Kamil Kiereś: Przy wyniku 0:2 z Legią ciężko było szukać powodów do optymizmu

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Trener PGE GKS-u Bełchatów szczegółowo przeanalizował porażkę z Legią Warszawa. Beniaminek tracił bramki, które wynikały z błędów po stałych fragmentach gry.

PGE GKS Bełchatów inaugurując rozgrywki T-Mobile Ekstraklasy sprawił ogromną niespodziankę, pokonując Legię Warszawa na wyjeździe. Do powtórki na własnym stadionie nie doszło, mistrzowie Polski pewnie zwyciężyli 3:0, a beniaminek zagrożenie potrafił stworzyć tylko na początku spotkania.  [ad=rectangle] Legia nie tylko zrewanżowała się za występ w I rundzie, ale także wygrała na Gieksa Arenie jako pierwsza w tym sezonie. - Myślę, że do spotkania z mistrzem Polski przygotowywaliśmy się pod tym kątem, żeby sprawić niespodziankę, poszukać punktów. Ten moment do 33. minuty, kiedy straciliśmy bramkę na 0:1, był to dobry okres naszej gry. Drużyna realizowała założenia taktyczne, byliśmy bardzo agresywni, nie schowaliśmy się na naszej połowie. Już w środkowej strefie atakowaliśmy Legię i do tego momentu rywale niewiele mogli zdziałać na boisku. To przeciwnicy mieli większe problemy w konstruowaniu akcji, my mieliśmy dużo przechwytów w tej fazie, co przekładaliśmy na akcje ofensywne. Chcieliśmy grać kontry, było kilka sytuacji, gdzie oddaliśmy te strzały, ale były one niecelne. Tuż przed stratą gola mieliśmy stały fragment gry, gdzie byliśmy bliscy zdobycia bramki - analizował po meczu Kamil Kiereś.

Szkoleniowiec miał także wątpliwości co do jednej z decyzji sędziego. - Ta 33. minuta spotkania była decydująca, bo wszystko działo się blisko mojej ławki rezerwowych. Moim zdaniem faulu na Vrdoljaku nie było, sędzia troszkę przesadził, ale czasami taka jedna decyzja powoduje, że za chwilę pojawia się rzut rożny, no i tracimy bramkę. To była nasza nieuwaga, błędy w kryciu, złe ustawienie zawodnika w strefie. Uważam, że był to ważny dla efektów spotkania moment - podkreślił trener.

Brunatni nie znaleźli sposobu na przeciwstawienie się mistrzom kraju
Brunatni nie znaleźli sposobu na przeciwstawienie się mistrzom kraju

- Po tej bramce było widać, że drużyna zgasła na pewien moment, już nie byliśmy tak agresywni, a gdy byliśmy przy piłce, to było dużo niedokładności. Druga bramka była taką do szatni. Wiadomo, że Legia jest bardzo klasową drużyną i przy wyniku 0:2 ciężko było szukać jakiegoś optymizmu. Jednakże w szatni nikt głowy nie zwiesił, mówiliśmy sobie "nie grajmy radosnego futbolu, grajmy to, co graliśmy od początku". Chcieliśmy zaprezentować się bardzo podobnie, szukaliśmy tej bramki kontaktowej, ale z przebiegu całej drugiej połowy zabrakło nam takiej jakości piłkarskiej. Wiele razy w tym polu karnym się znaleźliśmy, było kilka strzałów, dośrodkowań, ale słabe strzały czy złe przyjęcia piłki były czymś, co nie pozwoliło nam poszukać tej kontaktowej bramki - kontynuował szkoleniowiec.

Bełchatowianie mieli swoje okazje, a trener próbował dokonywać zmian, jednak Andreja Prokić, Kamil Wacławczyk i Grzegorz Baran, którzy pojawili się na boisku, nie potrafili zmienić czy przyczynić się do zmiany wyniku. - Legia konsekwentnie grała w drugiej połowie, nabrała pewności siebie, operowała bardzo dobrze piłką i to kosztowało nas mnóstwo sił. Całość tej drugiej połowy na pewno nie wyglądała tak, jakbym tego chciał. Efektem tego była trzecia bramka, znów ze stałego fragmentu i ponownie błąd w kryciu - zakończył Kiereś.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)