Marek Bajor: Zmęczenie może być widoczne

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Lech Poznań w sobotę zmierzy się w wyjazdowym meczu ze Śląskiem Wrocław. Dla poznaniaków będzie to bardzo ważny mecz, bowiem strata punktów, oznacza odpadnięcie z walki o mistrzostwo Polski. Kolejorz pojechał po zwycięstwo, ale zadanie czeka ich bardzo ciężkie, tym bardziej, że piłkarze odczuwają zmęczenie po 120 minutach walki z Polonią Warszawa w półfinale Remes Pucharu Polski.

Lech prawie cały sezon gra identycznym składem. Dochodzi w nim tylko do małych rotacji. Na zmęczenie zawodnicy zaczęli zwracać uwagę już po meczu z Ruchem Chorzów, a pojedynek z Polonią Warszawa, w którym doszło do dogrywki i rzutów karnych, musiał je tylko zwiększyć. W trzy dni ciężko zregenerować siły. - Na pewno zmęczenie w organizmach pozostanie. Fizycznie nie da się za wiele zrobić, dlatego chcemy zawodników mentalnie i psychicznie przygotować do meczu ze Śląskiem. Wykorzystamy do tego awans do finału Remes Pucharu Polski - mówi Marek Bajor. - Zawodnicy muszą wierzyć, że są przygotowani na walkę przez 90 minut, choć wiadomo, że w Warszawie ten wysiłek był trochę większy. Zmęczenie może być już widoczne, ale nie ma co szachować siłami i odkładać je na inny mecz.

Lechici obawiają się również, że spotkanie odbędzie się przy wysokiej temperaturze powietrza, bowiem rozpocznie się ono już o godzinie 16:15. - Nie my ustalamy godziny meczów, choć chcielibyśmy grać wieczorem - dodaje asystent Franciszka Smudy, który jednak nie widzi większych powodów do zmartwień. - Narzekać może Bełchatów, bo oni większość spotkań grają bardzo wcześnie. Zobaczymy czy nam ta godzina będzie odpowiadać. Pozytywne jest to, że wcześniej wrócimy do domów.

W meczu z Polonią do bramki wrócił Ivan Turina i pozostawił po sobie dobre wrażenie, mimo iż przy golu dla warszawiaków popełnił błąd. W pełni zrehabilitował się w rzutach karnych, broniąc dwa strzały podopiecznych Jacka Grembockiego. We Wrocławiu Chorwat ponownie stanie między słupkami. - Meczem z Polonią ułatwił sobie sytuację i jest brany pod uwagę jako pierwszy bramkarz. We Wrocławiu tak będzie, a jak jego losy potoczą się dalej, zależy tylko od niego - zdradza Bajor.

Lech musi wygrać ze Śląskiem, aby pozostać w grze o mistrzostwo Polski. O komplet punktów będzie jednak bardzo ciężko, bowiem wrocławianie to silna drużyna. - Mają bardzo mocne boki pomocy. Nasi obrońcy muszą być przygotowani na wyścigi z braćmi Gancarczykami, jeśli obaj wyjdą w pierwszym składzie. Najsłabszą formacją Śląska jest defensywa - charakteryzuje drużynę Ryszarda Tarasiewicza drugi trener Kolejorza. Śląsk wiosną nieco obniżył loty, ale nadal jest ciężkim i wymagającym przeciwnikiem. - Moim zdaniem nie grają gorzej, tylko brakuje im skuteczności. My skupiamy się jednak na naszym zespole. Dokonujemy analizy przeciwnika, ale bardziej dbamy o swoją grę - dodaje Bajor.

Mecz Śląska z Lechem to również pojedynek dwóch impulsywnych trenerów: Ryszarda Tarasiewicza i Franciszka Smudy. Jesienią, podczas pomeczowej konferencji w Poznaniu, doszło do słownego starcia obu szkoleniowców, które musiała przerwać Joanna Dzios, rzeczniczka prasowa Kolejorza. Tarasiewicz swój charakter pokazał podczas ostatniego meczu z Arką Gdynia, gdy został wyrzucony na trybuny. Komisja Ligi Ekstraklasy S.A. nałożyła na niego karę dwóch meczów dyskwalifikacji w zawieszeniu na sześć miesięcy oraz karę finansową w wysokości trzech tysięcy złotych. - Każdy trener ma nieraz chwile zdenerwowania i nie można tego odbierać, że chce zrobić krzywdę sędziemu. My również mamy impulsywnego trenera, więc doskonale rozumiem zachowanie trenera Tarasiewicza - zakończył Marek Bajor.

Źródło artykułu: