Finał Ligi Mistrzów. Juventus - Real, starcie wagi ciężkiej

Zdjęcie okładkowe artykułu: Newspix / EXPA/ Eibner-Pressefoto/ Langer
Newspix / EXPA/ Eibner-Pressefoto/ Langer
zdjęcie autora artykułu

Zinedine Zidane nie lubi wojny podjazdowej, woli brać szturmem. Massimiliano Allegri zbudował zasieki nie do przejścia. W sobotę o 20.45 europejska wojna gigantów.

W tym artykule dowiesz się o:

Na osiem finałów Juventus przegrał sześć, nie ma innej drużyny, która równie często zawodziła w decydującym spotkaniu. Real najlepszy w Europie był już jedenaście razy, nie ma innej drużyny, z którą może się równać w liczbie triumfów w tych rozgrywkach. W sobotę na stadionie w Walii i jedni, i drudzy, zanim pomyślą o pokonaniu przeciwnika, muszą zmierzyć się z własnymi demonami.

Myślisz Real, widzisz sukces. Co roku Madryt ma błyszczeć i udowadniać to, że jest Królewski nie tylko z nazwy, ale przede wszystkim przez dokonania piłkarzy.

Prezydent Florentino Perez buduje galaktyczną konstelację gwiazd sprowadzając największych i przełamuje kolejne bariery. Kiedy po triumfie w 2002 roku Real przez dwanaście lat czekał na kolejne zwycięstwo w Lidze Mistrzów, rozgrywki w Europie stały się dla prezydenta klubu obsesją.

Gdy w końcu wymarzona "La Decima" stała się faktem, Real zapomniał, że najlepszy chciałby być także na własnym podwórku. Kilka tygodni temu drużyna prowadzona przez Zinedine'a Zidane'a wywalczyła mistrzostwo Hiszpanii po raz pierwszy od pięciu lat. Ostatnio jednocześnie rządziła u siebie w kraju i na całym kontynencie 59 lat temu.

ZOBACZ WIDEO PA: znakomite widowisko i triumf Arsenalu. Zobacz skrót meczu z Chelsea Londyn [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Zidane, madrycka wersja Pepa Guardioli, ma wreszcie pogodzić wodę z ogniem. Kończy sezon, w którym jako pierwszy trener w historii pozwolił aż dwudziestu piłkarzom spędzić na boisku ponad tysiąc minut. Hasło: "Wszystkie ręce na pokład" nie jest już aktualne. Teraz liczy się, by każdy czuł się potrzebny.

Zidane to trenerski nowicjusz, ale z Realem potrafił być już niepokonany w 40 kolejnych spotkaniach i wygrać Ligę Mistrzów w poprzednim sezonie. Teraz spróbuje przejść do historii jako pierwszy, który obronił trofeum dla najlepszego klubu w Europie, od kiedy rozgrywki toczą się w nowym systemie.

Puchar Europy poprzednio obronił Arrigo Sacchi ze swoim Milanem, ale było to już 27 lat temu. Sacchi swój Milan wymyślił na papierze, a później nauczył piłkarzy spełniać rolę poszczególnych trybów wielkiej, taktycznej maszyny. Zidane chętniej sam założyłby piłkarskie buty i sprawdził, który z jego zawodników wie, jakie ma zadania do spełnienia na boisku. Francuz do trenerskiej sławy wybrał drogę na skróty. Wielkie trofea zdobywa szturmem a nie wojną podjazdową i kilkuletnim oblężeniem.

Cardiff czeka na wielki mecz swojego syna, jednak nie wiadomo, czy trener nastawi telewizor na BBC i pozwoli by Karimowi Benzemie i Cristiano Ronaldo w ataku partnerował Gareth Bale. Walijczyk przez ostatnie dwa miesiące miał spore problemy z kontuzjami i świetnie zastąpił go Isco, zmieniając przy tym trochę system gry całej drużyny. Ostatnio zmienił się także Ronaldo, który w tym sezonie strzelił "tylko" 40 goli i jest to jego drugi z najgorszych rezultatów, od kiedy gra w Realu.

Cristiano u Zidane'a ma jednak już trochę inne zadania niż błyszczenie na boisku. Gra dla drużyny, haruje na całym boisku. Perez mówi o Portugalczyku, że strzela wtedy, kiedy po prostu powinien, czyli w najważniejszych momentach. Cały Real nauczył się także cierpliwości. W aż dziewięciu meczach tego sezonu bramki decydujące o zdobyciu punktów zdobywał w ostatnich dziesięciu minutach gry. Gra dokładnie, nie kopiuje tiki-taki, ale potrafi się cieszyć z posiadania piłki.

Zidane ma swoje BBC, ma je także trener Juventusu Massimiliano Allegri. Tercet Leonardo Bonucci, Andrea Barzagli i Giorgio Chiellini tak pokierował obroną Juventusu, że ta w drodze do finału pozwoliła rywalom tylko trzy razy pokonać Gianluigiego Buffona. 39-letni bramkarz, chociaż trudno w to uwierzyć, w Cardiff po raz pierwszy w karierze ma szansę na zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Buffon dźwiga ciężki plecak z szesnastoma trofeami, osiem razy był mistrzem Włoch, ale teraz prosi kolegów, by pomogli mu spełnić ostatnie piłkarskie marzenie. - Da się zrobić - odpowiada Dani Alves.

Alves jest jednym z symboli nowego Juventusu. W FC Barcelonie już nie był potrzebny, na odchodne rzucił tylko, że w Katalonii jeszcze zatęsknią za jego walecznością. Samiego Khediry nikt za to specjalnie nie zatrzymywał w Realu Madryt, w tym samym miejscu Gonzalo Higuain nigdy nie doczekał się szacunku, jakiego oczekiwał, a Mario Mandżukić uciekał z Bayernu Monachium wściekły na to, że nikt nie będzie nawet sprawdzał, czy jest lepszy od Roberta Lewandowskiego.

Juventus nie jest klubem piłkarzy odrzuconych i wściekłych. We Włoszech zapewnił sobie właśnie szósty tytuł mistrzowski z rzędu. Jest doświadczony, ze średnią wieku sięgającą 29 lat był drugą, po CSKA Moskwa, najstarszą drużyną w tej Lidze Mistrzów. W ataku szaleje jednak 23-letni Paulo Dybala, który dwoma golami w ćwierćfinale z Barceloną przyćmił Leo Messiego. Teraz chciałby przyćmić Ronaldo. Chce być porównywany tylko z najlepszymi.

Początek meczu o 20.45 polskiego czasu. Ceny biletów na czarnym rynku przed stadionem dochodzą do kilku tysięcy euro. Po raz pierwszy w historii finał Ligi Mistrzów odbędzie się przy zamkniętym dachu. Europa czeka na starcie dwóch gigantów. Tu nie ma faworytów, trafił swój na swego.

Transmisja w Canal+ i TVP1.

Michał Kołodziejczyk z Cardiff

Źródło artykułu: