powiedzieć dlaczego nie strzelamy bramek. Ja jestem od bronienia. Stwarzamy te sytuacje, brakuje zimnej krwi pod bramką rywali - powiedział po meczu ?Ludwik?. - Coś za coś. W tamtej rundzie graliśmy bardziej ofensywnie, traciliśmy dużo bramek. Teraz tracimy mniej bramek. Trener ustawił taką taktykę, że gra w obronie wygląda dużo lepiej. Niestety szwankuje gra całego zespołu jeśli chodzi o ofensywę - dodał najlepszy strzelec drużyny, Robert Wilk.

Wilk miał w niedzielnym meczu fantastyczną sytuację na zdobycie bramki. Piłka spadła mu pod nogi, gdy stał on 2 metry przed bramką Jakuba Kafki. Futbolówka po strzale napastnika trafiła jednak w nogę bramkarza GKS-u, a po całej akcji sędzia i tak odgwizdał pozycję spaloną. Nie mniej jednak, takie sytuacje należy wykorzystywać. - Wiadomo, że każdy chce zdobyć bramkę. Co prawda był spalony, ale ta sytuacja powinna być wykorzystana. Cały czas odbywamy treningi strzeleckie, na razie nie chce nam to wpaść do siatki. Może w następnych meczach - przyznał po meczu kapitan Pelikana.

Niedzielny mecz to również koniec fantastycznej passy Ludwikowskiego bez puszczonej bramki. - Szkoda, ale każda passa kiedyś się kończy. Moja niestety dobiegła końca w bardzo ważnym meczu, ale myślę, że strzał był naprawdę przedniej marki. Wydaje mi się, że zawodnik rywali po prostu zamknął oczy i kopnął piłkę - przyznał po meczu bramkarza gospodarzy. ?Ludwik? zachował czyste konto przez 515 minut, tym samym pobił on bramkarza z Gliwic, Grzegorza Kasprzika. Nie poprawiła to jednak bramkarzowi Ptaków humoru. - Na pewno nie. Tak jak powiedziałem wcześniej. Chciałbym puścić jedną bramkę i wygrać mecz 2:1. Dzisiaj puściłem i przegraliśmy, szkoda.

Źródło artykułu: