Przemysław Pitry: Może osiedliśmy na laurach?

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

30-letni napastnik zdobył dotychczas połowę bramek GKS Katowice, czyli dwie. W meczu z Bogdanką Łęczna mógł powiększyć swój dorobek, ale nie wykorzystał świetnej okazji, co zemściło się na jego drużynie i zaowocowało kolejną porażką.

W I połowie starcia na Lubelszczyźnie Gieksa prezentowała się przyzwoicie, a w doliczonym czasie mogła objąć prowadzenie. Przemysław Pitry wyskoczył do dośrodkowania Bartłomieja Chwalibogowskiego z rzutu wolnego i o centymetry chybił celu. - Takie sytuacje powinniśmy wykorzystywać i ja również. Szkoda, bo na pewno II połowa wyglądałaby inaczej - kręcił głową po ostatnim gwizdku sędziego.

Podopieczni Rafała Góraka "nie wyszli z szatni" i stracili gola już w 46. minucie. Kwadrans później rzut karny wykorzystał Nildo, dzięki czemu Bogdanka przejęła kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. - Nawet przy stanie 0:0 mogliśmy kontynuować dobrą postawę z pierwszej części i grać tak, jak nam trener przykazał, natomiast zrobiliśmy odwrotnie. Bramka wpadła po pierwszej akcji i podłamała nam skrzydła. Natomiast o drugim golu już nie będę się wypowiadał - mówi Pitry.

GKS wciąż pozostaje więc na przedostatnim miejscu w tabeli. W środę stanie przed szansą na opuszczenie strefy spadkowej, kiedy zmierzy się z czerwoną latarnią I ligi - KS Polkowice. Katowiczanie muszą jednak zachować koncentrację i wolę walki przez pełne 90 minut, gdyż Bogdanka wykorzystała ich brak. - Nie wiem dlaczego tak się stało, czy osiedliśmy na laurach? Ciężko mi odpowiedzieć, od tego będą trenerzy, którzy wskażą nam błędy. Z Polkowicami musimy zagrać inaczej przez obydwie połowy - przekonuje były piłkarz Lecha Poznań.

Źródło artykułu: