Czasem musisz dostać po d…., żeby wiedzieć czego nie robić - rozmowa z Przemysławem Cecherzem, trenerem Kolejarza Stróże

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Trenerski obieżyświat, Przemysław Cecherz w letniej przerwie w rozgrywkach zakotwiczył w Kolejarzu Stróże. Z pracą w Małopolskim klubie wiąże duże nadzieje. -<I> W Stróżach jest atmosfera na piłkę </I>- przekonuje w rozmowie z naszym portalem 38-letni szkoleniowiec.

Marcin Ziach: Co zaważyło o tym, że wybrał pan ofertę właśnie ze Stróży?

Przemysław Cecherz: Z Kolejarza otrzymałem konkretną ofertę. Wystarczyła krótka rozmowa przez telefon i na następny dzień już byłem w Stróżach i szybko osiągnęliśmy porozumienie. To był klub, który złożył mi konkretną ofertę. Usłyszałem: "Chcemy ciebie i tylko ciebie", a trenerzy muszą iść tam, gdzie ich w danym momencie chcą, a nie tam gdzie oni chcieliby iść.

Jest pan trenerem na dorobku, który pracował już w klubach niemalże każdego województwa.

- Trochę doświadczenia już zebrałem i w kilku klubach pracowałem. W jednych poszło mi lepiej, w innych gorzej, ale tak to jest w życiu trenera, że nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Widać jednak, że moja praca jest doceniana, bo kiedy jestem bez pracy, to telefony nie milkną i ofert nigdy nie brakuje.

Praca z Kolejarzem, to zajęcie, w którym widzi pan jakieś konkretne wyzwanie?

- Na pewno tak, bo jest to praca w klubie, w którym warunki są trudne. W kadrze mam jednak bardzo ciekawych zawodników, którzy chcieliby o coś z tym klubem powalczyć. Jeśli to odpali, to można oczekiwać od nas bardzo fajnej gry. Z dnia na dzień coraz lepiej to wygląda.

Perspektywy na bliższą i dalszą przyszłość są klarowne?

- W tym sezonie chcemy przede wszystkim spokojnie się utrzymać. Nie będzie to łatwe zadanie, aczkolwiek jak najbardziej do zrobienia. Co do dalszych perspektyw, to na pewno one też są. W Stróżach buduje się nowy stadion, a pieniądze też są na czas. Może nie są to wielkie sumy, ale żadnych poślizgów czy zaległości w klubie nie ma. Myślę, że są to świetne warunki do robienia piłki na dobrym ligowym poziomie.

Brakuje chyba jednak atmosfery, cechującej kluby walczące o najwyższe cele.

- Atmosfery być może nie ma, ale tylko dlatego, że jest to mała miejscowość. Na stadion ściąga tysiąc osób. Czasami ta liczba pęka. Nie przekreśla to jednak szans Stróży na budowę dobrej drużyny. Powiedzmy sobie szczerze; są drużyny z dużych miast, na mecze których chodzi dużo kibiców, ale tam nie ma pieniędzy, a klub ma problemy organizacyjne i jeszcze setki innych problemów. Kolejarz to klub, któremu te problemy są obce. To nic innego, jak warunki do budowy solidnej drużyny.

Nowy stadion w głównej mierze będzie zatem pusty.

- Wypełnić go w całości będzie ciężko, bo to obiekt na bodajże 7-8 tysięcy, ale jak będziemy grać ciekawą piłkę i robić wyniki, to wokół Stróży jest dużo miejscowości, którym brakuje tej piłki na ligowym poziomie. Kolejarz konkuruje z Sandecją, gdzie nie ma porównania, bo w Nowym Sączu na meczach pojawia się dużo ludzi. Nie oglądamy się jednak na to. Ja robię swoją robotę i zawodnicy też ze swoich obowiązków się wywiązują jak tylko mogą najlepiej. Kiedy przyjdą tego efekty, to więcej ludzi będzie przychodzić nas oglądać.

Derby z Sandecją, to mecze w których trzeszczą kości.

- To jedne z najważniejszych meczów dla mojego pana senatora (śmiech). Trudno się temu dziwić, że te spotkania tak elektryzują, a zawodnicy na boisku się nie oszczędzają. Między Stróżami a Nowym Sączem jest nieco ponad dwadzieścia kilometrów, więc to derby czystej wody. Już się cieszę na to spotkanie, bo będzie to mecz dobry i bardzo zacięty.

Kadra Kolejarza to mieszanka rutyny z młodością. Kilka uznanych nazwisk, naciskanych przez młodych graczy, głodnych sukcesu.

- Przed rokiem w Stróżach był problem z wąską kadrą. Latem odeszło z klubu kilku zawodników i trzeba było budować kadrę od nowa. Naturalnym ośrodkiem, z zasobów którego czerpaliśmy była Sandecja. Z Nowego Sącza ściągnęliśmy Konrada Cebulę i Maćka Kowalczyka. Drużyna cały czas się zgrywa i potrzeba nam jeszcze troszkę czasu, żeby zespół funkcjonował. Przerwa letnia była krótka. Rozegraliśmy cztery sparingi, a kadra wtedy była niepełna, bo szanse otrzymywali zawodnicy testowani, którzy ostatecznie miejsca u nas nie zagrzali. Po starcie ligi widzę, że ta drużyna robi postępy. W meczu z Olimpią wyszliśmy przestraszeni. Chłopcy wyglądali tak, jakby bali się wygrać. Zupełnie inaczej zagrali w Radzionkowie, gdzie chęć zwycięstwa było po nich widać od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego. Progres jest i może być tylko lepiej.

Punkt po dwóch meczach to rezultat, z którego pan, jako szkoleniowiec, zadowolony być nie może.

- Wiadomo, że liczy się na więcej. Szkoda szczególnie punktów straconych z Grudziądzem u siebie. Z pozytywów trzeba odnotować dobry rezultat z Ruchem, bo punkt wywieziony z ciężkiego terenu, to zawsze cenna zdobycz. Po meczu z Radzionkowem też pluliśmy sobie w brodę, bo lepiej jest gonić wynik i wyrównać, niż stracić to, co się już ma. A w tym meczu to my mieliśmy trzy punkty.

W meczu z Olimpią dwie bramki stracone w dwie minuty. Z Ruchem bramka stracona kilkadziesiąt sekund po otwarciu wyniku; Kolejarz ma problem…

- Coś w tym jest, że czasami musisz ze dwa razy dostać po d…., żeby wiedzieć czego nie robić. I my dostaliśmy. Najważniejsze, żebyśmy umieli z tego wyciągać wnioski.

Płacicie frycowe, za brak koncentracji.

- Na pewno jest to jakieś frycowe. Nie mamy prawa się z tego cieszyć, czy być z tego dumni. Dwa razy daliśmy sobie wyszarpać punkty, ale jeszcze tragedii nie ma. Musimy nauczyć się, że w dwie minuty po zdobyciu bramki zawsze lepiej ze dwa razy sfaulować, czy wybić piłkę w aut, niż stracić bramkę. Ten czas jest newralgiczny i ważne, żeby go przetrwać. Potem łatwiej jest poukładać grę i kontrolować boiskowe wydarzenia.

Drugi sezon dla beniaminka zawsze jest trudniejszy.

- Ta liga zawsze jest trudna. Ten sezon dla nas też taki będzie, bo nie mamy już tego elementu zaskoczenia. Rywale znają styl gry Kolejarza i chociaż staramy się cały czas coś zmieniać, to nie da się zrobić rewolucji taktycznej w tak krótkim czasie. Dla rywali to ułatwienie, ale my skóry tanio nie sprzedamy.

Gdzieś po pana głowie chodzi ekstraklasa? Piłki na tym najwyższym poziomie z ławki trenerskiej już pan zasmakował.

- Nawet więcej niż zasmakowałem, bo od pracy z Górnikiem zaczynałem swoją przygodę w roli pierwszego trenera. Wcześniej byłem w Zabrzu asystentem. Pracowałem w wielu klubach, ale jakoś do Śląska mam szczególny sentyment.

Zanieczyszczone powietrze, szare ulice, zmagające się z olbrzymimi problemami organizacyjnymi kluby… Co tak panu w tym regionie przypadło do gustu?

- Niesamowita jest atmosfera na trybunach. Kluby z tego regionu pisały złotymi zgłoskami historię polskiej piłki. Dobrze wspominam też pracę w Zabrzu i mecze wyjazdowe z drużynami przeze mnie prowadzonymi właśnie w tym regionie. Kiedyś przyjechałem na Śląsk z Turem Turek. Wygraliśmy w Jastrzębiu Zdroju, a z tego co pamiętam i w Katowicach pokonaliśmy GKS. Ja do tego regionu mam olbrzymią słabość. Może to zabrzmi pyszałkowato, ale każdy z nas dla jakiegoś celu pracuje. Ja pracuję po to, żeby kiedyś do mnie Górnik zadzwonił.

Dlaczego akurat ten klub? Praktycznie w każdym innym mieście są drużyny na szczeblu centralnym.

- Dla mnie liczy się Górnik. To jest mój ukochany klub, który kiedyś dał mi szansę. Serce bije mi dla niego cały czas i cały czas patrzę w kierunku Zabrza. Chciałbym tam kiedyś jeszcze wrócić i powalczyć z drużyną o kolejne sukcesy.

Gdyby powiedział pan w Jastrzębiu Zdroju, że to Górny Śląsk, to w jednym kawałku by pan nie wyjechał.

- Ale Jastrzębie Zdrój, to jest Śląsk (śmiech). Wiem, jakie tam panują zasady. Pracowałem tutaj dwa lata i tych wszystkich bielsko-sosnowiecko-jastrzębskich podziałów się nauczyłem. Tak samo można powiedzieć, że śląskim klubem nie jest Odra Wodzisław, ale tam się czuło charakterystyczną dla tego regionu atmosferę. Ja mimo wszystko uwielbiam tę z Zabrza.

W Małopolsce widzi pan miejsce, dla kolejnej drużyny walczącej o wyższe cele? Wisła, Cracovia i Sandecja, to na dziś czołówka. Co z Kolejarzem?

- Kluby z Małopolski zazwyczaj grają na szczeblu centralnym i są prowadzone na wysokim poziomie. Nawet Kolejarz, drużyna z niewielkiej miejscowości, gra dziś na zapleczu ekstraklasy. Ten region, podobnie jak Śląsk, ma swoją magię i tradycje. Jestem pewien, że przy ogromie pracy i dla Kolejarza miejsce się w tej historii znajdzie.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)