Dariusz Tuzimek: Brzęczek jako bat na Lewandowskiego? (felieton)

Zdjęcie okładkowe artykułu: East News / BARTEK SYTA / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
East News / BARTEK SYTA / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
zdjęcie autora artykułu

Czy jestem zszokowany faktem, że selekcjonerem został Jerzy Brzęczek? Nie. Od czasu, kiedy Boniek zrobił trenerem młodzieżówki Czesława "711 połączeń z Fryzjerem", żadnych oczekiwań wobec aktualnego prezesa PZPN już nie mam.

Brzęczkowi trzeba oczywiście dać szansę, bo przecież "po owocach ich poznacie", ale nie jest to kandydatura, która urywa… pewną cześć ciała. Dla przeciętnego kibica szału nie ma, bo przecież nasłuchał się przez ostatnie kilkanaście dni, jakie to "grube" nazwiska mogą wziąć naszą reprezentację. Przy nich Brzęczek jest golusieńki - na dzisiaj oczywiście - jak święty turecki.

Dziennikarze podrzucali kandydatury szkoleniowców z zagranicy - różnych Włochów i nie Włochów - a Boniek je komentował na zasadzie: "no ten może być, no tamten nie może". Klasyczne odwrócenie uwagi, prezesowi PZPN udało się wyprowadzić wszystkich na manowce. Ale zaskoczony nie jestem, bo jak napisał Jacek Sarzało w książce "Mój Boniek", cytując pewnego działacza: "Boniek to jedyny człowiek na świecie, który w tej samej chwili co innego mówi, co innego myśli i co innego robi".

Brzęczek na początek łatwo miał nie będzie i on to wie. Na dzisiaj to trener bez sukcesów. W takich Katowicach, gdzie nowo mianowany selekcjoner prowadził GKS, musieli po dzisiejszej informacji zbierać szczęki z podłogi i zastanawiać się, czy się Boniek czasem czymś nie zatruł… W Katowicach "Brzęku" na do widzenia przegrał 2:3 z Kluczborkiem, a kibice chcieli mu ręcznie wytłumaczyć, co sądzą o jego pracy. Z "rodzinnego" Rakowa Częstochowa, gdzie zaczynał poważną przygodę jako piłkarz, z klubu, którego pozycję Brzęczek odbudowywał kilka lat, zwolnili go na prośbę głównego sponsora.

Prowadzenia Lechii Gdańsk chyba nie da się określić mianem sukcesu, chociaż akurat to o niczym nie świadczy, bo to jednak specyficzne miejsce pracy. No ale gdy czytam, że ta Wisła Płock to życiowy sukces Brzęczka, to zastanawiam się, komu tu lodu do głowy przyłożyć.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. To dlatego Anglicy przegrali w półfinale. "Byli tak przygotowani, jak w swojej lidze"

Nie odmawiam Jurkowi, że wiosną jego drużyna grała fajną piłkę, że udało mu się zespół ułożyć. Ale ten "wielki sukces" skończył się… niezałapaniem do europejskich pucharów. Piątego miejsca w lidze nie da się włożyć do gabloty, nie ma jak. Jest jeszcze drugie "ale" dotyczące Wisły Płock. Dużą część chwały za postępy drużyny trzeba oddać Łukaszowi Masłowskiemu, bo to dyrektor klubu zrobił mądre i trafione transfery. Warto o tym pamiętać, chwaląc pracę trenera.

Brzęczek bierze kadrę w trudnym dla niej momencie. Poszarpaną, skonfliktowaną i podzieloną. Z kibicami - którzy wpisują w komentarzach, że główną motywacją Bońka przy tym wyborze było to, że prezes sam chce we własnych rękach trzymać lejce - spierał się nie będę. Nie tylko z grzeczności. Umiem natomiast znaleźć jeszcze inną motywację. Brzęczek, wujek Kuby Błaszczykowskiego, to także sposób na dyscyplinowanie Roberta Lewandowskiego. Nie jest tajemnicą, że pozycja Roberta w kadrze w ostatnich latach urosła na tyle, że stał się… niesterowalny. Nie ulegał autorytetowi ani Nawałki, ani Bońka. Ostatnimi czasy Robert słucha tylko siebie.

Z Brzęczkiem miał stosunki chłodne, może nawet lodowate, tak jak z samym Kubą. "Lewy" dostaje dziś selekcjonera, z którym może mu być pod górę i który nie pada na dzień dobry przed nim na kolana. Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach nie zrezygnowałby z Lewandowskiego i Brzęczek też tego nie zrobi. Ale istotne jest, że na powitanie "Lewy" musi się ułożyć z kimś, z kim miał zadrę we wzajemnych stosunkach. I to dużą.

Lewandowski był wówczas jeszcze piłkarzem Lecha, ale już wiadomo było, że za moment pójdzie do dobrego zagranicznego klubu, który załatwiał mu jego agent Cezary Kucharski. Jakież było zdziwienie "Kucharza", gdy w czasie zgrupowania kadry wpadł niezapowiedziany do warszawskiego hotelu Sheraton, a tam zobaczył, jak przy stoliku siedzi jego piłkarz Lewandowski z innym menedżerem Wolfgangiem Vöge w asyście Kuby Błaszczykowskiego i… Jerzego Brzęczka. Było jasne, że prowizja od takiego transferu (a potem następnych) będzie gigantyczna, a zostanie agentem "Lewego" to będzie złoty strzał.

Dla Kucharskiego stało się jasne, że grupa: Brzęczek, Błaszczykowski i jego agent Vöge próbują mu odbić zawodnika. Zrobiło się nieprzyjemnie, choć dopiero później Brzęczek usłyszał od Kucharskiego kilka cierpkich słów: "To w jakiej ty tam występowałeś roli? Kim ty jesteś? Trenerem? Wujkiem? Menedżerem?".

Wersja Brzęczka i Kuby była taka, że to sam "Lewy" szukał u nich pomocy i chciał się skonsultować z innym menedżerem. Lewandowski został przy Kucharskim, ale jego stosunki z Kubą od tamtej pory stały się więcej niż chłodne. Dlaczego? Łatwo się domyślić. Sprawa z zabraniem opaski kapitana Błaszczykowskiemu uczyniła stosunki obu liderów kadry lodowatymi. Brzęczek był stroną w tym konflikcie i nie było nawet dziwne, że opowiedział się po stronie siostrzeńca. Dziś ten sam Brzęczek musi sobie ułożyć stosunki z Lewandowskim i to mimo tej trudnej przeszłości.

Brzęczek to nie jest głupi facet. Nie zabierze Lewandowskiemu opaski kapitana, bo wie, że mu na niej zależy. Brzęczek mu ją zostawi, ale jednocześnie ugra coś dla siebie. "Lewy" w kadrze będzie się musiał zmienić, będzie musiał wyjść do kolegów z drużyny, postarać się, żeby nie czuli się przy nim jak krasnale przy olbrzymie. A to już bardzo dużo. Bo tę kadrę trzeba polepić na nowo. Robert też na pewno wiele zrozumiał po "lekcji" z mundialu. Sam to może sobie mecz w badmintona wygrać.

A co, jeśli "Lewy" strzeli focha? Nie strzeli. Właśnie dostał przesłanie od Bońka, że to nie on tutaj stawia warunki. Czy piłkarz, który ma 30 lat, może sobie zrobić przerwę od reprezentacji na dwa lata, do końca kadencji Brzęczka i Bońka? No nie bardzo. "Lewy" się musi z Brzęczkiem dogadać i to niekoniecznie na swoich warunkach.

A Kuba? Może zagra na jesieni swój ostatni mecz w kadrze, a może będzie przez całą kadencję Brzęczka pełnił w reprezentacji rolę… seniora. Takiego, który gra w drużynie, ale jednocześnie ma na tyle mocną pozycję, że potrafi dopilnować, by z jednej strony "Lewy" nie odlatywał na poziom chmur, a z drugiej by grupa kadrowiczów o słabszych głowach nie zamykała się w pokojach, by spędzać czas na zgrupowaniu w wiadomy sposób. To się musi w tej nowej kadrze skończyć.

I nawet jeśli Brzęczek miałby nie mieć wyników, to jeśli posprząta to, co teraz jest do posprzątania, to uznam jego kadencję za udaną. Bo najpierw trzeba na nowo zbudować fundamenty tej reprezentacji. Do wyników nie ma drogi na skróty.

Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl

Więcej informacji o wyborze nowego selekcjonera - TUTAJ >>

Źródło artykułu: