W Szczecinie spodziewano się więcej po zimowych transferach

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Pogoń Szczecin miała bić się o ekstraklasę. Portowcy po rundzie jesiennej zajmowali drugie miejsce i mieli przewagę nad trzecim w tabeli zespołem. W przerwie zimowej działacze Pogoni sprowadzili do portowego miasta 4 nowych zawodników, którzy mieli być wzmocnieniem zespołu. Ponadto trener Piotr Mandrysz miał komfortowe warunki do tego, by należycie przygotować zespół do walki o awans. Mimo tych wszystkich pozytywów, szczecińska Pogoń zakończyła sezon na 5. miejscu.

W tym artykule dowiesz się o:

Trener Piotr Mandrysz pozyskał piłkarzy, którzy zdecydowanie wyróżniali się w 1. lidze, którym trzeba było zaproponować dobre warunki, by wybrali właśnie ofertę ze Szczecina. Omar Jarun był bez wątpienia czołowym zawodnikiem Floty Świnoujście, co więcej, okazał się być najlepszym obrońcą 1. ligi. Piłkarz związał się z Pogonią i miał wzmocnić i tak dobrze funkcjonującą formację obronną. - Omar Jarun grał na tyle na ile było go stać. Grał na swoim przyzwoitym poziomie. Z pewnością jest zawodnikiem ambitnym, obdarzonym dobrymi warunkami fizycznymi, ale ma też wady. Musi je wyeliminować, by stać się lepszym piłkarzem - ocenił Piotr Mandrysz.

Szczecińska Pogoń miała na jesieni problem z drugą linią. Brakowało zawodnika, który kreowałby grę Dumy Pomorza. Tę lukę działacze wraz z trenerami postanowili wypełnić Dariuszem Zawadzkim, który przyszedł do Pogoni z Sandecji Nowy Sącz. Pomocnik nie sprawdził się w szczecińskim zespole. 28-letni zawodnik nie udźwignął ciężaru gry w tak dużym klubie, przy tak wielkiej presji kibiców. - Darek Zawadzki przyszedł i zaraz złapał kontuzję, która go wyeliminowała z przygotowań do rundy, a to na pewno nie pozostało bez znaczenia na jego dalszą dyspozycję - dyplomatycznie skomentował postawę pomocnika w rundzie wiosennej trener Mandrysz.

Środkową formację miał także wzmocnić Marcin Bojarski, który po wyleczeniu kontuzji był bezrobotnym piłkarzem. Pogoń przygarnęła ogranego w ekstraklasie zawodnika. Po początkowych niemrawych występach "Bojar" szybko okazał się być zdecydowanie najlepszym transferem w przerwie zimowej. Z każdym kolejnym meczem dojrzały już piłkarz pokazywał swoim kolegom, co to znaczy ogranie i doświadczenie. - Marcin Bojarski trafił do nas po 10-cio miesięcznej przerwie związanej ze złamaną strzałką. Dodatkowo Marcin wylądował w zespole, który gra na co dzień w niższej klasie rozgrywkowej, w którym najważniejszą rzeczą jest walka na boisku, a nie jak w ekstraklasie, gdzie gra się jednak bardziej technicznie. Marcin potrzebował czasu na aklimatyzację i to było po nim widać - oceniał trener Portowców.

Tymczasem wydawało się, że największym wzmocnieniem Pogoni Szczecin będzie Marcin Klatt. Napastnik grając w Warcie Poznań strzelał bramkę za bramką, co spowodowało, że biły się o niego kluby z ekstraklasy i 1. ligi. Ostatecznie Klatt wybrał Pogoń i swoimi bramkami miał wprowadzić szczeciński zespół do najwyższej klasy rozgrywkowej. Jednak od pierwszego spotkania w granatowo-bordowych brawach Marcin Klatt prezentował się poniżej oczekiwań, seryjnie marnował wyśmienite okazje. Wówczas Piotr Mandrysz prosił dziennikarzy o cierpliwość i czas, - Marcin musi się odblokować, potrzebuje czasu -. Faktycznie po pewnym czasie Klatt strzelił pierwsze bramki dla Pogoni, ale złapał również kontuzje i do łask trenera powrócił z powrotem młody wychowanek szczecińskiego klubu - Mikołaj Lebedyński. - Marcin Klatt początkowo był zablokowany, nie mógł wpakować piłki do bramki, a gdy już się odblokował, to zerwał wiązadło krzyżowe i to też była sytuacja, na którą nie mieliśmy wpływu - komentował występy napastnika Pogoni, trener Mandrysz.

Transfery, jakich dokonała szczecińska Pogoń w przerwie zimowej nie były do końca trafione. - Na pewno każdy z nas oczekiwał, że nowi zawodnicy wejdą w ten zespół łagodniej, łatwiej. Co więcej, każdy z nas myślał, że zimowe transfery będą tak dobre jak letnie. Niestety nie zawsze tak bywa, ale uważam, że trzeba chłopcom dać czas - ocenił trener Pogoni Szczecin, Piotr Mandrysz.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)