Piłkę nożną czeka rewolucja. "To zabójstwo dla piłkarzy"

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Alex Livesey  /
Getty Images / Alex Livesey /
zdjęcie autora artykułu

Czy decyzja o powiększeniu liczby uczestników mistrzostw świata do 48 drużyn spowoduje rewolucję w piłce nożnej? Takiego scenariusza możemy się spodziewać, o czym przekonują najważniejsze osoby w futbolowych władzach.

- Jeśli FIFA nadal będzie szła taką drogą, czeka nas rewolucja - grzmi Karl-Heinz Rummenigge. Szef Europejskiego Stowarzyszenia Klubów (ECA) jest poważnie zaniepokojony decyzjami światowej federacji piłkarskiej, która na początku stycznia tego roku ogłosiła, że w mistrzostwach świata w piłce nożnej w 2026 roku udział weźmie aż 48 drużyn.

Decyzja spotkała się z wieloma głosami krytycznymi, płynącymi głównie z krajów z zachodu Europy. - Jest to umotywowane wyłącznie kwestiami politycznymi - przekonywał jeszcze przed ogłoszeniem ostatecznej decyzji selekcjoner reprezentacji Niemiec, Joachim Loew. - Nie przyjmuję tego do wiadomości. To straszne - dodał jeden z jego poprzedników, Berti Vogts. Ostrych słów nie żałował także czołowy trener świata, Pep Guardiola.

- To zabójstwo dla piłkarzy. Rozgrywanie meczów co trzy dni w wielkim stresie już jest koszmarem dla organizmu człowieka. Nikt nie myśli o zawodnikach, o ich zdrowiu, tylko o własnym interesie. Przecież w momencie, gdy kończy się liga, gracze mają tylko tydzień przerwy i udają się na zgrupowania kadry. Za chwilę są mistrzostwa świata, następnie po powrocie każe nam się lecieć na obóz do Azji. Nie ma czasu na odpoczynek, a wszyscy oczekują zwycięstw - przekonywał menedżer Manchesteru City.

O jakiej rewolucji mówi jednak Rummenigge, były znakomity niemiecki piłkarz, obecnie również prezes Bayernu Monachium? Otóż jego zdaniem kluby mogą wkrótce postawić się FIFA i robić problemy z puszczaniem swoich piłkarzy na zgrupowania ich reprezentacji. Co więcej, istnieje zagrożenie, że najlepszych graczy nie zobaczymy na wspomnianym mundialu za siedem lat.

- Wielkie kluby i władze najlepszych lig europejskich mogą wkrótce zapytać się samych siebie, czy tak naprawdę potrzebna im jest FIFA i jej kuriozalne decyzje, które zaburzają piłkę nożną i nie służą jej dobru - nie ukrywał Rummenigge. Jego słowa powtórzył szef rozgrywek Bundesligi, Christian Seifert.

ZOBACZ WIDEO Pewna wygrana Realu. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]

- Interesy lig europejskich nie są poważnie traktowane przez władze światowego futbolu. Decyzje nie tylko FIFA, ale i UEFA są kompletnie nielogiczne. Powiększenie mistrzostw świata jest całkowite zgodne z ich wielkim globalnym planem. Nie liczą się z obniżeniem poziomu turnieju, patrzą tylko na własne interesy - przekonywał kilka tygodni temu.

- Szkolimy piłkarzy na gwiazdy, z czego UEFA i FIFA korzystają i zarabiają na tym ogromne pieniądze. Nikt jednak nie myśli o klubach. Jeśli tylko władze federacji będą decydować o tym, którzy piłkarze i kiedy będą musieli stawić się na zgrupowania reprezentacji, będzie to złe dla wszystkich - ostrzegł Seifert.

Szef niemieckich rozgrywek stawia sprawę jasno: dość z lekceważeniem interesów klubów i sugeruje wojnę na całego. - Tego nie chcemy, bo zwykle kończy się ona rozlewem krwi. Wszystko jednak zmierza w tym kierunku - dodał Rummenigge. Sprawy w swoje ręce już wzięły władze La Liga Santander, które zaskarżyły działania FIFA.

- Jesteśmy wściekli. Bardzo łatwo zwiększyć liczbę uczestników mistrzostw świata, ale przemysł piłkarski ustalają kluby i ligi, a nie FIFA. Ona zajmuje się wyłącznie polityką. Gianni Infantino zachowuje się jak Sepp Blatter - przekonywał nas wcześniej, że wszystkie decyzje będą konsultowane, a ostatecznie podjął decyzję sam. To niedopuszczalne zachowanie i brak szacunku - krytykował szef hiszpańskich rozgrywek, Javier Tebas.

Trudno dziwić się  klubom, które dbają o swoich zawodników. Wymaga się od ich piłkarzy rozgrywania 70 meczów w przeciągu roku, a następnie zabiera się najlepszych na sztucznie rozbudowywane turnieje. Już powiększenie liczby uczestników mistrzostw Europy spotkało się z krytyką, i, jak pokazało EURO 2016, nie był to najlepszy pomysł.

Poziom turnieju był najniższy od wielu lat, a największym gwiazdom ciężko było wytrzymać jego trudy po morderczym sezonie w klubie. Cristiano Ronaldo był we Francji cieniem samego siebie. Wprawdzie wielu powie, że wpływ na to miała kontuzja. Tak, kontuzja nieleczona przez wiele tygodni ze względu na brak czasu na odpoczynek. Ciągła pogoń za wynikiem, czy w barwach Realu Madryt czy w reprezentacji, doprowadziła do tego, że organizm się zbuntował. Skutki jego wyniszczenia CR7 odczuwa do dziś, gdy nie zachwyca, a Zinedine Zidane oszczędza go jak może, choćby w rozgrywkach o Puchar Króla.

A więc "szybciej, wyżej, mocniej". Dewiza igrzysk olimpijskich została przejęta przez władze europejskiego i światowego futbolu. W przypadku ruchu olimpijskiego ma jednak pozytywne znaczenie i nawołuje do sportowej rywalizacji. W futbolu może doprowadzić do rewolucji. Takiej, na którą nie czeka żaden kibic na świecie.

Jeśli więc FIFA i UEFA nie rozpoczną rozmów z najlepszymi ligami na Starym Kontynencie, wizja finałów mistrzostw świata bez najlepszych piłkarzy stanie się bardzo realna. Czy jednak wtedy rozgrywanie turnieju będzie miało jakikolwiek sens?

Źródło artykułu: