Nowy system Kasperczyka zdaje egzamin

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Przed sezonem trener Podbeskidzia Robert Kasperczyk testował ustawienie z dwoma napastnikami. Ten styl gry preferuje od początku sezonu, i jego zdaniem zdaje on egzamin.

Trener Podbeskidzia Robert Kasperczyk przed sezonem nie tylko dokonał roszad w składzie. Szkoleniowiec zmienił również ustawienie zespołu. Z dotychczas stosowanego przez Kasperczyka 4-2-3-1 bielszczanie przeszli na 4-4-2. W takim zestawieniu popularni Górale wystąpili zarówno w spotkaniu z Jagiellonią w Białymstoku jak i Wisłą w Bielsku-Białej. Choć bilans tych spotkań nie jest najlepszy - Podbeskidzie uzbierało tylko jeden punkt - to opiekun bielskiej drużyny przekonuje, iż ta zmiana zdaje egzamin. A kwestią czasu są kolejne zdobycze bramkowe, punkty i zwycięstwa Podbeskidzia w lidze.

- Z Wisłą graliśmy jednym napastnikiem wiosną. Grał Robert Demjan, a podwieszony pod niego był Liran Cohen. Nie wyszło. Przegraliśmy 1:3, byliśmy słabszym zespołem, szczególnie w drugiej połowie, z różnych przyczyn, do których nie chcemy już wracać - przyznał otwarcie trener Robert Kasperczyk w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

W poprzednim sezonie szkoleniowiec konsekwentnie stawiał na ustawienie z jednym napastnikiem, którego mieli wspomagać boczni pomocnicy. I choć Podbeskidzie utrzymało się w ekstraklasie już na siedem kolejek przed końcem rozgrywek 2011/2012, to zwłaszcza wiosną nie grało porywającego futbolu, nie mówiąc już o strzelaniu dużej liczby bramek. Z 26 golami na koncie bielszczanie byli jedną z najmniej skutecznych drużyn w lidze. Wiosną w spotkaniach u siebie zdobyli tylko pięć goli, a od 25 lutego nie wygrali (licząc mecze obecnego sezonu) dziesięciu spotkań z rzędu. Słaba skuteczność i słaba gry były jedną z przyczyn niskiej frekwencji na trybunach Stadionu Miejskiego. Teraz z nowym, ofensywnym ustawieniem Górale mają grać efektowniej, strzelać bramki i wygrywać mecze.

Jak na razie piłkarze Podbeskidzia nie zainkasowali trzech punktów, jednak - jak przekonuje Kasperczyk - współpraca dwóch napastników przyniosła efekt choćby w meczu z Wisłą. Remis szkoleniowiec przyjął z satysfakcją.

- Stwierdziłem, że jeżeli się z Wisłą cofniemy od pierwszych minut to jest kwestia czasu, kiedy dostaniemy bramkę. Nie chcieliśmy powtarzać błędów PGE GKS-u Bełchatów, który przy 1:1 tak cofnął się głęboko, że niemal czekał na wyrok. Chociaż Wisła jest takim zespołem, że w przekroju całego meczu stworzyła tych sytuacji dużo więcej. Ale zarówno Kamil Adamek jak i Robert Demjan, a w pierwszej kolejce Demjan i Fabian Pawela, gdy padały bramki to po współpracy tych dwójek napastników. Gdyby w tych sytuacjach był jeden, bardzo ciężko byłoby strzelić nam bramkę. Mało tego, przy lepszej jakości dośrodkowań z obu stron, ze stref bocznych, przede wszystkim od środkowych obrońców - "Królika" (Krzysztof Król - przyp. red.) i Marka Sokołowskiego - gdy jest dwóch napastników plus jeszcze jeden skrzydłowy z przeciwległej strony, zagrożenie jest dużo większe. Kamil Adamek nie zrobiłby wiele, gdyby był osamotniony, gdyby nikt go nie wspierał. Robert Demjan tydzień temu w Białymstoku podał przepięknie do Fabiana Paweli. Znów bramka zdobyta przez dwójkę napastników - analizuje Kasperczyk dla naszego portalu.

Czy zatem nowe ustawienie Podbeskidzia okaże się trwałe? Wydaje się, że tak. Szkoleniowiec Podbeskidzia ma przynajmniej trzech solidnych napastników, w których może wybierać, i jest przekonany o słuszności przyjętego rozwiązania.

- Myślę, że to zaskoczy. My się ciągle tego uczymy, nie graliśmy tym ustawieniem wcześniej ponad rok albo więcej. Dawniej graliśmy jednym defensywnym pomocnikiem, później dwójką. Chcemy tak grać. Jeszcze jest jednak wiele do zrobienia. Ale ten punkt, tak ciężko wywalczony, trzeba było bowiem nadążyć za tymi krótkimi podaniami Wisły, bo Wisła jest niesamowita, oznacza, że z tym sobie poradziliśmy. Jestem naprawdę zadowolony - zakończył Kasperczyk.

Źródło artykułu: