Jakub Meresiński: Jeżeli będę musiał się usunąć, zrobię to

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / Stadion Wisły Kraków
Materiały prasowe / Stadion Wisły Kraków
zdjęcie autora artykułu

- Zrobiłem kilka głupich rzeczy. Podrobiona matura, interesy z różnymi ludźmi. Wiem, reputacja Wisły Kraków podupadła przeze mnie. Zależy mi na jej odbudowie - mówi tylko nam Jakub Meresiński, nowy właściciel tego klubu. To jego pierwszy wywiad.

WP SportoweFakty: Kim jest Jakub Meresiński?

Jakub Meresiński: Biznesmenem. Moim pierwszym biznesem była hurtownia kawy w Częstochowie. Sprowadzaliśmy ją z Włoch i próbowaliśmy dystrybuować do różnych kawiarni. Po jakimś czasie sprzedałem firmę i przeprowadziłem się do Warszawy. W stolicy otworzyłem drugą, która zajmowała się uprawą pieczarek. Ten rok to był fajny czas. Mieliśmy kilka innowacyjnych pomysłów. Konkurencji zależało na jakości, my dbaliśmy o to, by produkt rósł większy i było go więcej. Zdobyłem przy tym projekcie kilka cennych kontaktów.

 Co było dalej?

- Przyszedł czas na poważniejsze biznesy. Zacząłem grać na giełdzie, którą pasjonuję się do dziś. Nie są to ryzykowne operacje, ale takie przynoszące wymierne korzyści. Współpracuję z kilkoma biurami maklerskimi, eksperci pomagają mi zarządzać finansami. Zajmuję się też ubezpieczeniami. W swojej ofercie mamy ok. 24 firm. Prowadzę ten biznes wspólnie z siostrą. Hobbystycznie działam również w branży IT. Stworzyłem portal internetowy. Chciałbym, żeby w przyszłości było to rentowne przedsięwzięcie. W Warszawie miałem też restaurację. Chwilowy interes, który nie przypadł mi do gustu.

 W międzyczasie napisał pan też książkę.

- Opowiada o pierwszym wrogim przejęciu na giełdzie papierów wartościowych. Mając dużą wiedzę na ten temat, wydałem powieść "Wrogie przejęcie". Myślę, że fajnie to wyszło. Zebrałem dobre recenzje. Sprzedaż również była zadowalająca. W ciągu najbliższych czterech miesięcy wydam drugą książkę. Z innej dziedziny. Zobaczymy, czy się przyjmie.

[b]

Skąd pomysł na zajęcie się piłką nożną?[/b]

- Futbol był w moim życiu od zawsze. Ojciec grał kiedyś w piłkę, w trzeciej lidze, również w Niemczech. Był też sędzią i trenerem. Od moich najmłodszych lat zaszczepił we mnie miłość do tego sportu. Sam też grałem kilka lat. W drużynie z A-klasy, którą ojciec założył.

 Jednak o karierze piłkarza pan nie marzył.

- Z Częstochowy przeprowadziłem się do Warszawy, co wiązało się ze zmianą planów i kierunku życiowego. Skupiłem się na pracy. W stolicy mieszkam od 10 lat. Jestem kibicem, ale piłkarskim, nie konkretnej drużyny. Wisła jest mi jednak bliska. Zawsze miałem do tej drużyny słabość. To bardzo utytułowany klub, a ja zawsze mierzyłem wysoko. Dlatego tu jestem.

Kilka miesięcy temu chciał pan pozyskać Koronę Kielce.

- Na horyzoncie nie było wtedy jeszcze Wisły. Działam tam, gdzie widzę potencjał biznesowy. Wisła to jednak Wisła. Żaden klub jej nie dorównuje.

Odważna teza. Nawet Legia?

- Pod względem osiągnięć...? Nie sądzę. Panowie z Legii, z tego, co mi wiadomo, przejęli klub, nie inwestując w niego nawet złotówki. Poprawili struktury marketingowe, zarządzanie, udoskonalili klub jako firmę i to się przyjęło.

Wróćmy do Korony. To rada miasta zdecydowała, że nie chce, aby przejął pan klub.

- To inna historia. W Krakowie mamy prywatnego przedsiębiorcę, w Kielcach jest samorząd. O szczegółach nie ma co mówić, bo jestem w Wiśle i to mnie cieszy.

Od początku współpracuje pan z Markiem Citko. Skąd ten pomysł, skąd się znacie?

- Znamy się ze środowiska piłkarskiego. Od roku szykowaliśmy się do zainwestowania w klub. Pomysł wyszedł od Marka. Na początku był bardzo luźny i nie podchodziliśmy do niego zbyt poważnie, ale z biegiem czasu doszliśmy do wniosku, że warto spróbować. Że nikomu to nie zaszkodzi.

Z jakim planem weszliście do Wisły Kraków?

- Przejęliśmy Wisłę z myślą o uzdrowieniu każdej ze struktur: pozycji sportowej, uzyskaniu nowych sponsorów: strategicznych, głównych, partnerskich i barterowych. Pomysł na drużynę piłkarską ma Marek. Ja miałem zająć się poprawieniem jakości zarządzania. Ta strefa administracyjna kuleje.

Dużo was zaskoczyło po przejęciu klubu?

- Inaczej wyglądało to dla nas przed przejęciem Wisły, a inaczej teraz. O kilku rzeczach nie mieliśmy pojęcia. Chodzi mi o te, które są efektem działania poprzednich struktur administracyjnych, a które niekoniecznie powinny mieć rację bytu. Zarządzanie nie szło w odpowiednim kierunku. Pod tym względem potrzeba wielu zmian. Nie jesteśmy w stanie ich przeprowadzić nawet w ciągu kilku miesięcy. To długofalowy proces. Nie istnieje również marketing. Odbudowa tego pionu będzie trudna. Media ostatnio szeroko komentują błędy, które popełniłem w młodości. [nextpage]Podrobił pan maturę...

- To są błędy młodości, z których nawet trudno się wytłumaczyć. Bo co mam dziś powiedzieć? Każdy robi w życiu jakieś głupoty, ale nie można być z nich rozliczanym dzień w dzień, do końca życia. Trzeba wyciągać z nich wnioski. Drugi raz w życiu czegoś takiego bym już nie zrobił.

Wyrok jest prawomocny, musiał pan zapłacić grzywnę w wysokości 1000 złotych. Nie może pan również zasiadać w radzie nadzorczej.

- Tak. Właścicielem Wisły jest moja firma "projekt-gmina.pl". Zarówno ją, jak i Wisłę Kraków, formalnie reprezentuje mój przyjaciel.

Podrobiona matura to nie wszystko. Trwa proces, w którym zarzuca się panu wyłudzenie podatku VAT w kwocie prawie 10 milionów złotych.

- W swoim życiu prowadziłem klika biznesów, często równolegle. Wytłumaczę to tak: działałem w pewnej strukturze, ale osoby, które ze mną współpracowały, nie były do końca uczciwe. Byłem pod niektóre rzeczy podpięty, na niektóre kwestie nie miałem wpływu lub po prostu nie byłem pewnych rzeczy świadomy.

Może pan mówić konkretniej?

- Nie chcę wdawać się w szczegóły.

Zarzuca się panu również działanie w zorganizowanej grupie przestępczej.

- Pod zorganizowaną grupę przestępczą podlegać już mogą trzy osoby, które ukradły gumy do żucia w sklepie. To już jest akurat suche cytowanie kodeksu karnego. Sprawa toczy się od kilku lat, jestem spokojny o swój los.

Idę dalej. Oskarża się pana również o przywłaszczenie mienia.

- Głupoty. Trwa po prostu śledztwo. Ludzie są zawistni, czasem nie potrafią sobie poradzić w życiu i składają donosy, rzucają pod nogi kłody. Niektórzy są bardziej wysportowani i je przeskakują, a inni się potykają.

Był pan kiedyś w areszcie. Wyszedł za wysoką kaucją.

- Nie chcę szukać usprawiedliwień, zrzucać winy na wiek czy pecha. Każdy popełnia w życiu błędy, albo znajdzie się w nieodpowiednim momencie. Ważne, by stanąć na nogi i wyciągnąć wnioski.

Co teraz z wizerunkiem Wisły?

- Jest pomysł, bym usunął się w cień, dla oczyszczenia całej atmosfery. Kompletujemy zarząd, by przekazać władze ludziom, którzy znają klub na wylot. Po to, by przywrócić Wiśle dobre imię. By pracownicy klubu złapali oddech. [nextpage]Co z panem?

- Nie planuję pełnić żadnej funkcji w zarządzie, ale nie chcę się całkowicie usuwać z klubu.

Jaką miałby pan pełnić funkcję?

- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. Wizerunek Wisły jest dla mnie najważniejszy, a z mojego powodu trochę on podupadł. Moja pozycja będzie uzależniona od tego, jak dobro klubu będzie ode mnie zależne.

W klubie czuć niepewność.

- Myślę, że tak. Jeżeli chodzi o administrację - panuje porządek.

Trener Dariusz Wdowczyk powiedział, że cała otoczka nie ułatwia pracy piłkarzom.

- OK, ale są to jednak zawodowcy, odpowiednio wynagradzani. Powinni skupiać się na swojej pracy, a nie na tym, co dzieje się dookoła. Każdy czuje obawy, ale wszystko niebawem się wyjaśni.

Dotąd widział się pan z drużyną tylko raz i to bardzo krótko.

- Drużyna czeka na informację, prawdopodobnie porozmawiamy na spokojnie jeszcze w środę.

W poprzednim tygodniu odwołał pan konferencję prasową. Nikt nie wie, co planujecie. Kiedy się dowiemy?

- Za maksymalnie tydzień zorganizujemy konferencję prasową z prawdziwego zdarzenia. Zostanie przedstawiony skompletowany zarząd, pełna wizja klubu.

Dlaczego dopiero po takim czasie?

- Musieliśmy wykonać tytaniczną pracę. Nie mogliśmy wziąć do klubu ludzi z ulicy, którzy nie mają o pewnych tematach pojęcia i nic tu nie wniosą. Że tak to nazwę: rekrutacja trwa. Kompletujemy fajny zespół, który zna klub, wie, co się z czym je. To miejscowy team oparty na działaczach piłkarskich, ludziach ze środowiska piłkarskiego. Również ze środowiska kibiców. Podsumowując: będą to ludzie związani z Wisłą od wielu lat.

Może pan powiedzieć kto między innymi?

- Na chwilę obecną nie mogę - na konkrety przyjdzie wkrótce czas.

Jakie stoją za wami pieniądze?

- Ja milionerem nie jestem. Klub piłkarski to nic innego jak firma, która musi zarabiać i do której nie powinno się dokładać. Firma powinna stworzyć produkt, który później sprzeda. Wisła ma swój budżet, trzymajmy się go. My chcemy pozyskać jak najwięcej środków.

Jest to możliwe po takich wpadkach wizerunkowych?

- Stoi za nami spora grupa ludzi, która chce nam pomóc. To ma być klub otwarty, równorzędny dla kibiców, piłkarzy, administracji. Stawiamy na dialog. Mamy potwierdzenie, że pojawią się nowi sponsorzy. Jesteśmy w klubie drugi tydzień, proces pozyskiwania sponsorów jest mocno przyspieszony, ale prężnie działamy.

Ponoć klub chce odkupić Bogusław Cupiał.

- Nic mi o tym nie wiadomo. Kilka dni temu mieliśmy obowiązek zlikwidowania wszystkich reklam Tele-Foniki. Postępujemy według umowy.

Wyjście z cienia musiało pana boleć.

- Nie ma się co przepychać i przekrzykiwać. Na wejściu nie udało nam się zrobić dobrego wrażenia, ale się nie poddaję. Nie wyskakuję ze statku, nie uciekam. Nie podjąłem ostatecznej decyzji, ale jeżeli będę musiał się usunąć, zrobię to.

[b]Rozmawiał Mateusz Skwierawski

ZOBACZ WIDEO "Halo, tu Rio": fawele - ciemna karta Brazylii[/b]

(źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: