Założyłem się o naszą wygraną i... wygram! - rozmowa z Łukaszem Załuską, bramkarzem Dundee United

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Choć Łukasz Załuska w reprezentacji Polski jest obecnie numerem trzy, bramkarz Dundee zachowuje dobry humor. Faktycznie, ma powody do zadowolenia, bo jego zespół jako jedyny w tym sezonie nie przegrał z Celticem Glasgow, gdzie od czerwca Łukasz będzie występował. A kadra jak to kadra. <I>- Trzeba zapieprzać. Ale wierzę, że od czerwca mój status w reprezentacji się zmieni -</i> mówi z nadzieją 26-latek.

Sebastian Staszewski: To prawda, że za mecz z Irlandią możesz dostać specjalną premię?

Łukasz Załuska: - Jaką? Nic o tym nie wiem.

Podobno założyłeś się z Warrenem Feeney'em, twoim klubowym kolegą i reprezentantem Irlandii o 100 funtów. Sobotni wygrany zgrania całą pulę. A nie bierzesz chyba pod uwagę innego scenariusza niż zwycięstwo Polski?

- No tak. Sam mi zaproponował zakład na treningu i z miejsca przyjąłem tą propozycje. Warren przekonywał, że nawet za remis wygrana jest moja. Coś czuję, że to mogą być najłatwiej wygrane pieniądze w moim życiu. Teraz czekam tylko na wypłatę i trzy punkt naszej reprezentacji.

Szkoda tylko, że mecz w Belfaście pewnie zobaczysz z trybun.

- Nic na to nie poradzę. Każdy chce grać i występować. Leo jest trenerem i to on zadecyduje, kto zagra. Nie chcę porównywać siebie do pozostałej dwójki bramkarzy. Jesteśmy kumplami i mi nie wypada. Mam ambicję i będę walczyć o jak najlepszą pozycję w kadrze.

Nie denerwuje cię to, że praktycznie nikt nie daje ci szans na grę w reprezentacji. Wszyscy mówią tylko o Borucu i Fabiańskim.

- Widzę to inaczej. Cieszę się z każdego zgrupowania. Po każdym obozie jestem coraz bliżej zagoszczenia na stałej w reprezentacji. Gram w małym klubie, który przy Celticu i Arsenalu to drużyna osiedlowa. To też działa na moją niekorzyść. Jak będę regularnie powoływany, to będzie dobra odskocznia, aby zaatakować pozycję drugiego bramkarza.

Można za to powiedzieć, że bramką reprezentacji Polski "trzęsie" Legia.

- No tak. Różnica polega na tym, że Artur i Łukasz w Legii grali a ja tam tylko byłem. Oczywiście czuję się legionistą, kilka spotkań na Łazienkowskiej zaliczyłem, więc na pewno można tak powiedzieć. Gdyby któryś z nas był kontuzjowany, jest jeszcze Wojtek Kowalewski. Także bramki Legia nie odpuści (śmiech).

Rozmawiałeś z Leo na temat swojej przyszłości? Mówił jakie ma względem ciebie oczekiwania?

- Konkretnej rozmowy nie było. Wiem, że Leo liczy na to, że w bramce będzie rywalizacja. Powtarza, że nie ma bramkarza numer jeden i każdy ma walczyć na maksa.

Masz jakieś spostrzeżenia z pierwszych dni zgrupowania we Wronkach? Nie rozpieszcza was pogoda.

- No tak. Deszcz, śnieg, grad… Słabo to brzmi. Trenujemy po dwa razy dziennie i musimy się męczyć. Fajnie jednak odwiedzić Polskę, więc nie narzekam. A sportowo? Jak zwykle. Trzeba ostro zapieprzać.

Zawodnik grający w Szkocji deszczu obawiać się chyba nie powinien?

- Deszczu nie, bo w Szkocji pada bez przerwy. Do tego da się przyzwyczaić. Ale śnieg to jednak zaskoczenie. Zaraz zaczyna się kwiecień, a my tu mamy grad. W trakcie zajęć nie widzieliśmy piłek. Kiedy wyjeżdżałem z Dundee termometr pokazywał 15 stopni. W sobotę pewnie zagramy w dużo lepszych warunkach niż te, które obecnie mamy we Wronkach.

Pogoda pogodą, ale pojawiły się głosy, że największym wrogiem naszej reprezentacji będzie boisko w Belfaście. Leo pewnie nie wyprowadziłby na nie swojego psa.

- Słyszeliśmy takie głosy. Wieczorem oglądaliśmy skrót meczu towarzyskiego z Węgrami i boisko wyglądało na idealne. Fakt, że tamten mecz był w listopadzie i do marca ta płyta mogła się zepsuć. Poczekajmy do piątku. Wtedy będzie wiadomo, na czym przyjdzie nam grać.

Z czym na szybko kojarzy się Irlandia?

- Północna kojarzy mi się z protestantami i Rangersami, a "zielona" Irlandia z Celticem.

Nie z irlandzkim piwem Guinness? Może po wygranym spotkaniu pójdziecie całą drużyną skosztować tego słynnego trunku.

- Zobaczymy czy będzie czas. Może uda się gdzieś wyskoczyć na dwie, trzy godzinki i pozwiedzać Belfast. Za piwem osobiście nie przepadam, więc nie mam jakiejś wielkiej ochoty Guinnessa próbować.

Od kilku dni reprezentacja Polski może poszczycić się nowymi trykotami. Podoba ci się najnowszy model koszulek firmy NIKE?

- Widziałem te stroje tyko na zdjęciach. Część chłopaków chyba widziała je na żywo, ale ja jakoś się tym nie zainteresowałem. Na zdjęciach wygląda to schludnie. Wydaje mi się jednak, że kibice utożsamiali się z "husarią" na koszulkach Pumy. To był fajny pomysł. Ale to tylko koszulki. Ważne jak się gra, a nie w jaki ma się na sobie model koszulki.

Jeżeli jesteśmy przy koszulkach, to od czerwca założysz nową, zielono-białą. Może to zmieni twój status w reprezentacji?

- Oby. Mocno w to wierzę. Jest jeszcze Artur i nie wiadomo, co z nim będzie. Fakt, że podpisałem umowę z takim klubem jak Celtic świadczy już o tym, że mam pewną markę. Teraz muszę się tylko dobrze sprzedać.

Przenosiny ze stutysięcznego Dundee do Glasgow, gdzie mieszka prawie 600 tys. ludzi to problem czy udogodnienie?

- Jak najbardziej wolę Glasgow. Dundee leży nad samym morzem, ale życie rodzinne łatwiej rozwijać w Glasgow. Zabrać żonę na jakąś fajną kolację albo iść do kina - w Glasgow będzie dużo większy wybór. Dodatkowo połączenia z Polską są bezpośrednie i to ułatwia życie. Magda, moja żona, studiuje psychologię i dla niej to też wielkie udogodnienie. Poza tym ona woli większe miasta.

Masz już jakieś upatrzone mieszkanie?

- Tym zajmuje się Magda, ale z tego co wiem, pierwsze miesiące będę wynajmował mieszkanie od Artura. Zakup mieszkania, to nie kupno ubrań.

Artur za swój nowy dom zapłacił podobno 7 milionów złotych. Kwota drakońska.

- Mam nadzieję, że nie wszystkie mieszkania w Glasgow są tyle warte (śmiech). Po co ma stać puste mieszkanie, jeżeli można je wynająć znajomemu? Zawsze się dogadamy, więc nie było problemu. Chcielibyśmy też zobaczyć gdzie mieszka się najlepiej. Szkoła, połączenia z centrum - to ważne. Artur jest na miejscu i pomoże nam zapoznać się z miastem

Nie boisz się kibiców Rangersów?

- Jasne, że nie. Artur mieszka w Glasgow tyle czasu. Jest przecież numerem jeden Celticu i tyle lat nic mu się nie stało. No, ostatnio była ta wybita szyba, ale to pojedynczy incydent. Będę o tym myślał od pierwszego czerwca, bo teraz walczymy z Dundee o europejskie puchary i na tym się skupię.

Jeden z tabloidów zamieścił zdjęcie twojej żony Magdy i Sary Maneii, przyjaciółki Artura, twierdząc, że dziewczyny będą gwiazdami Celticu.

- Tak, czytałem to. Dziewczyny na pewno prezentują się lepiej niż my i tu nie ma dwóch zdań. Ale z tymi gwiazdami to zobaczymy, co życie pokaże (śmiech).

Ostatni remis 2:2, własne z Celtami, na pewno przybliżył was do europejskich pucharów. Gorzej, jeżeli przez tą utratę punktów Celtic straci mistrzostwo.

- Spokojnie, Celtic da sobie radę. A my jesteśmy jedyną szkocką drużyną, która w tym sezonie nie przegrała z Celticem meczu! Mieliśmy cztery remisy. Szkoda tylko, że nie wygraliśmy, bo była na to wielka szansa. Przed meczem z jednego punktu bylibyśmy zadowoleni, więc nie ma co rozpaczać. No, ale niedosyt został.

Źródło artykułu: