Rafał Gikiewicz: Dość tego czekania

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Michael Kienzler/Bongarts / Na zdjęciu: Rafał Gikiewicz
Getty Images / Michael Kienzler/Bongarts / Na zdjęciu: Rafał Gikiewicz
zdjęcie autora artykułu

- Ma trochę pecha, bo w meczu z Frankfurtem, w którym wystąpił od 1. minuty, miał trudnego rywala w osobie Chandlera. Amerykanin trochę "jechał" prawą stroną i trener zmienił Bartka - mówi o Bartoszu Kapustce jego klubowy kolega - Rafał Gikiewicz.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Jerzy Chwałek: Jest rozczarowanie, że tylko w dwóch meczach w tym sezonie stał pan między słupkami? [/b]

Rafał Gikiewicz: Liczyłem na więcej, ale sezon jeszcze się nie skończył, więc mam nadzieję, że jeszcze zagram. Marzenia o grze w 1. Bundeslidze spełniłem, ale przychodząc do Freiburga, liczyłem na więcej. Mimo wszystko wypada się cieszyć, bo w meczach, w których zagrałem, z mocnymi drużynami (RB Lipsk i Borussia Dortmund – przyp. red.) pomogłem drużynie i zdobyliśmy cztery punkty. Bez nich bylibyśmy teraz blisko strefy spadkowej.

Specyfika pozycji bramkarza jest taka, że siedząc na ławie w klubie, trudno o powołanie do reprezentacji. Nie miał pan takich myśli: gdybym grał regularnie w klubie, mógłbym trafić do kadry, jak ostatnio Bartosz Białkowski?

Nie zazdroszczę Bartkowi, a wręcz pogratulowałem mu powołania. Od kiedy dwa lata temu spotkaliśmy się z naszymi rodzinami - całkiem przypadkowo - na wakacjach w Meksyku, mamy ze sobą dobry kontakt. Poza tym obaj pochodzimy z Warmii i Mazur. Bartek życzył mi powołania do kadry dwa lata temu, gdy grałem regularnie w Eintrachcie Brunszwik, czyli na drugim poziomie ligowym, jak on teraz w Ipswich Town. Myślę, że zasługiwałem wówczas na powołanie do reprezentacji. Zresztą w styczniu, po meczu w Dortmundzie, asystent selekcjonera Bogdan Zając powiedział, że jeśli utrzymam miejsce w składzie Freiburga, będę miał szansę na powołanie. Stało się jednak inaczej, do bramki wrócił Alexander Schwolow i gra do tej pory.

Dlatego że jest Niemcem?

Tutaj stawia się na młodszych bramkarzy (Schwolow ma 26 lat, Gikiewicz 31 – przyp. red.), a tym bardziej jeśli jest to Niemiec. Ale butów na kołku nie wieszam, jeszcze wszystko przed mną, nawet jeśli chodzi o reprezentację. Pod warunkiem że od nowego sezonu zacznę grać regularnie.

Wnioskuję, że nie czuje się pan gorszym bramkarzem od Schwolowa?

Nie. Gdy obaj graliśmy w 2. Bundeslidze, miałem lepsze statystyki. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, iż polityka klubu jest taka, że stawia się na młodych piłkarzy i wiedziałem o tym, przychodząc tutaj. Freiburg chciał mieć bramkarza starszego i młodszego, którzy będą ze sobą rywalizować, ale nie będą skakać sobie do oczu. Proszę zwrócić uwagę, jak wielu młodych piłkarzy z pola gra w naszej drużynie. Ale szczerze mówiąc, sądziłem, że po dwóch meczach, w których broniłem i nie przegraliśmy, dostanę szansę w kolejnych, mimo że konkurent wrócił do zdrowia. Widocznie trener doszedł do wniosku, że numer 1 w bramce potrzebuje stabilizacji i ponownie postawił na Alexandra.

Jaki scenariusz jest bardziej realny: Freiburg sprzeda Schwolowa i pan wskoczy do bramki, czy opuści pan ten klub po sezonie?

Nie sądzę, żeby sprzedano Schwolowa, skoro niedawno przedłużył kontrakt. W maju po zakończeniu rozgrywek zastanowię się nad przyszłością, bo z Freiburgiem mam jeszcze kontrakt na jeden rok. Chcę porozmawiać z trenerem oraz dyrektorem klubu i myślę, że znajdziemy rozwiązanie. Już mam trochę dość tego czekania i nie wykluczam przeprowadzki. Na razie skupiam się na tym, żeby być w pełnej gotowości i pomóc drużynie w utrzymaniu w niemieckiej elicie.

Pana powrót do 2. Bundesligi wchodzi w grę?

Oczywiście. Nie grałem przecież dużo w tym sezonie, więc czekam na klub, który będzie chciał mnie zatrudnić i będę miał miejsce w bramce. Odejście do innego zespołu, żeby być rezerwowym, nie ma sensu.

Miał pan propozycje z innych klubów, będąc już piłkarzem Freiburga?

Przed tym sezonem rozmawiałem z 1. FC Kaiserslautern, ale Freiburg nie zgodził się na moje odejście. Zażądał kwoty, której Kaiserslautern nie było w stanie zapłacić. Z jednej strony Freiburg nie daje mi grać, a jednocześnie nie chce mnie puścić.

Jest prawdą, że w ostatnim okienku transferowym chciała pana wypożyczyć Pogoń Szczecin?

Rozmawiałem z trenerem Pogoni Kostą Runjaiciem. Ja chciałem grać, on przedstawił mi swoją wizję. Był przekonany, że jego drużyna utrzyma się w Ekstraklasie, mówił o planach na Pogoń. Chwalił potencjał drużyny. Byłem skłonny przenieść się do Szczecina, pod warunkiem że kluby się dogadają, ale tak się nie stało. Freiburg nie chciał słyszeć o moim odejściu, bo nie byli na to przygotowani, a przerwa zimowa była bardzo krótka. Nie znałem wcześniej trenera Runjaicia, ale może zapamiętał mnie z czasów, gdy prowadził Kaiserslautern, a jego piłkarze nie mogli mi strzelić gola (śmiech). Z drugiej strony wypada się cieszyć, że we Freiburgu mnie szanują i nie jestem tutaj piątym kołem u wozu, ale stanowię silną konkurencję dla pierwszego bramkarza.

Narodziny drugiego dziecka nie zachęcają chyba, żeby ruszać się z tak urokliwego miasta?

To prawda, że jest to idealne miejsce do życia. Starszy syn Piotr ma szkołę sportową obok klubu, więc zabieram go ze sobą, gdy jadę na trening. Mamy tu góry, gdzie można pojeździć na nartach, a do Szwajcarii albo Francji jest godzina jazdy samochodem. Panuje tu też świetny klimat dla piłki w klubie. Ze Schwolowem mam świetny kontakt, dużo ze sobą rozmawiamy o naszej grze i pomagamy nawzajem. Trener Christian Streich, pracujący tutaj od ponad 20 lat, powtarza, że piłkarz przychodzący do Freiburga musi się dopasować charakterem, co mnie się chyba udało.

A Bartosz Kapustka ma odpowiedni charakter do tego klubu?

Ma trochę pecha, bo w meczu z Frankfurtem, w którym wystąpił od pierwszej minuty, miał trudnego rywala w osobie Chandlera. Amerykanin trochę "jechał" prawą stroną i trener zmienił Bartka, a od tamtej pory nie wziął go ani razu do kadry meczowej. Z drugiej strony nie dziwię się trenerowi, bo w tym okresie na 11 meczów nie przegraliśmy dziesięciu i nie było potrzeby zmian. Pewnie postąpiłbym tak samo, bo jednak każdy punkt dla nas jest cenny w walce o utrzymanie, a to najważniejsze dla naszego klubu, z najniższym budżetem w Bundeslidze. Wiadomo, że Bartek ma umiejętności, ale też silną konkurencję na pozycjach, na których mógłby grać, w osobach Raveta, Terazzino czy Haberera. Musi czekać na szansę.

Trener Streich potrafi go odbudować? Wcześniej Kapustka stracił przecież dużo czasu, nie grając w Leicester City.

Bartek ciężko pracuje na treningach i wiem, że trener jest z tego zadowolony. Streich podkreśla, że wszyscy zawodnicy z 25-osobowej kadry są ważni, również ci, dla których nie ma miejsca w meczowej osiemnastce. Jeśli powiem, że Kapustka się odnajduje w niemieckich realiach, niektórzy pomyślą, że Gikiewicz opowiada dziwne rzeczy, skoro nie ma go nawet w meczowej osiemnastce od dziewięciu kolejek. Tylko że każdy zespół z Bundesligi ma 25 piłkarzy na wysokim poziomie, a nie osiemnastu. Jeśli Bartek wejdzie na boisko w ostatnim meczu sezonu i strzeli gola, który da nam utrzymanie, wszyscy będą go nosić na rękach i powiedzą, że Streich dobrze robił, trzymając go na odpowiedni moment.

Wracając do pana, czy jest możliwy powrót do Polski w najbliższym czasie, biorąc pod uwagę sytuację rodzinną, również fakt, że syn uczy się w niemieckiej szkole i szkółce piłkarskiej?

Gdyby wypaliło wypożyczenie do Pogoni, zakładałem, że wyjadę sam do Szczecina, a rodzina zostanie tutaj. Tym bardziej, że żona była wówczas w ciąży. Natomiast w każdym innym przypadku, jeśli będę odchodził do innego klubu niemieckiego, polskiego czy z innego kraju, wyjedziemy razem. Jako ponad 30-letni mężczyzna nie wyobrażam sobie życia bez rodziny. Wiem, że warunki, jakie syn ma w Niemczech, są nieporównywalne do tych w Polsce czy w większości innych krajów. Gdy ja zaczynałem trenować piłkę, nie miałem takich boisk i trenerów, jacy są tutaj. Edukacja szkolna i piłkarska, warunki do życia są na bardzo wysokim poziomie. Dla mnie ważna jest ta cała otoczka związana z Bundesligą, która jest świetnie opakowanym produktem. Powiem więcej – mimo że nie gram zbyt dużo, po każdym tygodniu i mikrocyklu treningowym – ktoś może w to wierzyć albo nie – robię krok do przodu pod względem sportowym.

Po 1,5 roku siedzenia na ławie wyszedłem w meczach z Lipskiem i Dortmundem i czułem się lepszym bramkarzem – chyba pokazałem to na boisku. Pozycję mam niewdzięczną, może grać tylko jeden bramkarz. Ostatnio trener Streich powiedział fajne i mądre słowa: "tych, którzy nie grają, ale ciężko pracują na treningach, życie piłkarskie jeszcze wynagrodzi, jak nie w tym, to w następnym klubie, bo karma zawsze wraca". Jeśli jesteś w porządku wobec siebie i klubu, żyjesz jego sprawami, a nie tylko chodzisz po wypłatę, zostaniesz wynagrodzony. Po czterech latach pobytu w Niemczech wiem, że kluczem do życia i pracy tutaj jest pozytywne nastawienie. Trzeba pracować, a nie marudzić i narzekać, bo na twoje miejsce czeka już kilkudziesięciu innych.

Skoro tyle ciepłych słów poświęca pan trenerowi Streichowi, czy jest prawdą, że miał ofertę pracy z Bayernu Monachium?

To nieprawda. Przed meczem, właśnie z Bayernem, wszedł do szatni i powiedział nam wszystkim, że to wyłącznie plotki i nie otrzymał takiej oferty. Streich jest znakomitym trenerem od spraw i rozwiązań taktycznych – na 100 punktów dałbym mu 99. Świadczy o tym wybranie go na najlepszego trenera Bundesligi ubiegłego roku. Natomiast w takim klubie jak Bayern, gdzie jest wielka presja i duża liczba gwiazd, mógłby sobie nie poradzić.

ZOBACZ WIDEO Kamil Glik: Nie poradziliśmy sobie ze zmianą taktyczną Koreańczyków

Źródło artykułu: