Nie wszyscy zawodnicy sprzedają należycie swoje umiejętności - rozmowa z Mirosławem Hajdo, trenerem Bruk-Bet Nieciecza

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W ostatnich dniach wokół klubu z Niecieczy było sporo zamieszania. Do dymisji podał się szkoleniowiec, Mirosław Hajdo, ale nie została ona zaakceptowana. O powodach tej decyzji, sytuacji w klubie i nadziejach na przyszłość opowiedział portalowi SportoweFakty.pl trener beniaminka.

Kamil Górniak: W ostatnich dniach wokół pana osoby pojawiło się sporo zamieszania. Złożył pan dymisję, ale nadal pozostał pan na stanowisku trenera beniaminka z Niecieczy.

Mirosław Hajdo: Tak, zgadza się. Nadal pozostaję na stanowisku trenera Bruk-Betu, gdyż moja dymisja nie została przyjęta.

A dlaczego podjął pan decyzję o rezygnacji z pracy w tym klubie?

- Uważam, że część zawodników, którzy grają w tym klubie powinna lepiej sprzedawać swoje umiejętności na boisku.

W Niecieczy jest bogactwo kadrowe. Na treningach ma pan chyba z 30 trenujących piłkarzy i każdy chyba może rywalizować o miejsce w składzie.

- Nie każdy. Na treningach mam obecnie 23 graczy, gdyż reszta od momentu kiedy trafiłem do tego klubu zmaga się z kontuzjami.

Czy włodarze klubu nie wywierają zbyt dużej presji na wynik?

- Wymagania są zawsze i w każdym zespole. Być może tak jak pan zauważył władzom klubu wzrosły nieco apetyty na sukces po dobrym okresie przygotowawczym, kiedy zespół osiągał dobre rezultaty i prezentował się nieźle. Potem jednak im posuwaliśmy się w głąb ligi to było już gorzej. Myślę, że te apetyty wzrosły właśnie na podstawie meczów kontrolnych. Mamy w końcu też zawodników, którzy w przeszłości grali w ekstraklasie.

Ci zawodnicy powinni chyba pociągnąć tą grę, ale chyba tak nie jest.

- Nie chciałbym się na ten temat wypowiadać. Tak jak już jednak wspomniałem, ci zawodnicy mają większy potencjał czy możliwości, ale tego nie pokazują.

W najbliższej kolejce gracie z Flotą. Wasz przeciwnik spisuje się na razie nieźle.

- Mamy taką drużynę, która może wygrać z każdym. Potrzebny nam jest taki mecz, który pozwoli się pewnym zawodnikom odblokować. Oni muszą uwierzyć, że potrafią. Jeśli tak się stanie, to wierzę, że mimo ciężkiej potyczki rozstrzygniemy ją na swoją korzyść. Brakuje też trochę szczęścia. Zespół, który wygrywa nabiera pewności siebie. Natomiast jeśli się przegrywa, to na pewno nie pomaga.

Wspomniał pan o braku skuteczności. Ma pan jednak urodzaj napastników. Mowa chociażby o Danielu Mące, Łukaszu Cichosie czy Łukaszu Szczoczarzu. Ci gracze z powodzeniem mogliby grać w klubach z czuba tabeli.

- Ostatnio graliśmy z ŁKS-em, dla którego sam Marcin Mięciel zdobył 9 goli. My jako cały zespół mamy ich łącznie tyle samo, co on sam. To samo mówi za siebie. Potrzeba nam trochę tego szczęścia, żebyśmy w końcu zaczęli trafiać do siatki.

A może trochę takiego spokoju wokół klubu?

- Myślę, że na pewno takie sytuacje, które odbijają się dalekim echem nie pomagają w tym wszystkim. W tych wszystkich sytuacjach spokój i cierpliwość to najlepszy doradca. Nerwowe ruchy nie przyniosą spodziewanych efektów.

Nieciecza podobnie jak Kolejarz Stróże to beniaminkowie, ale jedynie z nazwy. Patrząc na skład tych drużyn z Małopolski, to miejsca jakie powinny zajmować to nie strefa spadkowa ale pierwsza szóstka, może ósemka.

- Trudno teraz wyciągać wnioski w trakcie rundy. Trzeba będzie nad tym się zastanowić po jej zakończeniu. Nazwiska jednak nie zawsze grają. To jest pierwsza sprawa. Tak było w Resovii Rzeszów, gdzie znanych graczy nie było, a walczyliśmy o awans do pierwszej ligi. Teraz w Bruk-Becie są te nazwiska, ale nie do końca przekłada się to na wyniki. Być może też tutaj występuje ten element braku skuteczności.

Chciałbym pana jeszcze zapytać właśnie o Resovię, którą pan prowadził w minionym sezonie. Jak pan ocenił tę rewolucję kadrową w przerwie letniej w tej drużynie?

- Powiem tak. Zespół osiągnął duży sukces. Nikt nie przypuszczał, że Resovia jako beniaminek uplasuje się na trzeciej pozycji. Każdy myślał o tym, żeby się bezpiecznie utrzymać. Zdaję sobie sprawę, że apetyty wzrastały jak to się mówi w miarę jedzenia. Brakło nam zaledwie jednego punktu do awansu. Uważam, że ta rewolucja nie była konieczna. Trzeba było tylko wzmocnić drużynę 2-3 piłkarzami, a tym, którzy się nie sprawdzili po prostu podziękować. Nikt przecież nie ma monopolu na wykonywanie idealnych transferów. Każdy się myli. Sprowadza się zawsze zawodników, którzy mają pomóc drużynie. Nie zawsze to jednak wychodzi. Być może w Rzeszowie nie wyszło do końca tak dobrze. Uważam jednak, że nie trzeba było robić tej rewolucji i grać teraz spokojnie i wierzyć w awans do pierwszej ligi.

W klubie zaszły spore zmiany. Działaczom to nie wyszło chyba na dobre. Resovia nie spisuje się zbyt dobrze. Po zmianie szkoleniowca i przyjściu trenera Wojciecha Boreckiego chyba coś się zmieniło na lepsze.

- Zawsze trudno się przychodzi w trakcie rundy. Trener nie przygotowywał zespołu i musi bazować na tym, co zrobił poprzednik. Z różnym skutkiem się to odnosi na wynik. Resovia miałaby duże szanse w tym roku, gdyby zarządu klubu chciał porozmawiać ze szkoleniowcami, którzy odeszli a przede wszystkim gdyby chciał im zaufać. Takie jest moje zdanie. Odchodząc z Rzeszowa powiedziałem, że sam dopłacę premie, jeśli Resovia obecna będzie wyżej w tabeli niż ta moja, którą prowadziłem w ubiegłym sezonie.

Źródło artykułu: