Gdybym nie wierzył w sukces, dawno by mnie tutaj nie było - rozmowa z Adamem Nawałką, trenerem Górnika Zabrze

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Górnik zakończył miniony sezon na szóstej lokacie ligowej tabeli. Latem zespół rozkruszył się kadrowo, ale mimo to w Zabrzu nie gaśnie nadzieja na budowę drużyny na miarę sukcesów sprzed lat. - Gdybym w to nie wierzył, dawno by mnie tutaj nie było - mówi w rozmowie z naszym portalem Adam Nawałka, trener śląskiej drużyny.

W tym artykule dowiesz się o:

Marcin Ziach: Rozpoczął pan czwarty okres przygotowawczy z Górnikiem. Zawodnicy już teraz mówią, że pracują ciężko, ale dzięki temu czują, że robią kolejny krok do przodu.

Adam Nawałka: Jestem przekonany, że zawodnicy mają świadomość tego, że żadna minuta treningu nie idzie na marne. Pracujemy nad odpowiednim przygotowaniem zespołu pod względem fizycznym, ale bardzo ważne są dla mnie też morale. Ciągle mam w pamięci, jakie były nastroje w klubie, kiedy przejmowałem drużynę w pierwszej lidze. Bardzo ważna jest dla mnie szatnia, by zawodnicy mieli umiejętność przystosowania się do ciężkich warunków i zostawiali całe serce na boisku. Nie mam wątpliwości, że okres problemów, z jakimi borykał się Górnik musi się skończyć. Widzę zaangażowanie miasta i wszystkich, którzy w tym klubie pracują i jego dobro leży im na sercu.

Wydaje się, że najtrudniejsze miesiące Górnik ma już za sobą. Brzemię rocznej gry w pierwszej lidze klub odrzucił i powoli wszystko wraca do normy.

- Dlatego chwaliłem swój zespół za zaangażowanie, z jakim podchodzili do meczów i do każdego treningu. Byłem pełen podziwu dla zawodników, że ten trudny okres przetrwali. Cały czas muszą mieć jednak świadomość, że w drużynie trwa selekcja. Każdy tydzień, miesiąc, runda czy sezon, to kolejny jej etap i zawodnicy ci, którzy nie wytrzymują presji, jaka wiąże się z grą w tym klubie, odpadają. Nie będę tutaj personalizował, o których zawodnikach mowa. Jestem trenerem tej drużyny i biorę za nią pełną odpowiedzialność. Widzę, że zawodnicy, którzy w to uwierzyli robią postępy i to daje mi satysfakcję z tego, co robię.

W ostatnich dniach klub pozyskał nowego inwestora. Najbliższe tygodnie mają przynieść finalizację rozmów z kolejnymi sponsorami. W jakimś stopniu ułatwia to panu pracę?

- Mam nadzieję, że sytuacja ekonomiczna w Górniku będzie coraz lepsza. Do tej pory było tak, że robiliśmy wyniki ponad stan, a w profesjonalnym klubie pod tym względem musi panować swego rodzaju równowaga pomiędzy organizacją i szkoleniem. Jeżeli te dwa elementy podążają ze sobą w parze możemy mówić o sukcesie sportowym na wysoką skalę. Kiedy coś pod tym względem jest nie tak, to nie będzie wyniku. W poprzednim sezonie byliśmy blisko wyniku, bo szóste miejsce, jako beniaminek to wynik, który można uznać za udany. Ja zupełnie nie jestem usatysfakcjonowany, bo moje ambicje sięgają znacznie wyżej. Jestem jednak realistą i skupiam się na tym co mam i nad możliwościami, jakie ma mój zespół. Ważne, żeby robić wszystko krok po kroku. Widać, że progresja jest, a przyszłość dla Górnika będzie, mam nadzieję, coraz lepsza.

Liga Europejska w minionym sezonie była na wyciągnięcie ręki.

- Europejskie puchary były raczej pożywką dla mediów. Dla nas liczył się każdy następny mecz, bo twardo stąpaliśmy po ziemi. A jako, że objęta przez nas strategia skutkowała zdobyliśmy tyle punktów, że do miejsca gwarantowanego awansem do Ligi Europejskiej nie było daleko. Dla nas przede wszystkim sukcesem jest to, że sezon zakończyliśmy wyżej niż kilka drużyn, których potencjał organizacyjny na dzień dzisiejszy jest znacznie większy od naszego. Realnie rzecz biorąc trzeba powiedzieć, że zrobiliśmy wynik sportowy ponad to, czym dysponujemy.

Zawodnicy zapewniali, że gdyby sezon potrwał jeszcze dwie kolejki, to na podium by wskoczyli, bo sił w końcówce sezonu mieli od rywali znacznie więcej.

- Przygotowanie Górnika do sezonu pod względem motorycznym, było bardzo dobre. Jest to zasługą ciężkiej pracy zawodników, którzy do swoich obowiązków podchodzili w pełni świadomie, bo zrozumieli, że tylko ciężka praca pozwoli im osiągnąć sukces na boisku. Czasami są trudne chwile, bo na boisku nigdy nie jest łatwo, ale wtedy wiem, że mogę na nich liczyć.

Po minionym sezonie pojawiały się głosy, że zaczyna panu brakować "krwi, potu i łez", jakie zaoferował pan zawodnikom na początku swojej pracy przy Roosevelta.

- Na poważnie nigdy opcji odejścia z Górnika nie brałem. Mamy za sobą półtora roku ciężkiej pracy, popartego tytanicznym wysiłkiem zawodników na treningach. W pewnym momencie poprzedniego sezonu marzenia nas wszystkich, sięgające gry o najwyższe cele, mogły się ziścić. Kłopoty organizacyjne sprawiły jednak, że ta drużyna pod względem personalnym przestała istnieć. Dlatego pewną presję na zarządzie musiałem wywrzeć. Wszyscy musimy mieć świadomość zagrożeń, jakie niesie za sobą gra w ekstraklasie. Tej ligi nie da się ograć juniorami czy zawodnikami z Młodej Ekstraklasy, bo między tymi poziomami jest ogromna różnica. Podobnie zresztą jak między ekstraklasą a pierwszą ligą. Do tego, żeby to zrozumieć potrzebna jest tego świadomość i ja tę świadomość mam. Natomiast młodych zawodników można umiejętnie wprowadzać do zespołu. Teraz walczymy o stabilizację. Bez stabilizacji żadnego celu nie zdołamy zrealizować. Mam też świadomość olbrzymiej pracy, jaką wykonuje zarząd. Dla tych ludzi ten klub jest wszystkim, ale obok sentymentu i przywiązania, ważna jest efektywność działania. Owszem, możemy grać drużyną perspektywiczną, ale nie chcę jej prowadzić w pierwszej lidze.

Robert Jeż faktycznie był zawodnikiem, wokół którego chciał pan budować "swojego" Górnika?

- Bez wątpienia Robert Jeż był zawodnikiem zjawiskowym, ale jego tematu już dzisiaj w Zabrzu nie ma. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie mi dane jeszcze z tym zawodnikiem współpracować. Nie mogę rozpamiętywać, jakim zawodnikiem był Jeż, bo nowy sezon niesie za sobą nowe wyzwania i żeby im sprostać trzeba przygotować i realizować nową strategię. I ja chcę to robić.

Długo dochodził pan do siebie po tym, kiedy dowiedział się pan, że w Górniku w przyszłym sezonie zabraknie aż trzech podstawowych graczy?

- Nie było na to czasu. Przekazano mi taką wiadomość, ale już wtedy wiedziałem, że podejmę się tego wyzwania. Gdybym się nie podjął, to by w ogóle nie było tej rozmowy. Zdecydowałem, że zostaję w Górniku i w dalszym ciągu będę wkładał całe serce w to, co robię. Jestem do dyspozycji zawodników przez całą dobę i oni o tym dobrze wiedzą. Mają też świadomość, że podstawą sukcesu jest dobra motoryka i konsekwencja w grze, bo tymi elementami w poprzednim sezonie zdobywaliśmy punkty.

Przed wyjazdem na urlop zostawił pan listę zawodników, których chętnie w Górniku by pan widział. Jest szansa finalizacji rozmów w którymś z tych przypadków?

- Na dzień dzisiejszy nie. Przedstawiłem zarządowi szczegółowy raport z analizą minionego sezonu i swoimi sugestiami dotyczącymi nadchodzącego sezonu. Nie było to nic nadzwyczajnego, bo zawsze taki raport z oceną każdego zawodnika i prognozą na przyszły sezon przedstawiam. Zasugerowałem też nazwiska zawodników, którzy mogliby Górnika wzmocnić. Moje sugestie nie zostały przyjęte, przez kłopoty ekonomiczne. Letnie wzmocnienia drużyny w tym przypadku nie są moim pomysłem. Przedstawiono mi zawodników, z którymi klub prowadzi rozmowy i nie ukrywam, że chciałbym, by oni do Zabrza trafili, bo będą nie tylko uzupełnieniem, ale i wzmocnieniem drużyny.

Wśród nazwisk, które przewijają się w mediach brakuje rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia.

- Dokładnie, ale na liście którą mi przedstawiono są nie tylko nazwiska zawodników, które przewijają się w mediach. Są też zawodnicy, którzy na naszej liście życzeń się znajdują, ale tych nazwisk w medialnych przekazach nie znajdziemy. Zawsze tak jest, że nie o wszystkich ruchach kadrowych media muszą wiedzieć, bo to często utrudnia finalizację rozmów. Doskonale rozumiem rolę, jaką pełni medialna otoczka i dociekliwość dziennikarzy, ale czasami dla wszystkich jest lepiej, gdy informacja zostaje przekazana publicznie już po podpisaniu umowy.

Na miesiąc przed startem ligi Górnika wzmocnił jedynie Daniel Gołębiewski. Kolejni zawodnicy na treningu mają pojawić się w piątek.

- Ale póki co nie wiem ilu ich będzie, bo rozmowy są bardzo trudne. Mogę jedynie zapewnić, że ja na pewno ze swojej misji budowy drużyny na przyszły sezon się nie wycofam. Wiem, że podejmuję się trudnego wyzwania, ale podobnie było jak przejmowałem zespół w pierwszej lidze, a przed rokiem stawiliśmy czoła wyzwaniu, jakim było utrzymanie w ekstraklasie. W tym sezonie naszym celem będzie stabilna ligowa pozycja i walka o zajęcie jak najlepszego miejsca na koniec sezonu. Bez względu na to, którzy zawodnicy z listy naszych życzeń przyjdą do Górnika, zrobię wszystko, by wydobyć cały ich potencjał. Zawodnicy, których obecnie mam w kadrze cały czas idą do przodu i to mnie, jako szkoleniowca, cieszy najbardziej.

Zarząd ostatnio dawał sygnały, że transfery w Górniku wcale nie są potrzebne, bo we wszystkich zespołach występuje zawodników czterdziestu, z których może pan swobodnie korzystać.

- Według mnie ta lista jest zdecydowanie krótsza, bo biorę pod uwagę tylko tych zawodników, którzy obecnie prezentują poziom ekstraklasy. Oczywiście musimy się uporać z problemem zbyt licznej kadry. Trzeba ilość zamienić na jakość. Jeżeli chcemy grać o spokojne utrzymanie i solidną pozycję, to musimy się wzmocnić. Oczywiście możemy grać zawodnikami z drużyn młodzieżowych, ale jak wspomniałem wcześniej, jest to duże ryzyko. Myślę, że nikomu tego tłumaczyć nie trzeba.

Zgodzi się pan z powszechną opinią, że na dzień dzisiejszy Górnik ma mniejszy potencjał, niż miesiąc temu, na finiszu rozgrywek ligowych?

- Nie chcę mówić o potencjale, bo trzy lata temu Górnik potencjał miał bardzo duży, na miarę walki o europejskie puchary, a skończyło się spadkiem do pierwszej ligi. O tym trzeba cały czas pamiętać, bo kto nagle zaczyna bujać w obłokach budzi się po ciężkim upadku.

Szósta pozycja w lidze to jak na beniaminka wynik nie do pogardzenia. Wierzy pan w to, że przy odpowiednich wzmocnieniach, w przyszłym sezonie uda się ten sukces powtórzyć?

- Będę powtarzał jak mantrę, że solidne wzmocnienia i "świeża krew" są tej w tej drużynie konieczne. Mówię to ponad wszelką wątpliwość. Na co nas będzie w przyszłym sezonie stać, pokaże czas. Zawodnicy wrócili z wakacji wypoczęci i teraz na treningach wylewają pot, podobnie jak to było w poprzednich okresach przygotowawczych. Zespół wrócił też z urlopów z bagażem treningu, który zawodni wykonywali zgodnie z rozpiską. Dzięki temu mogliśmy z miejsca ruszyć do ciężkiej pracy i będziemy ją kontynuować aż rozpoczęcia rozgrywek. Wiem, że mam w kadrze zawodników, na których mogę liczyć, którzy w trudnych momentach nie zaczną marudzić. To są faceci gotowi na "krew, pot i łzy". Z nimi praca to przyjemność.

Do gry wracają Michał Jonczyk i Maciej Bębenek, którzy poprzedni sezon mieli praktycznie stracony przez liczne urazy.

- Żeby zniwelować ryzyko kolejnych urazów cały czas prowadzimy zajęcia profilaktyczne. Nawiązaliśmy też współpracę z gliwickim Fizjofitem. Tam pod okiem specjalistów zawodnicy pracowali nad wzmocnieniem wszystkich partii mięśniowych. Jakie przyniesie to efekty zobaczymy w trakcie treningów. Każdy organizm ma swoją specyfikę i do niektórych przypadków trzeba podejść indywidualnie. Akurat ci zawodnicy mieli pecha, bo doznawali urazów w okresie, kiedy ich talent eksplodował i byli w wysokiej formie. Niestety taka jest piłka i trzeba sobie umieć z takimi sytuacjami radzić. Nie wiem kiedy piłkarze wrócą do gry. Optymistyczny wariant mówi, że będą gotowi za dwa miesiące, ale jak będzie, to życie pokaże.

Kibiców w dalszym ciągu elektryzuje sytuacja Adama Stachowiaka. Z głosów szatni słychać, że doszło między panem a zawodnikiem do ostrej wymiany zdań. Odniesie się pan do tego?

- Doszło do sytuacji, do której nie chciałbym wracać i poruszać na forum publicznym. To co się stało, stać się nie powinno i nie widzę perspektyw dalszej współpracy z Adamem Stachowiakiem. Szanuję zawodników i ich opinie, ale musi być to w odpowiednim czasie i miejscu. Każdy z zawodników wie, czego od niego wymagam. Jeżeli ktoś tego nie respektuje, nie ma możliwości współpracy.

Nadchodzący sezon to ten, w którym według strategii objętej przez Allianz Polska Górnik miał powalczyć o piętnasty tytuł mistrza Polski. Raczej się to nie ziści…

- Skoro trzeba budować drużynę praktycznie od nowa, to raczej nie (śmiech). Co do celów na przyszły sezon, to określa je zarząd. Optymalnie rzecz biorąc, stać nas na lokatę w strefie 8-10 w ligowej tabeli.

W piłkarskim półświatku panuje opinia, że dla Adama Nawałki nie ma "mission imposible".

- Lubię podejmować się trudnych wyzwań. Zebrałem duże doświadczenie grając w piłkę, a w swojej karierze trenerskiej pracowałem zarówno w klubach bogatych, jak i bardzo biednych. Trzeba umieć umiejętnie się na tej płaszczyźnie poruszać, ale nie jest to tylko moją zasługą. Dużą rolę odgrywa sztab trenerski. Ja mam grupę ludzi, z którymi współpracuję już od lat i to przynosi dobre efekty.

Pana kontrakt z Górnikiem wygasa wraz z końcem startującego za miesiąc sezonu. To ostatni rok pana pracy w Zabrzu?

- Mój kontrakt jest ważny jeszcze przez cały sezon i nigdy nie można jednoznacznie powiedzieć tego, co będzie. Podczas rozmów z zarządem interesowało mnie przede wszystkim, czy Górnik, jako klub ma ambicje sportowe. Otrzymałem zapewnienie, że Górnik te ambicje ma. Między innymi po to w Zabrzu buduje się nowy stadion, żeby w przyszłości powalczyć o najwyższe cele. Gdybym w to nie wierzył, dawno by mnie tutaj nie było. Jeżeli tak się przedstawia sprawę, to trudno nie podchodzić do tego, co się robi z pasją.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)