Koronawirus. Erik Cikos: Sportowcy na Słowacji sprzeciwili się rządowi

Zdjęcie okładkowe artykułu: Newspix / Bartek Ziółkowski / Na zdjęciu: Erik Cikos
Newspix / Bartek Ziółkowski / Na zdjęciu: Erik Cikos
zdjęcie autora artykułu

Erik Cikos, były gracz Wisły Kraków, a teraz Puszczy Niepołomice, mówi, jak koronawirus zmienił świat sportu na Słowacji. - Po fali protestów ze strony zawodników, zdecydowano, że rozgrywki mogą być kontynuowane, ale bez kibiców - tłumaczy.

Wisłą Kraków Erik Cikos zdobył jej ostatnie mistrzostwo Polski (2011), a teraz wyrasta na jedną z ciekawszych postaci Fortuna I Ligi. Odkąd w lutym trafił do Puszczy Niepołomice, strzelił dla tej drużyny trzy gole, ostatniego w niedzielnym meczu z Widzewem Łódź, (1:0). 32-latek opowiada nam o tym, jak dla gry w Puszczy odrzucił niedawno propozycję z PKO Ekstraklasy. A także o tym, jak sytuacja epidemiczna oddziałuje na sport na Słowacji.

Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Z Niepołomic ma pan stosunkowo blisko do ojczyzny. Ale ostatnio sytuacja na Słowacji wyraźnie się pogorszyła, dzienna liczba zakażonych przekroczyła tysiąc osób. Odbiło się to też na świecie sportu?

Erik Cikos, obrońca Puszczy Niepołomice: Na Słowacji sytuacja ostatnio prezentowała się nieco inaczej niż w Polsce. Tutaj dopuszczano zapełnienie kibicami nawet 50 procent pojemności stadionu. Tymczasem na Słowacji w tej chwili w ogóle nie pozwala się na wejście kibiców na trybuny. Kiedy rząd zaczął dywagować nad planami wprowadzenia ograniczeń w sporcie związanych z COVID-19, zaczęły się w kraju duże protesty. W pierwszej chwili zamierzano zawiesić wszelkie rozgrywki zawodowe - hokeja, piłki nożnej, wszystko. Po fali protestów ze strony zawodników i ludzi sportu, zdecydowano, że rozgrywki mogą być kontynuowane, ale bez kibiców.

Na razie nie musi się pan obawiać utrudnień w wyjazdach do ojczyzny?

Na ten moment nie mam problemu przy podróżowaniu na Słowację, ale są w kraju tzw. czerwone strefy, gdzie obowiązują większe obostrzenia i trzeba mieć to na uwadze. Cieszę się przede wszystkim, że mogę nadal normalnie jeździć do rodziny, bez żadnego pobytu w kwarantannie. Liczę, że tak będzie nadal. W ogóle mam nadzieję, że cała ta sytuacja z koronawirusem szybko się poprawi. Chciałbym móc znowu pójść na stadion Wisły obejrzeć mecz "na żywo", bo ostatnio ze względu na kwestię izolacji nie mogę. Mam nadzieję, że w przyszłości na tyle się to wszystko ustabilizuje, że będę w stanie być na każdym meczu "Białej Gwiazdy" na stadionie przy Reymonta.

Ostatni poniedziałek, "deadline day" okienka transferowego, był dla pana dniem jak co dzień czy były jakieś emocje? Bo obserwatorzy z ekstraklasy dostrzegają, że wyróżnia się pan w I lidze. Niektórzy pamiętają jeszcze pana udany sezon 2010/11 rozegrany w Wiśle.

Będąc szczerym, miałem latem kilka propozycji. Zarówno z pierwszej ligi, jak i od jednego klubu z ekstraklasy. Zdecydowałem się jednak zostać w Puszczy. Czuję się związany z tym klubem, a do tego niepołomiccy działacze zaproponowali mi dobre warunki umowy - przede wszystkim dłuższy kontrakt. To było dla mnie istotne. Tak, by móc mieć spokojną głowę, skoncentrować się na grze w piłkę, a nie co roku myśleć o wyborze klubu i sprawach kontraktowych, prowadzić żywot nomada. Cieszę się, że Puszcza mi zaufała, że wierzą we mnie. To dla mnie ważne.

ZOBACZ WIDEO: PKO Ekstraklasa. Marcin Animucki: Piłkarze, to najlepiej przebadana grupa społeczna w Polsce

W ostatnim meczu z Widzewem pana bramka zapewniła Puszczy trzy punkty. Staje się pan powoli "maskotką" niepołomickich trybun. Na meczach słychać "graj na Erika!" 

Jestem wdzięczny, że tak mnie postrzegają i za to wsparcie dla całej drużyny. To bardzo miłe, że tak reagują na moją grę. Mam nadzieję, że z każdym meczem liczba osób na trybunach jeszcze będzie rosła. Może jesteśmy niedużym klubem, ale za to o rodzinnej atmosferze. Myślę, że wszyscy w klubie i wokół klubu dobrze to czują. Niepołomice to nieduże miasto, ale wszystko czego potrzebujemy z rodziną, mamy tu w zasięgu. Fajnie się tu funkcjonuje. Cieszę się, że mogę tu prowadzić spokojne, normalne życie.

Na frekwencję ostatnio nie mogliście narzekać, pojawił się na trybunach w Niepołomicach nawet były selekcjoner kadry Polski Franciszek Smuda czy skauci klubów ekstraklasy.

To fajnie, że mecze Puszczy cieszą się taką popularnością. Myślę, że mamy naprawdę dobrą, ciekawie grającą drużynę. Cieszę się, że potrafiliśmy ostatnio potwierdzić naszą jakość tym zwycięstwem nad Widzewem. I z tego, że już 10 punktów zdobyliśmy na własnym boisku, bo w zeszłym sezonie przegrywaliśmy zbyt dużo meczów na własnym terenie.

Było wam tym trudniej, że w ostatnich spotkaniach musieliście radzić sobie bez trenera Tomasza Tułacza. Sytuacja ta jest związana z COVID-19.

Ale jestem pewien, że szkoleniowiec wszelkie uwagi skrzętnie przekazuje asystentowi, czyli Jakubowi Kuli. Na pewno są w kontakcie. A my staramy się to jak najlepiej wcielać w życie.

W meczu z Widzewem widać było, że chętnie dostawałby pan od kolegów więcej podań na prawą stronę. Zamiast tego trochę za często grano po prostu długą, górną piłkę do przodu.

Wiadomo, że człowiek chciałby częściej pograć sobie po ziemi, a niekoniecznie długą piłką. Ale trzeba mieć na uwadze, że nasze boisko w Niepołomicach nieco różni się od innych ligowych boisk. Jest po prostu nieco mniejsze. Czasem więc dobrą taktyką jest to, by nieco mniej grać podaniami po ziemi. Tym bardziej, że akurat w meczu z Widzewem murawa była dość twarda. Mamy również taki typ graczy w ataku, silnych facetów, którzy są w stanie o te górne piłki powalczyć. Ale potrafimy też grać kombinacyjnie.

Końcówka zeszłego sezonu była dla Puszczy udana, ostatecznie zakończyliście rozgrywki na ósmym miejscu, ocierając się o baraże o awans. A przecież celem miało być utrzymanie. W tym sezonie klub ma poważniejsze ambicje?

Ambicje mamy nieco większe, ale nie mówimy głośno o jakichś specjalnych celach. To może wyświechtane, że chcemy kroczyć mecz za meczem, ale to prawda. Cieszymy się naszym futbolem. I tym, że mamy perspektywę gry na dwóch frontach, bo jeszcze w Pucharze Polski. Zależy nam też, byśmy wszyscy byli zdrowi, bo nie mamy kadry liczącej 30 zawodników.

Na pewnym etapie kariery boczni obrońcy zaczynają myśleć o przekwalifikowaniu się na stopera. Mimo że jest pan klasycznym prawym obrońcą, miał pan w karierze epizodyczne doświadczenie gry na środku obrony, choćby za czasów współpracy z Vladimir Weissem w Slovanie Bratysława. To jakaś opcja na przyszłość?

Dobrze jest mieć w zanadrzu taką opcję. Natomiast w tym momencie nadal czuję, że mam mnóstwo mocy grając na tej prawej obronie, czuję się wciąż młodym graczem. Dlatego na ten moment spokojnie mogę jeszcze grać na prawej stronie, choć to taka pozycja na boisku, gdzie naprawdę trzeba dużo biegać. To pozycja, gdzie najbardziej lubię występować i najbardziej dla mnie naturalna. Ale w dalszej przyszłości, gdy będę nieco starszym graczem, może rzeczywiście przekwalifikuję się na środkowego obrońcę. Kto wie. Wszystko też zależy od tego, czego trener w danym momencie potrzebuje. Dla mnie najważniejsze, żebym był zdrowy i grał najlepiej, jak umiem - gdziekolwiek mnie trener nie ustawi.

W Slovanie swego czasu potrafiliście nawet wyeliminować z europejskich pucharów Romę z Francesco Tottim w składzie.

Pamiętam, że więcej w tamtej konfrontacji musiałem stoczyć pojedynków z Bojanem Krkiciem niż z Tottim, ale ostatecznie udało nam się jedno starcie wygrać, a drugie zremisować i mam z tych meczów wspaniałe wspomnienia. To był zresztą ten sezon, w którym Wisła też grała w eliminacjach do Ligi Mistrzów i ostatecznie przegrali z APOEL-em Nikozja. My ostatecznie tę rywalizację z Romą w kwalifikacjach Ligi Europy wygraliśmy, więc fajnie się teraz do tego wraca pamięcią.

A jak się panu współpracowało z Weissem, tak uznanym szkoleniowcem w słowackim futbolu?

Na pewno był jednym z najlepszych trenerów, z którymi miałem okazję pracować w karierze. Choć oczywiście każdy szkoleniowiec wnosi coś w rozwój zawodnika. Ale Weiss to był jeden z tych najważniejszych. Obecnie prowadzi reprezentację Gruzji. Muszę jednak przyznać, że w Wiśle też bardzo dużo zyskałem na współpracy z Robertem Maaskantem. Natomiast Slovan Bratysława to trochę taki klub - przekładając to na polskie warunki - jak Legia Warszawa. Jest tam ciągła presja na wynik, więc i trenerzy często się tam w ostatnich latach zmieniali. Po trochu każdy z nich mi pomógł.

Miał pan w karierze bardzo trudny okres, w którym prześladowały pana kontuzje. Jak pan sobie z tym radził, co najbardziej pomaga człowiekowi w momencie, gdy kariera na jakiś czas staje w miejscu? Jak mentalnie się podbudować, by uwierzyć, że po poważnym urazie można wrócić do optymalnej formy?

Najbardziej pomaga mocne koncentrowanie się na pozytywach, szukanie tych pozytywów. Warto pracować np. nad wzmacnianiem mięśni, w ramach chronienia się przed kolejnymi urazami. Kiedy człowiek ma naprawdę długą przerwę od gry, spowodowaną poważniejszym urazem, dostaje szansę, by zabrać się za naukę, za czytanie książek. Można skoncentrować się na rozwoju, myśleniu o tym, co będzie się robić w przyszłości. Niektórzy w takim momencie zaczynają kursy trenerskie, zdobywają trenerskie licencje. Ważne, by utrzymywać to pozytywne myślenie, by starać się wrócić jeszcze silniejszym.

Co panu osobiście najbardziej ułatwiało ten powrót?

Mnie zwłaszcza pomógł mój ówczesny trener przygotowania fizycznego. Pomagały mi nie tylko treningi z nim, ale też rozmowy, wzmacniał mnie mentalnie. Wziąłem się też za naukę. Nie na żadnym uniwersytecie, ale dużo w tamtym czasie czytałem. Różne książki - o biznesie, o możliwościach inwestowania pieniędzy po karierze. Ale nie tylko. To czytanie bardzo pomagało skoncentrować się na czymś innym niż problemy ze zdrowiem. A przede wszystkim rozwijałem się nie tylko jako gracz, ale jako człowiek.

Czytaj również: PKO Ekstraklasa. Wisła Kraków. Michal Frydrych wspomina spotkanie z Leo Messim: Myślę, że spodziewał się zwycięstwa PKO Ekstraklasa. Cracovia. Matej Rodin transfer do Krakowa konsultował nawet z wiślakiem

Źródło artykułu:
Komentarze (2)
avatar
Witold Krużyński
9.10.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
I bardzo dobrze, najłatwiej jest odwołać, zamknąć tak to każdy głupek potrafi...  
avatar
Jan Kowalski
9.10.2020
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
I słusznie. Lewactwu należy się sprzeciwiać. Pytanie, czy nie jest za późno i czy ta zaraza nie zalała już niemal całego świata... Na nic zwycięstwo warszawskie - "Cód nad Wisła" :( Czytaj całość