Czy Warta musi grać przy Bułgarskiej?

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W niedzielę piłkarze Warty po raz piąty po awansie na zaplecze ekstraklasy zagrali na stadionie przy ul. Bułgarskiej i po raz piąty w roli gospodarza musieli obejść się smakiem, gdyż znów nie udało im się wygrać. Spotkanie z GKS Katowice zakończyło się wynikiem 3:3 i, choć było momentami niezwykle interesujące, toczyło się w sennej i przygnębiającej atmosferze ze względu na pustki na stadionie. Gra przy Bułgarskiej nic dobrego Zielonym nie przynosi, o czym doskonale wiedzą władze klubu, które robią co mogą, by grać w "Ogródku".

W tym artykule dowiesz się o:

Jeszcze na kilka dni przed spotkaniem ze śląską drużyną toczyły się rozmowy dotyczące lokalizacji meczu. Ku niezadowoleniu władz Warty spotkanie musiało odbyć się na obiekcie miejskim. Czy faktycznie nie można było zagrać przy Drodze Dębińskiej, skoro grupa kibiców gości nie przekroczyła 200 osób? - Robiliśmy wszystko co w naszej mocy. Przygotowywaliśmy wszelkie dokumenty, jednak już przed sezonem decyzją prezydenta miasta zaliczono ten mecz do spotkań podwyższonego ryzyka, a władze miasta nie chciały zmieniać tego zmieniać, by nie brać na siebie odpowiedzialności za ewentualne nieprawidłowości. My jako klub załatwiliśmy nawet autokary, które miały przewieźć kibiców GKS z dworca na nasz stadion, więc staraliśmy się zapewnić bezpieczeństwo na jak najwyższym poziomie - powiedział w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl dyrektor sportowy poznańskiego klubu, Zbigniew Śmiglak.

Co zdecydowało, że 200-osobowej grupy kibiców nie można było przyjąć w "Ogródku"? - Policja twierdzi, że ogrodzenie sektora gości na naszym stadionie nie jest wystarczająco solidne, by grupa o takiej liczebności mogła się tam znaleźć. Gdyby przyjechało np. 100 osób, pewnie udałoby się zorganizować mecz przy Drodze Dębińskiej - dodał Śmiglak.

Kolejne spotkanie, które planowo ma się odbyć na stadionie przy ul. Bułgarskiej, to starcie Warty z Motorem Lublin, zaplanowane na 21 września. Wiadomo już, że władze klubu jeszcze bardziej zintensyfikują działania zmierzające do tego, by jednak podjąć rywala z Lubelszczyzny w "Ogródku". - Najprawdopodobniej po prostu ograniczymy ilość kibiców przyjezdnych, którą będziemy mogli przyjąć. Każdy widzi, że atmosfera podczas naszych meczów na Bułgarskiej jest daleka od wymarzonej, poza tym koszty organizacji meczu na tym stadionie są dla nas ogromne.

Trudno się nie zgodzić ze słowami dyrektora Warty. Niedzielne spotkanie dostarczyło sporo emocji, ale oglądając je z trybun, można było odnieść wrażenie, że jest to raczej sparing, a nie mecz o stawkę. Ponadto Zielonym jak dotąd obiekt miejski zwyczajnie nie sprzyja. Grają na nim znacznie gorzej niż w "Ogródku", w praktyce tracąc atut własnego boiska. Bez względu jednak, czy władzom klubu uda się zorganizować mecz z Motorem przy Drodze Dębińskiej czy też nie, wiadomo, że przynajmniej dwukrotnie w tym roku Warciarze przy Bułgarskiej jeszcze zagrają; w spotkaniach z KGHM Zagłębiem Lubin i Widzewem Łódź. - Dlatego trzeba się w końcu przełamać na tym stadionie i odnieść pierwsze zwycięstwo, żeby klątwa przestała się za nami ciągnąć - stwierdził Śmiglak.

Pewne jest jednak, że starcie z Miedziowymi toczyć się będzie nie w południe (jak mecz z GKS Katowice), a o zdecydowanie bardziej "piłkarskiej" porze. - W tej samej kolejce Lech gra z Legią i wiadomo już, że to spotkanie odbędzie się w niedzielę. Dlatego nasz mecz rozegrany zostanie dwa dni wcześniej, w piątek 3 października o godz. 18.00. Myślę, że gra przy sztucznym oświetleniu o takiej porze przyciągnie na trybuny zdecydowanie więcej kibiców niż w ostatnim meczu. Ponadto dla fanów z Lubina jest to najbliższy wyjazd w sezonie, dlatego na nich również liczymy - zakończył Śmiglak.

Źródło artykułu: