Takich ludzi trzeba hospitalizować - rozmowa z Kamilem Kosowskim, pomocnikiem GKS Bełchatów

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

-<I> Ktoś rozpuszcza ploty, że źle życzę Wiśle i chciałbym, żeby odpadła z Ligi Mistrzów. Takich ludzi trzeba hospitalizować -</I> przekonuje w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Kamil Kosowski, pomocnik GKS Bełchatów

Marcin Ziach: Tylko trzy punkty ma na koncie GKS Bełchatów po czterech kolejkach. Falstart?

Kamil Kosowski: Na pewno wyobrażaliśmy to sobie inaczej. Tym bardziej, że pierwszy i czwarty mecz przegraliśmy na własne życzenie, w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry. Z Lechem też przegraliśmy zasłużenie, bo po tym, co przeciwnik pokazał w drugiej połowie można z czystym sumieniem powiedzieć, że jest to dziś najlepiej grająca drużyna w Polsce. O ile w tym meczu nie mogliśmy nic zrobić, o tyle punkty stracone na Śląsku, w meczach z Ruchem i Górnikiem bolą. W obu przypadkach górą był śląski charakter.

Swojego powrotu do Zabrza nie będziesz mógł wspominać najlepiej.

- Dlaczego? Mecz jest tylko meczem, a tego co z Górnikiem przeżyłem i jak wspominam lata spędzone w tym klubie nikt mi nie odbierze. Muszę się jednak skupić na tym, co przede mną i co przed Bełchatowem. W przyszłej kolejce zagramy z Polonią Warszawa i to będzie chyba najtrudniejszy z naszych dotychczasowych wyjazdów. Co do meczu w Zabrzu, szkoda że nie udało nam się ugrać choć oczka, bo dużo się w tym meczu nabiegaliśmy i namęczyliśmy. Trzeba jednak przyznać, że Górnik bardziej chciał ten mecz wygrać, niż my.

Nadzieja na grę w reprezentacji Polski gdzieś jeszcze w głowie Kamila Kosowskiego się tli?

- Nie, dziś o tym nie myślę.

Mecz przy Roosevelta z perspektywy trybun oglądał Franciszek Smuda, szukający skrzydłowych do swojej kadry.

- To mobilizujące, że selekcjoner szuka reprezentantów nie tylko za granicą, ale też w polskiej lidze. Myślę jednak, że jeżeli w meczu Górnika z Bełchatowem ktoś wpadł mu w oko, to na pewno któryś z zawodników z Zabrza. My nie mieliśmy prawa zwrócić na siebie jego uwagi.

W twojej opinii nie masz już szans na grę w koszulce z orzełkiem na piersi?

- O to czy mam szanse trzeba byłoby zapytać selekcjonera. Ja o kadrze nie myślę, bo najpierw trzeba grać dobrze w lidze, a nam nie idzie i tym na pewno na powołanie żaden z graczy Bełchatowa sobie nie zasłuży.

W czym szukasz przyczyn słabej formy GKS na starcie sezonu?

- Ciężko powiedzieć, ale ewidentnie nam nie idzie. Na tym etapie rozgrywek tych punktów powinniśmy mieć przynajmniej pięć. Mamy dwa mniej i nie da się ukryć, że nasza sytuacja nie wygląda najlepiej. Im dłużej będziemy trwać w tej niemocy, tym gorzej dla GKS. Po kilku porażkach nie mamy prawa opuścić głów i płakać nad swoim losem. Musimy wziąć się w garść, bo przed nami kolejny mecz i trzy punkty w nim są do zdobycia.

Przed sezonem wydawało się, że zespół budowany na kręgosłupie byłych i obecnych reprezentantów Polski rywali będzie przewyższał przede wszystkim doświadczeniem.

- Jak widać nie jest ono naszą mocną stroną, bo nie wygrywamy. Dlaczego tak się dzieje, to bardziej pytanie do trenera, a nie do nas. Na pewno czegoś nam brakuje. Czego? No właśnie… Sam nie wiem.

Bramki tracone w końcówkach to wasza największa bolączka?

- Gdybyśmy nie stracili bramek w doliczonym czasie gry w Chorzowie i w Zabrzu, to pewnie nie byłoby mowy o jakimś kryzysie w Bełchatowie. Te mecze jednak przegraliśmy i w konsekwencji mamy na koncie trzy porażki i zwycięstwo. Nikogo ten wynik nie zadowala, bo jesteśmy zespołem z ambicjami. Musimy się nauczyć, że jak się meczu nie da wygrać, to nie można go przegrać. My kilka razy już te punkty oddaliśmy.

Rozmawiając z "Kosą" nie można nie zagaić o temat Wisły Kraków i Ligi Mistrzów.

- Trzymam za Wisłę kciuki. Nie wiem skąd pojawiły się głosy, że powiedziałem, że jestem nastawiony przeciwko Wiśle i życzę jej odpadnięcia z eliminacji do Ligi Mistrzów, kiedy faza grupowa jest tak blisko, jak jeszcze nigdy dotąd. Ludzi rozsiewających takie ploty trzeba hospitalizować. Jeśli ktoś myśli, że ja jestem przeciwko Wiśle, to jest w ogromnym błędzie.

Mimo jednobramkowej zaliczki rewanż na Cyprze nie będzie łatwy.

- Już wcześniej mówiłem, że Wiśle o awans łatwo nie będzie. Nie dlatego, że Wisła jest słaba, ale APOEL to bardzo silna drużyna. Na Cyprze krakowian czeka piekielnie trudne zadanie. Wierzę, że się z niego wywiążą i Liga Mistrzów znów będzie grać w Polsce.

Ty na Cyprze występowałeś. Jak wspominasz tamtą ligę?

- Atmosfera na trybunach jest bardzo gorąca, a z nieba leje się żar. Drużynom nieprzystosowanym do gry w takich warunkach ciężko będzie skupić się na grze w piłkę. Wiem, że Wisła na mecz wyrusza odpowiednio wcześniej, ale i tak tego czasu jest mało. Klimat i kibice będą za APOEL-em, dlatego raz jeszcze powtórzę: Wisłę czeka piekielnie trudne zadanie.

Jaki widzisz klucz do awansu?

- Wisła nie może postawić na obronę własnej bramki i wyniku z Krakowa. Kluczem może być zdobycie bramki na wyjeździe, bo wtedy APOEL będzie musiał się otworzyć i to pozwoli krakowianom na grę z kontry, a to wychodzi im bardzo dobrze.

Zdecydowałbyś się wskazać faworyta?

- Nie, bo go nie ma. Wisła ma skromną zaliczkę z pierwszego meczu i z pierwszym gwizdkiem sędziego faza grupowa Ligi Mistrzów będzie w Krakowie. Wiadomo jednak, że z czasem aura da się krakowianom we znaki i wtedy ważna będzie koncentracja i konsekwencja taktyczna. APOEL będzie chciał zmęczenie Wisły wykorzystać, a jeśli strzeli bramkę, to losy awansu będzie chciał przypieczętować kolejnym trafieniem. Ciężko przewidzieć jak ten los się potoczy i kto kogo przechytrzy. Ja sercem jestem za Wisłą.

Źródło artykułu: