Radosław Mroczkowski: Nadziei nie widać

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Piątej porażki w tym sezonie doznali gracze Widzewa Łódź, którzy musieli uznać wyższość Ruchu Chorzów. Po tym spotkaniu widzewiacy mają już tylko punkt przewagi nad strefą spadkową.

O kolejnej porażce czerwono-biało-czerwonych zadecydował znów indywidualny błąd jednego z widzewiaków. Tym razem Maciej Krakowiak niefortunnie rozpoczął wznowienie gry od własnego pola karnego, a do bezpańskiej futbolówki dopadł Mateusz Kwiatkowski. Napastnik chorzowian wbiegł w szesnastkę gospodarzy, gdzie sfaulował go Kevin Lafrance. Za to zagranie reprezentant Haiti ujrzał czerwoną kartkę i podyktował rzut karny dla gości, którzy pewnie go wykorzystali. - Nie ma co podsumowywać... - powiedział po meczu Radosław Mroczkowski, trener Widzewa Łódź.

Na spotkanie z Niebieskimi szkoleniowiec czerwono-biało-czerwonych zmienił taktykę swojego zespołu i po raz pierwszy w tym sezonie zdecydował się grać dwójką napastników. - Chcieliśmy coś zmienić, bo ostatnio w żadnym ustawieniu nam nie wychodzi. W związku z tym doszło w naszym zespole do kilku zmian, bo patrzyliśmy na zespół Ruch Chorzów. Chcieliśmy trochę inaczej zagrać, inaczej się ustawić, mieć więcej atutów w ofensywie, grać dalej od naszej bramki. Ale efekty widzieliśmy... - przyznał Mroczkowski.

Radosław Mroczkowski był załamany postawą swojego zespołu
Radosław Mroczkowski był załamany postawą swojego zespołu

W pierwszej połowie spotkania nie najlepiej spisali się ofensywni gracze gospodarzy, którzy sprawiali wrażanie, że nie wiedzą, co mają robić na boisku. - Bez przesady. Po prostu, jeżeli można się do czegoś przyczepić, to powinni dwa razy szybciej się poruszać. Może wtedy byłyby efekty. Myślę, że wszyscy zawodnicy, nie tylko oni. To było proste ustawienie. Dwóch napastników w przodzie, którzy mieli zrobić określoną pracę. Widzieliśmy, że nic się nie udało. Nie byliśmy w ogóle groźni, chociaż sytuacje były. Widzieliśmy, że coś z tego trzeba wykorzystać, nawet w takim bałaganie coś się tutaj tworzy. My tego nie potrafimy, nie ma nam kto tej bramki strzelić, a nawet wepchnąć piłki do siatki, bo takie momenty też były. Innym drużynom to się udaje, nam nie - mówił trener Widzewa.

W ostatnich meczach z dobrej strony prezentował się Veljko Batrović, który był podstawowym graczem czerwono-biało-czerwonych. Jednak środową konfrontację rozpoczął wśród rezerwowych i na placu gry pojawił się dopiero od początku drugiej połowy spotkania. Jego wejście ożywiło grę łodzian, a sam zawodnik popisał się efektowną akcją - Można było zakładać jeszcze inne warianty, dlaczego nie grał ten zawodnik, albo inny. Tak zadecydowaliśmy. Myślę, że miał dobre wejście. Ale nie można też stwierdzić, co by było, jakby grał od początku. Chcieliśmy, żeby ta zmiana dała takiej iskry, jakiej brakowało. Myślę, że to zrobił. Veljko zrobił jedną fantastyczną akcją, za co trzeba go pochwalić Szkoda, że nie skończyło się golem, to byśmy mieli o czym mówić - powiedział.

Po dziewięciu kolejkach T-Mobile Ekstraklasy, czterokrotni mistrzowie Polski mają już tylko punkt przewagi nad strefą spadkową. Czy po ostatnich wynikach łodzianie zweryfikują swój cel, jakim było miejsce w pierwszej ósemce? - Wszyscy którzy zaczynają stawiają sobie taki cel. Ponieważ rozgrywki trochę się zmieniły, to ten cel minimum wszyscy mają jako ósme miejsce. Natomiast kolejne mecze weryfikują, kto tak naprawdę może tam być. Myślę, że my już sporo na ten temat wiemy - przyznał.

I dodaje: - Nadziei nie widać, na pewno. Łatwo rzucać hasła. Dzisiaj, jakbym miał się zastanawiać, to zrobiłbym nowy nabór, nowy okres przygotowawczy i spróbował jeszcze raz. Tak to trzeba podsumować.

Piłka nożna na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku! Tylko dla fanów futbolu! Kliknij i polub nas.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)