Bohater Zawiszy przyznaje: Ten punkt może być bardzo cenny

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Zawisza Bydgoszcz w ostatnich sekundach meczu w Bytomiu strzelił bramkę, dającą pretendentowi cenny punkt. Bohaterem niebiesko-czarnych został w tym spotkaniu obrońca bydgoszczan, Paweł Oleksy.

Do ostatniej akcji meczu ważyły się losy potyczki Polonii Bytom z Zawiszą Bydgoszcz. Śląska drużyna długo prowadziła i kiedy wydawało się, że zgarnie kolejny komplet punktów w meczu z pretendentem, wyrównującą bramkę dla niebiesko-czarnych strzelił Paweł Oleksy. Zaraz po golu sędzia zakończył mecz. - Wierzyliśmy do końca. Nie było już kalkulacji i czułem w tej akcji, że jeżeli któryś z moich kolegów nie skończy tej piłki, to spadnie mi ona pod nogi i to ode mnie będzie zależeć jak losy tego meczu się rozstrzygną - przyznaje obrońca bydgoszczan.

Po końcowym gwizdku sędziego Zawisza fetował zwycięski remis w meczu z walczącymi o utrzymanie bytomianami. Oleksego okrzyknięto bohaterem spotkania, choć sam zawodnik był zupełnie innego zdania. - Nie czuję się bohaterem meczu, bo go nie wygraliśmy. Gdyby moje trafienie dało nam zwycięstwo, to na pewno zupełnie inaczej podszedłbym do sprawy - przekonuje zawodnik pretendenta do walki o awans do T-Mobile Ekstraklasy.

- Każdy z nas pokazał w tym meczu charakter. Czas uciekał, a my cały czas przegrywaliśmy 0:1. Poprzednie mecze nauczyły nas, że w I lidze trzeba grać nie tyle do 90 minuty, co do ostatniej akcji doliczonego czasu gry, bo to się opłaca. Nam się opłaciło i zdobyliśmy punkt. Szkoda tylko, że wcześniej nie udało się zdobyć bramki wyrównującej, bo być może moje trafienie dałoby nam wtedy komplet punktów i wyjeżdżalibyśmy z Bytomia w jeszcze lepszych nastrojach - kiwa głową Oleksy.

Przy wykończeniu piłki meczowej defensorowi Zawiszy nie zadrżały nogi. - Patrząc na boisko z trybun można kalkulować gdzie najlepiej byłoby przymierzyć, żeby strzelić bramkę. Na boisku się o tym nie myśli. Nie widać też tak wiele jak z trybun, dlatego trzeba się opierać na instynkcie. Stanąłem przed szansą i miałem naprawdę dużo czasu, żeby przymierzyć tak jak chciałem - wyjaśnia gracz drużyny z Bydgoszczy.

Podopieczni Jurija Szatałowa zagrali w Bytomiu dwie zupełnie odmienne połowy. - Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu dramatyczna i nie ma nawet co się tutaj usprawiedliwiać, bo cokolwiek byśmy nie powiedzieli w naszych ustach brzmiałoby to śmiesznie. Po przerwie udało nam się trochę pozbierać do kupy i nasza gra była niewątpliwie dużo lepsza. Stworzyliśmy sobie tak naprawdę jedną klarowną okazję, którą udało się wykorzystać i to liczy się dla nas najbardziej - podkreśla 21-letni zawodnik.

Oblicze zespołu odmieniła przerwa. - Powiedzieliśmy sobie w szatni kilka bardzo mocnych słów i to przyniosło efekty. Swoje zrobił też trener, bo raz jeszcze wytknął nam o co w tym sezonie gramy i jakie miało być nasze nastawienie na ten mecz. Wiedzieliśmy, że w pierwszej połowie daliśmy plamę i po przerwie wyszliśmy na boisko podrażnieni, żeby ją zmazać. Nie udało nam się to do końca, bo jechaliśmy do Bytomia po trzy punkty, ale w końcowym rozrachunku ten punkt może okazać się dla nas bardzo cenny - zapewnia gracz niebiesko-czarnych.

Źródło artykułu: