Wina nie leży tylko po stronie piłkarzy - rozmowa z Tomaszem Kłosem, byłym reprezentantem Polski

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Polacy mają za sobą nieudane eliminacje do przyszłorocznych mistrzostw świata w RPA - udało się im wyprzedzić tylko San Marino. Na łamach portalu SportoweFakty.pl piłkarz, który 69-krotnie zakładał koszulkę z orłem na piersi ocenia postawę swoich nieco młodszych kolegów.

W tym artykule dowiesz się o:

Paweł Patyra: Reprezentacji nie udało się trzeci raz z rzędu awansować do mistrzostw świata. Nie tego się spodziewaliśmy?

Tomasz Kłos: Na pewno kibice są zawiedzeni. Oczekiwaliśmy czegoś innego - przede wszystkim awansu. Po w sumie nieudanych mistrzostwach Europy ja liczyłem na to, że reprezentacja awansuje. Tym bardziej, że po remisie z Słowenią u siebie, później była wygrana z Czechami i bardzo dobra gra. Te mecze były przeplatane, raz zwycięski, a raz przegrany. Na pewno po meczu z Czechami oczekiwania były duże, bo pokazaliśmy, że naprawdę potrafimy grać w piłkę, niestety z różnych względów rzeczywistość była później inna. Nie do końca uważam, że wina leży tylko po stronie piłkarzy. Oczywiście trener Beenhakker ustawiał zawodników tam, gdzie uważał za stosowne i gdzie byli najbardziej przydatni, ale uważam, że potencjał niektórych piłkarzy grających na nie swojej pozycji, nie mówię o stu, ale nie został nawet w siedemdziesięciu procentach wykorzystany. Było to w jakimś sensie dziwne dla mnie.

Wygrana 10:0 z San Marino dawała nadzieję, że jeszcze będzie dobrze, a jednak później było już tylko gorzej.

- Z San Marino później 7:0 wygrała Słowacja i Czechy. Nawet nie można o takim meczu wspominać, bo jeśli mielibyśmy z San Marino nie wygrać, to szkoda byłoby w ogóle walczyć o awans. Wykorzystywaliśmy bez skrupułów większość sytuacji, które mieliśmy. Trzeba też powiedzieć, że to sukces wygrać 10:0 nawet ze słabą drużyną, bo nie wszystkim się to udaje. A wiemy to chociażby po ostatnim meczu w grupie, gdzie grała Rosja i Niemcy, w którym Azerbejdżan zremisował z Rosją 1:1, także nie jest tak prosto.

Który mecz w tych eliminacjach uznałby pan za najlepszy?

- Zdecydowanie myślę, że ten mecz z Czechami, bo tam pokazaliśmy wszystko. Graliśmy na takim poziomie, jak kibice i wszyscy by sobie tego życzyli. Myślę, że piłkarze sami też odczuwali to, że potrafią grać w piłkę na dobrym poziomie i - jeśli chcą - potrafią robić takie akcje, że aż miło było patrzeć.

A największa wpadka Polaków?

- Myślę, że wyjazdowa porażka ze Słowacją, kiedy przegraliśmy wygrany mecz. Nie chcę mówić, że były jakieś błędy, bo one rzeczywiście były, ale błędy w życiu się zdarzają nawet i największym tego świata. Szkoda, że nie mogliśmy utrzymać tego prowadzenia do samego końca. Dużo nie zabrakło, a tak ze zwycięskiego meczu jest porażka. Tak w życiu bywa, a w konsekwencji okazało się, że to był pierwszy krok do tych nieudanych meczów.

Końcówka eliminacji była fatalna. Po zmianie szkoleniowca reprezentacja zaliczyła dwie porażki.

- W drugim meczu ze Słowacją na pewno zabrakło nam szczęścia, bo uważam, że chłopcy nieźle się zaprezentowali nawet na tym śniegu. Przede wszystkim było widać, że chcieli wygrać, ale Mucha miał - jak to się mówi - dzień konia. Bronił wszystko, co szło w światło bramki i stąd było nam ciężko. Były też słupki i poprzeczki. Ale jeśli chodzi o pierwszy mecz, to sami widzieliśmy. Zdziwiły mnie wypowiedzi trenera, że było parę sytuacji bramkowych, parę rzutów rożnych i był to niezły mecz. Myślę, że w takim razie oglądaliśmy jakiś inny mecz.

W ostatnich spotkaniach Stefan Majewski sprawdzał kilku nowych piłkarzy. Pańskim zdaniem to był dobry pomysł, żeby trochę przemeblować kadrę?

- Uważam, że powinni do samego końca grać zawodnicy, którzy już grali w tych eliminacjach. Pytam się, dlaczego nie został powołany np. Michał Żewłakow? Trener przyszedł i chciał kogo innego. To zawodnik, który gra cały czas, także w Champions League. Dałem tylko jeden z przykładów grających zawodników, którzy nie zostali powołani. Nie wiem czemu to miało służyć, wiedząc, że - jak to PZPN ogłosił - trener Majewski jest na razie na te dwa mecze, a później będzie decyzja czy zostanie, czy też będzie kto inny, ale de facto nie było powiedziane, kto ostatecznie będzie trenerem. Można powiedzieć, że te mecze pokazały też braki u niektórych zawodników i postawiły znak zapytania pod tym czy to mają być zawodnicy, którzy będą stanowić o sile drużyny na Euro 2012. Dzisiaj jest trener Majewski. Teraz się teoretyzuje, że przyjdzie jakiś inny, aczkolwiek ja trenerowi Majewskiemu życzę wszystkiego najlepszego. Ale przykładowo przyjdzie kto inny, który ma w ogóle inną wizję zespołu. Inni zawodnicy mentalnie i fizycznie pasują trenerowi do budowania nowego składu. I teraz co? Ci zawodnicy zostali powołani na te dwa mecze, teraz przykładowo przychodzi nowy trener i okazuje się, że on widzi 5-10 procent z tych zawodników, których powołał trener Majewski. Czy to miało sens? Nie wiem. Na to pytanie już nie mogę odpowiedzieć.

W najnowszym rankingu FIFA Polska jest na najgorszym miejscu od 11 lat. Jaką przyszłość widzi pan przed naszą reprezentacją?

- Ciężko powiedzieć. Nawet wśród tych piłkarzy grających w ostatnich eliminacjach są ludzie, którzy mają potencjał na granie w reprezentacji Polski, ale muszę szczerze przyznać, że tych zawodników za dużo nie ma, a naprawdę nie widać następnych. Życzę obecnemu trenerowi albo ewentualnie temu, który będzie trenerem jak najlepiej. Na pewno czeka go ciężka praca, ale musi to jakoś przetrzymać.

Źródło artykułu: