Jacek Zieliński: Nikt nie mówił, że będzie łatwo

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Nie zaliczy do zbytnio udanych swojego pierwszego meczu na ławce Ruchu Jacek Zieliński. Niebiescy zremisowali z Koroną, a apetyty mieli dużo większe.

Jacek Zieliński po meczu z Koroną w marcu zakończył pracę z Polonią Warszawa i meczem z kielczanami rozpoczął rozdział swojej pracy z Ruchem Chorzów. Szkoleniowiec nie będzie jednak pierwszego pojedynku na ławce niebieskich zbyt dobrze wspominał. Wicemistrzowie Polski zremisowali mecz i wciąż plasują się w dole tabeli. - Mieliśmy swoje plany i marzenia. Trzeba jednak pamiętać, że Korona również je miała. Początek w naszym wykonaniu był średni. Szybko straciliśmy bramkę, a później nasza gra wyglądała nieporadnie - ocenił Zieliński. - Wydawało się, że po golu do szatni będzie lepiej. I po przerwie rzeczywiście początkowo tak było, ale tylko w niektórych momentach. Szkoda niewykorzystanego rzutu karnego, który powinien zdecydować o losach meczu - żałował trener Niebieskich.

Arkadiusz Piech (z prawej) strzelił dopiero pierwszego gola dla Ruchu w sezonie
Arkadiusz Piech (z prawej) strzelił dopiero pierwszego gola dla Ruchu w sezonie

Zdaniem Jacka Zielińskiego nie można winą za stratę punktów obarczać niefortunnego strzelca. - Nie takim zawodnikom zdarzało się nie wykorzystywać karnych. Marek Zieńczuk na dzień dzisiejszy najlepiej wykonuje jedenastki na treningach. Nawet w piątek je ćwiczyliśmy - powiedział nowy trener Ruchu.

Co się stało z Ruchem? W sobotę to pytanie padało po raz kolejny
Co się stało z Ruchem? W sobotę to pytanie padało po raz kolejny

Jacek Zieliński przyznał, że w niektórych momentach nie poznawał swojej drużyny. - Zachowania piłkarzy były irracjonalne. Sam z boku dziwiłem się niektórym rozwiązaniom. Tak się może dziać gdy przegrywa się mecze pucharowe i później seryjnie w lidze. Wówczas widzi się tabelę w niezbyt mocnych kolorach - tłumaczył szkoleniowiec. - Bolała mnie jednak próba gry, której nie ćwiczyliśmy. Zabrakło podjęcia ryzyka, przełamania jakiegoś standardu. Było zbyt wiele bojaźni o to, żeby nie stracić piłki i zagrać niedokładnie. A właśnie w takim meczu trzeba było zaryzykować. Jedno, drugie, trzecie podanie, które być może byłoby przecięte przez pomoc Korony, ale właśnie po takim zagraniu padł gol - dodał. - Mamy duży niedosyt, ale trzeba grać dalej. Liga się dopiero zaczyna, a nikt nie mówił, że w Chorzowie będzie łatwo - zakończył szkoleniowiec wicemistrzów Polski.

Źródło artykułu: