Piotr Rutkowski: Transfer bez udziału skautingu? Bardzo mało prawdopodobne

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Jakie zmiany zajdą zimą w Lechu? Czy Jan Urban mógłby samodzielnie wskazać piłkarzy, których chciałby sprowadzić do Poznania? O sprawach kadrowych, a także wyjątkowo burzliwej jesieni rozmawialiśmy z wiceprezesem Piotrem Rutkowskim.

WP SportoweFakty: Latem sprawy kadrowe zostały załatwione bardzo szybko. Jaka jest szansa, że zimą sytuacja się powtórzy i trener Jan Urban będzie mieć komfort dłuższej pracy z nowymi zawodnikami?

Piotr Rutkowski: Trudno cokolwiek przesądzać, bo wiele zależy od przebiegu negocjacji. Pamiętajmy, że zima to jednak trudniejszy okres niż lato, kiedy większość klubów - oprócz skandynawskich - ma koniec sezonu i przeprowadza się więcej transferów. W trakcie rozgrywek kluby są zdecydowanie mniej skłonne, by zgadzać się na odejście kluczowych zawodników.

Już wkrótce Lech może zostać bez bramkarza. Maciej Gostomski ma kontrakt tylko do grudnia, a umowy Jasmina Buricia i Krzysztofa Kotorowskiego wygasają latem, przy czym ten ostatni planuje zakończyć karierę. Czego możemy się spodziewać w najbliższym czasie jeśli chodzi o obsadę tej pozycji?

- Maciej Gostomski otrzymał już ofertę przedłużenia umowy. Był natomiast na testach w Glasgow Rangers i jeśli ten klub zechce go zatrudnić, to niewykluczone, że tam trafi. Maciej szuka regularnej gry, a Rangersi chcą awansować. Do końca roku powinna się wyjaśnić jego sytuacja.

Czy w sprawie Buricia są już jakieś konkrety?

- Prowadzimy z nim rozmowy w kwestii przedłużenia umowy. Są już one zaawansowane, ale decyzji jeszcze nie ma. "Kotor" natomiast jest niezniszczalny i jestem pewny, że gdyby zaszła taka potrzeba, byłby nam w stanie jeszcze pomóc. W odwodzie mamy ponadto perspektywicznego Mateusza Lisa, który był na wypożyczeniu w Miedzi Legnica.

No właśnie. Lis wrócił już do Poznania. Co będzie z nim dalej?

- Mamy możliwość skrócenia mu okresu wypożyczenia, ale tu też jeszcze nie ma decyzji. Chcemy, żeby zawodnik więcej grał, więc albo wyślemy go do innego klubu I ligi, albo zostawimy u siebie i będzie występował w rezerwach.

Czy Burić wyraża jednoznaczne zainteresowanie dalszymi występami w Poznaniu?

- Jak najbardziej. On jest tutaj szczęśliwy, zresztą chce się zapisać na kurs trenerski i będziemy go w tym wspierać - tak samo jak w staraniach o polskie obywatelstwo, o które nadal się ubiega.

Wróćmy jeszcze na chwilę do Krzysztofa Kotorowskiego, który zmierza do końca kariery. Czy już wiadomo, jaka będzie później jego rola w klubie?

- Bardzo nam zależy, by współpraca była kontynuowana, a "Kotor" najpewniej otrzyma zajęcie w akademii. Szczegóły na temat swojej roli powinien jednak przekazać on sam.

Jaka przyszłość rysuje się przed Karolem Linettym? Przedłużyliście z nim umowę, co sprawia, że nie trzeba go szybko sprzedawać za niewielkie pieniądze. Spekulacji i klubów, które się nim interesują jest jednak mnóstwo.

- Jest jedna bardzo konkretna oferta, która wpłynęła do klubu, ale wszystko zależy teraz od Karola. Mamy dżentelmeńską umowę, że jeśli w styczniu pojawi się propozycja, z której on zechce skorzystać, wtedy nie będziemy mu robić przeszkód. Na razie jednak nie dostałem takiego sygnału, natomiast wiem, że agenci zawodnika prowadzą wiele rozmów. Warunki odejścia z klubu będą ustalane w dalszej kolejności - jeśli Linetty faktycznie będzie chciał odejść.

Ilu kluczowych piłkarzy w najgorszym wypadku może tej zimy opuścić Lecha?

- W żadnym z okienek nie chcielibyśmy tracić więcej niż jednego lub dwóch graczy z podstawowej jedenastki. Latem odszedł tylko Zaur Sadajew, teraz będzie to Kasper Hamalainen i maksymalnie jeszcze jeden zawodnik. Więcej ubytków nie będzie, to wykluczone.

{"id":"","title":""}

[nextpage]Czy przy poważnych osłabieniach jest gwarancja, że do Poznania trafią nowi piłkarze, którzy będą realnym uzupełnieniem podstawowego składu?

- Nie do końca wiem co to miałoby oznaczać. Przecież jeśli dokonujemy transferu, to każdy zawodnik, który tutaj trafia, ma grać, a nie tylko być w klubie. Nie zawsze to wychodzi, tak też było latem jeśli chodzi o napastników. Wydaliśmy 2 mln zł na wzmocnienia tej formacji, wiedząc, że zimą stracimy Kaspra Hamalainena, bo już wtedy nie wykazywał zainteresowania podpisaniem nowego kontraktu. Niestety nie zawsze wszystkie ruchy kadrowe wychodzą, dlatego nawet jeśli teraz sobie powiemy, że potrzebujemy napastnika - co wiemy - to nie ma żadnej gwarancji, że piłkarz, który przyjdzie strzeli z marszu dwadzieścia bramek.

W ataku sytuacja jest jednak bardzo kiepska. Marcin Robak ma kontuzję, Dawida Kownackiego też nie omijają problemy zdrowotne, a Denis Thomalla kompletnie nie potrafi się odnaleźć...

- A ja się spytam: czy w grudniu zeszłego roku sytuacja była inna? Wtedy pojawiały się głosy aby rozwiązać umowę z Zaurem Sadajewem. Gdyby to nastąpiło, myślę, że kibice w ogóle by się nie zdziwili. Pierwsze pół roku Łukasza Teodorczyka też nie było imponujące, bo on w szesnastu meczach strzelił jednego gola.

Nie żałuje pan trochę wypowiedzi na temat Nemanji Nikolicia? Stwierdził pan w Lidze+ Ekstra, że zawsze trafiał się ktoś inny i przez to Węgier nie zagrał w Lechu. Uruchomiło to falę krytyki, zwłaszcza że Legia z tym transferem zaliczyła strzał w dziesiątkę.

- Nie żałuję, już tego przecież nie zmienię.

Tylko dlatego?

- Tylko. Dziś muszę przyznać, że Nikolić wykonuje swoją robotę znakomicie. Trudno powiedzieć cokolwiek złego o zawodniku, który strzela 21 goli. Fantastyczny wynik i bez dwóch zdań bardzo dobry ruch Legii.

Macie jakiś pomysł na Denisa Thomallę, żeby wiosną poszło mu wreszcie lepiej? On się niesamowicie spalił psychicznie. Kibice już w niego nie wierzą, szydera wokół jego osoby jest nie do pozazdroszczenia i to wszystko się kumuluje.

- Ten "hejt" wokół Denisa jest okrutny i uważam, że nieproporcjonalny do jego postawy. To się nakręca, a media lubią po każdym meczu dawać mu najsłabszą ocenę i konsekwentnie go dobijać, mimo że w lipcu i sierpniu szło mu całkiem nieźle. Przecież on pomógł nam awansować do fazy grupowej Ligi Europy, strzelając trzy bramki, ale ludzie bardzo łatwo o tym zapomnieli. Pamiętajmy, że w okolicach końca wakacji nasze mecze w lidze były fatalne, nikt nie potrafił wytłumaczyć dlaczego seryjnie przegrywaliśmy. Bardzo szybko uwaga skupiła się na napastnikach, którzy nie strzelali bramek. Faktem jest, że stwarzając czasem mnóstwo sytuacji, nie byliśmy skuteczni, ale z Thomalli zrobiono kozła ofiarnego, zwłaszcza że kontuzjowani byli Marcin Robak i Dawid Kownacki. On musiał grać na wszystkich frontach, a dzisiaj doskonale wiemy jakie są konsekwencje występów co trzy dni. Nauczyliśmy się rotacji i zaczęliśmy zdobywać punkty. Wcześniej tego nie było. Jest oczywiście jasne, że mamy grudzień, a Thomalla jeszcze nie zdobył gola w lidze, mimo że miał ku temu okazje. Analizujemy to, ale ja wciąż uważam go za zawodnika ze sporym potencjałem, który ma jednak w Poznaniu bardzo trudne życie. Czy jeszcze "odpali"? Prawdopodobieństwo jest niestety coraz mniejsze.

I co teraz zrobić, żeby zaczął strzelać gole? Jan Urban powiedział niedawno - zabrzmiało to złowieszczo - że "Denis Thomalla jeszcze długo z nami będzie".

- Ma trudną sytuację wyjściową, bo atmosfera wokół niego jest gęsta, a poradzenie sobie z takimi rzeczami nigdy nie jest łatwe. Kiedyś Bartosz Ślusarski potrafił z takich sytuacji wychodzić i potem regularnie zdobywał gole. Ja tylko przypomnę, że Łukasz Teodorczyk w pierwszej rundzie po transferze strzelił jedną bramkę w szesnastu meczach. Sprowadzenie Zaura Sadajewa po pierwszym półroczu nazwano pomyłką. Dlaczego Thomalla, po przepracowaniu zimy, nie miałby wiosną powtórzyć scenariusza tej dwójki?

Mówił pan wcześniej o powrocie z wypożyczenia Lisa. Takich zawodników, których macie w innych klubach jest zdecydowanie więcej. Jakie będą ich losy?

- Jakub Serafin i Jan Bednarek mieli w nowych klubach regularnie grać i ten cel został spełniony. Jeśli chodzi o tego pierwszego, będziemy się zastanawiać, czy pozostanie na wiosnę w Bełchatowie, czy może trafi gdzie indziej, bo wiele klubów o niego pyta. Bednarek natomiast rozegrał dziewięć spotkań w Ekstraklasie, lecz ostatnio był wystawiany na pozycji defensywnego pomocnika, co nie do końca nam odpowiada. W Lechu przewidujemy dla niego rolę stopera, dlatego wspólnie musimy ustalić, czy nie lepiej będzie, gdy zmieni drużynę i wróci na nominalną pozycję.

Co z Maciejem Wiluszem? Wydaje się, że właśnie jemu do podstawowej jedenastki Kolejorza byłoby najbliżej.

- Maciej ma za sobą bardzo udaną rundę i niesamowicie się odbudował. Szybko wrócił do swojej optymalnej dyspozycji. Mnie to nie dziwi, bo takich profesjonalistów jak on poznałem naprawdę niewielu. Można powiedzieć, że wrócił już do poziomu naszych stoperów i na pewno ma przyszłość w Lechu.

Czy nastąpi to już wiosną?

- Niewykluczone. [nextpage] Czy zakładając, że Lech nie straci zimą żadnego kluczowego piłkarza, znajdą się pieniądze na jakieś transfery gotówkowe?

- Zimą pozyskanie zawodnika z kartą na ręku jest w zasadzie wykluczone. Obserwowaliśmy w ostatnim czasie grupę piłkarzy i oczywiście jest szansa, że któryś do nas trafi. Zdajemy sobie sprawę, że mamy poważny problem w ataku, choć z drugiej strony w poprzednim sezonie potrafiliśmy sobie z tym poradzić, mimo że wcale nie było wielu nominalnych napastników. Nawet Zaura Sadajewa trudno takim nazwać, bo on głównie rozbijał szyki obronne rywala. Chcemy kogoś ściągnąć, ale jeśli plan nie wypali, to nie możemy przecież brać na siłę byle kogo. Niezmiernie trudno jest znaleźć piłkarza, który zagwarantuje dużą liczbę bramek. Gdy Robert Lewandowski opuszczał Borussię Dortmund, to w jego miejsce za wielkie pieniądze ściągnięto Ciro Immobile, który okazał się kompletnym niewypałem.

Jaka jest szczegółowa procedura sprowadzania nowych zawodników do Lecha? Ostatnio Jan Urban dał do zrozumienia, że dzieje się to dwutorowo. Trener ma swoje założenia, ale musi też brać pod uwagę działania skautingu. Załóżmy więc hipotetycznie że skauting znalazł jakiegoś piłkarza, którego sztab szkoleniowy nie obserwował. Jan Urban mówi, że on tego zawodnika nie potrzebuje i co się wtedy dzieje?

- Jeśli trener powie, że jakiegoś gracza nie bierzemy, to on do nas po prostu nie trafi. Warto jednak podkreślić, że działania skautingu i sztabu szkoleniowego są bardzo mocno powiązane i ten pierwszy rzadko kiedy robi coś bez wiedzy drugiego.

A jeśli stanie się odwrotnie, czyli skauting danego piłkarza nie monitorował w ogóle, ale trener uważa, że on będzie mu pasował do koncepcji i dlatego chciałby go w Lechu?

- Transfer będzie wtedy bardzo mało prawdopodobny. Komunikacja między sztabem a skautingiem musi być i to funkcjonuje u nas w ten sposób od wielu lat. Taki system wypracowaliśmy i każdy trener, który tutaj przychodzi ma tego pełną świadomość. Skauting jest jednak dla trenera i ma być dla niego narzędziem. To system, który się bardzo dobrze sprawdza.

Kilka tygodni temu to pytanie zabrzmiałoby śmiesznie, ale teraz wydaje się zasadne. Czy Lech może jeszcze obronić mistrzostwo Polski?

- Z pewnością tak.

Kto zagrozi wam bardziej - Piast Gliwice czy Legia Warszawa?

- Nie możemy wykluczać, że Piast jest na tyle mocny, że będzie się liczył do samego końca, nawet jeśli wielu traktuje go tylko jako "jednorundowca". Ciekaw jestem, co będzie się działo, jeśli Piastowi uda się wejść w roli lidera w rundę finałową. Wtedy wszyscy się na niego rzucą. Legia już zna to uczucie, a dla gliwiczan będzie to ogromne wyzwanie.

Po dobrej końcówce rundy odetchnęli nie tylko piłkarze, ale też chyba władze klubu? Wy też swego czasu nasłuchaliście się sporo gorzkich słów...

- Odetchnęli również kibice, pomimo porażki na zakończenie. Rzeczywiście było gorąco.

Brał pan w ogóle pod uwagę dymisję?

- To nie są łatwe momenty, ale nawet przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, żeby zrezygnować. Wręcz przeciwnie, będąc w zarządzie największego klubu w Polsce, trzeba się liczyć z tym, że fajnie jest świętować mistrzostwo, ale wkalkulowane są też kryzysy i porażki oraz idąca za nimi krytyka. W tym wypadku bardzo cenne były dla nas doświadczenia z poprzednich kryzysów. Nie wiem, czy można je uznać za większe, czy mniejsze, ale porażka ze studentami Stjarnanu poskutkowała tym, że przez dwa, trzy miesiące wszystko leciało na łeb, na szyję. To samo było po Żalgirisie. Teraz było odwrotnie, dobrze szło nam w pucharach, a posypało się w lidze. Wyciągnęliśmy jednak właściwe wnioski i w odpowiednim momencie dokonaliśmy zmiany trenera, zatrudniając człowieka, który okazał się idealnym lekarstwem na nasze problemy.

Czy Maciej Skorża już by z tego kryzysu nie wyszedł? Takie były odczucia wiele osób, które sądziły, że w pewnym momencie on sam miał już dość.

- Tego nie dowiemy się pewnie nigdy. Trener Skorża miał swoje pomysły na wyjście z problemów, ale my jako zarząd zdecydowaliśmy się na inne rozwiązanie. Uznaliśmy, że zmiana na ławce jest jednak konieczna.

Nie żałuje pan trochę wydarzeń z fazy grupowej Ligi Europy? W pewnym momencie poszedł jasny sygnał, że najważniejsza jest Ekstraklasa. Lech stracił punkty w dwóch meczach z bardzo przeciętnym Belenenses, a gdyby te spotkania wygrał, to kto wie, czy dziś nie byłby w 1/16 finału...

- Gdybyśmy szybciej mieli odpowiednią koncepcję rotacji - taką, jaką teraz preferuje trener Urban, to problemów by nie było. My jednak długo nie rotowaliśmy, a zamiast tego wytworzył się podział na lepszy i gorszy skład. Właśnie to było powodem kiepskich wyników, mam tu na myśli zwłaszcza pierwszy mecz z Belenenses u siebie. Na coś jednak postawiliśmy i chyba wyszło dobrze, bo wciąż liczymy się w walce o mistrzostwo Polski, co we wrześniu wydawało się abstrakcją. Pamiętajmy też, że wyjście z grupy w Lidze Europy naprawdę nie było łatwe, bo musielibyśmy wyprzedzić FC Basel lub Fiorentinę. Teraz ważne, by doświadczenia z europejskich pucharów nie roztrwonić, a odpowiednio wykorzystać je na wiosnę i w kolejnej edycji zmagań na Starym Kontynencie.

Rozmawiał Szymon Mierzyński

[b]

{"id":"","title":""}

[/b]

Źródło artykułu: