Paweł Kapusta: Dymiąca Łazienkowska, czyli przetrącona estetyka

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / Kuba Atys / Agencja Gazeta / Kibice Legii Warszawa podczas meczu z Górnikiem Zabrze
Materiały prasowe / Kuba Atys / Agencja Gazeta / Kibice Legii Warszawa podczas meczu z Górnikiem Zabrze
zdjęcie autora artykułu

Po tym, jak kibice Legii urządzili przy Łazienkowskiej podczas meczu z Górnikiem Zabrze pokaz fajerwerków godny sylwestrowej nocy, należy zadać pytanie: co dalej? Całodniowe racowisko? Salwa honorowa samobieżnego działa polowego po każdym golu?

W tym artykule dowiesz się o:

Dwukrotne przerwanie hitowego meczu Legia - Górnik i konieczność zejścia zawodników do szatni z powodu zadymionego przez kiboli obiektu to kompromitacja zarówno organizatora meczu, jak i zarządców ligi. Skrajną żenadą jest fakt, że na mecz ekstraklasy - imprezę masową - pozwolono wnieść na trybuny tyle środków pirotechnicznych, że spokojnie można by było nimi wysadzić Pałac Kultury i Nauki. Kto tym wszystkim zawiaduje? Kto ma jakiekolwiek uprawnienia, żeby bezwzględnie egzekwować przepisy? Czy ktoś w końcu temu zaradzi?

Przecież w skrajnym przypadku (być może to wyolbrzymienie, przecież naszych granic strzeże biała siła, ale kto wie, w dzisiejszych czasach wszystko jest możliwe) ktoś wniesie na trybunę bombę, wysadzi w powietrze siebie, a przy okazji stadion, Torwar i pół mostu Łazienkowskiego. Wysadzi, bo ktoś przymknie oko, ktoś inny potraktuje "piro na obiekcie" jako "klubowe straty kontrolowane". Bo ktoś mu na to pozwoli. Być może wtedy komisja ligi uzna to za wystarczające podstawy do zamknięcia Żylety na jeden mecz i nałożenia na klub finansowej kary w wysokości dniówki Artura Jędrzejczyka. Być może wtedy klub będzie miał podstawy ku temu, aby zastanowić się, czy z pewnymi osobami rzeczywiście iść ramię w ramię.

Trudno dać wiarę, że wniesienie takiej ilości rac, fajerwerków, cholera wie czego jeszcze, odbyło się bez wiedzy pracowników klubu bądź firm ochroniarskich zatrudnianych przez Legię. Naprawdę, nie chcę w to wierzyć. Już feta mistrzowska była skrajną kompromitacją klubu (biegające po murawie hordy troglodytów okładające na oczach tysięcy ludzi innego kibica, wywracających hostessy jednego ze sponsorów). Jeśli więc wtedy to była kompromitacja, to jak nazwać niedzielne wydarzenia?

Kibole rządzą tym klubem, robią to, co im się podoba, od lat nic się nie zmienia. Mogą sobie przerwać mecz, puścić z ogniem sportowe widowisko (przecież mecz jak na polskie warunki był naprawdę niezły) i nikt nic z tym nie jest w stanie zrobić. Być może dla wielu to kontrowersyjna opinia, ale ja na stadion przychodzę przede wszystkim dla piłki, a nie na pokazy fajerwerków. Oprawa - świetna sprawa, szczególnie taka, która nie przeszkadza w odbiorze meczu (sam chwaliłem kibiców za oprawę z okazji rocznicy Powstania Warszawskiego, w przeciwieństwie do wielu moich kolegów po fachu). Ale na pewno nie najważniejsza! Dla niektórych fakt, że 3/4 kibiców obecnych na stadionie też kupiło bilety na ten sam mecz, i to o wiele droższe, nie ma znaczenia. To my tu rządzimy i my ustalamy zasady. A gdyby nawet Legia przegrała z Górnikiem, "my" i tak bylibyśmy zwycięzcami tego wieczora.

Pod tekstem pojawi się zapewne sporo wpisów, zachęcających autora do tego, żeby spier***** ze stadionu, jak mu się nie podoba. Że "Legia to my", że "ten klub bez nas nie istnieje", że "pojedź na tyle wyjazdów co ja i dopiero wtedy masz prawo zabierać głos". No i że trybuny to nie teatr. Pojawi się też zapewne wzmianka, że przecież kibicowskie oprawy to jedyna ciekawa rzecz w tej "nudnej jak piz** lidze". Co jednak jest pięknego w zadymionym obiekcie i konieczności przerywania meczu, już chyba nigdy nie pojmę.

ZOBACZ WIDEO Dwa gole i komplet punktów dla Schalke. Zobacz skrót meczu z HSV [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: