Radosław Cierzniak: Koledzy z Wisły gratulowali rozwiązania umowy

Zdjęcie okładkowe artykułu:  /
/
zdjęcie autora artykułu

Trener Tadeusz Pawłowski powiedział zespołowi w szatni, że to nie on postanowił zesłać mnie do rezerw i odcina się od decyzji zarządu - mówi WP SportoweFakty Radosław Cierzniak. Bramkarz wygrał z Wisłą Kraków sprawę o rozwiązanie umowy z winy klubu.

WP SportoweFakty: Jest pan wolnym zawodnikiem. Zacznijmy jednak od początku. W jakich okolicznościach klub zesłał pana do rezerw?

Radosław Cierzniak: Otrzymałem pismo, że decyzją zarządu, po konsultacji z trenerem Tadeuszem Pawłowskim, zostałem przesunięty do drugiej drużyny. Wysłałem do klubu maila z prośbą o uzasadnienie. Odpowiedź: Nie musimy tego uzasadniać, to nasza decyzja.

Próbował się pan dowiedzieć w inny sposób dlaczego do tego doszło?

- Prezesi mówili, że wykonują tylko polecenia.

A trener Tadeusz Pawłowski co mówił?

- Powiedział zespołowi w szatni, że to nie on postanowił mnie odsunąć i odcina się od decyzji zarządu. Słowa uznania dla trenera. Pokazał, że najważniejsza jest drużyna. Trenera było mi trochę żal. Był pomiędzy młotem, a kowadłem. Chciał dobrze poprowadzić zespół, trochę nie pomogły mu okoliczności. Na przykład kontuzje w drużynie. To człowiek honoru. Od razu obiecał mi, że zezna przed Izbą ds. Rozwiązywania Sporów w mojej sprawie jak było naprawdę.

Wisła Kraków wydała w środę oświadczenie, że nadal jest pan jej zawodnikiem.

- Akt desperacji. Zapewniam, że jestem wolnym piłkarzem. Mam orzeczenie Izby na piśmie, że pod rygorem natychmiastowej wykonalności umowa została rozwiązana.

Kibice Wisły zarzucają panu, że grał pan nie fair. Że negocjował z dwoma klubami na raz.

- To nieprawda. Dlatego podpisałem kontrakt z Wisłą tylko na dwanaście miesięcy, ponieważ nie był on dla mnie satysfakcjonujący finansowo. Od listopada 2015 roku trwały negocjacje w sprawie przedłużenia umowy, ale klub zaproponował mi gorsze warunki, niż miałem dotychczas. W połowie grudnia moi przedstawiciele poinformowali Wisłę, że nie przedłużę z nią umowy. Nastąpiło to kilka tygodni przed podpisaniem kontraktu z Legią. Zachowałem się fair. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Od początku postępowałem uczciwie względem wszystkich: ludzi w klubie i fanów. Może ktoś skłamał, że nie działałem uczciwie, to doszło do właściciela, a ten się zdenerwował? Nie wiem.

Z Legią podpisał pan umowę w połowie stycznia (obowiązującą od 1 lipca br.). Liczył pan, że nikt się nie dowie?

- Myślałem, że zimą Legia nie sprzeda Dusana Kuciaka do Hull City. Ale tak się stało i klubowi zaczęło bardzo zależeć na sprowadzeniu mnie już teraz. Liczyłem, że dogram sezon w Wiśle, chciałem tego. Sądziłem, że informacja o transferze nie wycieknie do mediów i przejdę do nowego zespołu na spokojnie po sezonie. Przyznaję, że moje myślenie było trochę naiwne.

W rezerwach spędził pan miesiąc.

- Trenowałem codziennie, od poniedziałku do piątku. W weekendy były mecze sparingowe, ale mnie to nie dotyczyło. Ani razu nie znalazłem się na liście zawodników powołanych na spotkanie. Gdy chłopaki grali, ja spędzałem czas głównie w siłowni. W zależności od tego, co założyliśmy z trenerami.

Pilnowała pana policja.

- Klub przejął się moim bezpieczeństwem i poinformował odpowiednie organy, by miały mnie na oku. Było to bardziej dmuchanie na zimne. Choć na forach kibicowskich pojawiały się hasła, żeby na przykład "zrobić mi przywitanie", gdy wracałem z pierwszą drużyną ze zgrupowania w Turcji. Są jednostki, które monitorują pewne grupy kibicowskie i to właśnie ci ludzie odezwali się do mnie i zalecili, bym nie wychodził z domu. Zastosowałem się do ich rad. Policja z Komendy Głównej w Krakowie skontaktowała się z tą w Myślenicach. Raz na jakiś czas na trening przyjeżdżał nieoznakowany patrol. Sprawdzał, czy wszystko jest w porządku. Funkcjonariusze mieli plan moich treningów, sporządzali raporty. Przez miesiąc siedziałem w domu, nie pokazywałem się w restauracjach ani centrach handlowych. Wychodziłem tylko na zajęcia. Zakupy robiła żona.

Paranoja.

- Ale mówię, brzmi to poważnie, jednak bardziej były to środki zapobiegawcze. Najwięcej stresu miała żona. Mamy małą córkę, obawiałem się o bezpieczeństwo dziewczyn. Przez cały czas żona i rodzice bardzo mnie wspierali. Dużo rozmawialiśmy. Żona wierzyła, że sprawa się szybko wyjaśni, parła do przodu, nakręcała mnie pozytywnie. Wiele jej zawdzięczam. Regularnie dzwonił do mnie również dyrektor sportowy Legii, Michał Żewłakow. Mówił, żebym był silny, że robią wszystko, by mnie wykupić, ale nikt z Wisły nawet nie odpowiada na ich maile i nie odbiera telefonu. Wypytywał o mnie również trener Stanisław Czerczesow. Wspierali mnie ludzie z agencji menadżerskiej "Fabryka Futbolu". Wynajęli najlepszych prawników, zrobili wszystko, by wyrwać mnie z tej sytuacji. To podtrzymywało mnie na duchu, choć rozwiązanie umowy z Wisłą wydawało mi się niemożliwe.

Przed panem jeszcze żaden piłkarz w Polsce nie wygrał takiej sprawy. 

- Byłem przytłoczony, bolało mnie to wszystko. Jak patrzyłem z boku na trening pierwszej drużyny, to mnie zżerało. Po tylu latach gry na najwyższym poziomie w seniorskiej piłce nie jest łatwo odnaleźć się w szatni z młodymi chłopakami. Motywacja ulatuje, tego się nie powstrzyma. Ale szukałem pozytywów. Motywowałem się, że to sytuacja przejściowa, że czeka na mnie Legią, nowy rozdział. Nakręcałem się tym. Psychicznie nastawiłem się, że w rezerwach Wisły spędzę trzy miesiące.

Na dzień przed procesem klub przywrócił pana do pierwszej drużyny. Po co?

- Może chcieli, bym pomógł im sportowo? Nie wiem. Szczerze, to się nawet ucieszyłem. Przyszedłem do klubu złożyć fakturę, spotykam pracownika klubu, który mówi do mnie: "O, dobrze, że jesteś. Mieliśmy jechać do ciebie do Myślenic". Otrzymałem pismo, podpisałem i w czwartek miałem rozpocząć zajęcia z drużyną.

Wypowiada się pan o Wiśle bardzo delikatnie. A przez miesiąc przeżywał pan przez nią gehennę.

- Nie chcę nikogo oczerniać. Swoje wygrałem i to mi wystarczy. W Krakowie spędziłem świetny czas, mam tam kolegów. Podkreślam: Wisła to wielki klub. Gdyby nie Wisła, to nie grałbym w Legii.

Koledzy z Wisły dzwonili po rozprawie?

- Tak, gratulowali rozwiązania umowy.

Ma pan 32 lata. Co chce pan jeszcze wycisnąć z kariery?

- Moim marzeniem jest mistrzostwo Polski. Nigdy nie miałem możliwości powalczenia o tytuł. W dalszej perspektywie pewnie Liga Mistrzów. O reprezentacji nie myślę, to temat zamknięty. Są tam świetni bramkarze. Uważam, że mogę się jeszcze rozwinąć. Na pewno ostatni miesiąc wiele mnie nauczył, wzmocnił jako człowieka i sądzę, że przełoży się to również na moją formę.

Na jakim poziomie jest obecna?

- Fizycznie czuję się dobrze. Na pewno potrzebuje kilku dni treningów, ostatnio ćwiczyłem tylko z młodymi chłopakami. W Legii są świetni fachowcy, którzy mnie przygotują.

Kiedy podpisze pan nową umowę z Legią?

- Czekam na decyzję klubu. Jestem w kontakcie z Michałem Żewłakowem. Na razie jestem na etapie przeprowadzki.

Do Krakowa chętnie wróci pan z Legią?

- Z sentymentem tam przyjadę. Choć na pewno będę spodziewał się gorącego przywitania kibiców.

Rozmawiał Mateusz Skwierawski   [b]Zobacz wideo: Była gwiazda Arsenalu: Jeśli Tottenham lub Leicester wygra ligę, Wenger powinien zostać zwolniony

Źródło: Press Focus/x-news [/b]

Źródło artykułu: