Heidfeld o wypadku: Był nieunikniony

Po raz drugi w tym sezonie Nick Heidfeld nie ukończył wyścigu. W Kanadzie miał kolizję z Kamui Kobayashim, przed własną publicznością wykluczyło go starcie z kierowcą Toro Rosso - Sebastienem Buemi.

Łukasz Czechowski
Łukasz Czechowski

Do wypadku doszło na 20 okrążeniu na szykanie NGK, gdy Niemiec próbował po zewnętrznej wyprzedzić Szwajcara, ten jednak nie odpuścił i zamknął drogę Heidfeldowi. Doszło do kontaktu, po którym bolid Lotus Renault stracił przednie skrzydło, a Heidfeld wylądował w żwirowej pułapce. Buemi po wizycie w boksie kontynuował jazdę i na mecie był 15.

Wcześniej Heidfeld uczestniczył w zdarzeniu z Paulem di Restą na trzecim zakręcie, po którym obaj wpadli w poślizg i spadli na ostatnie miejsca. Niemiec został uznany winnym kolizji i otrzymał karę przejazdu przez pit line, ale nie zdążył jej wykonać.

- Mój start nie był dobry. Straciłem kilka miejsc, gdy zderzyłem się z Di Restą. Potem starałem się mocno, aby zyskać pozycje. Wyprzedziłem parę samochodów i znalazłem się za Buemim. Blokował mnie po lewej stronie na długiej prostej przed szykaną, co było całkowicie w porządku - relacjonował Niemiec.

- Ale gdy byłem obok niego, przesunął się i nie było dokąd uciec. Wypchnął mnie na trawę i zdarzył się wypadek, którego nie byłem w stanie uniknąć.

O ile wydaje się, że za kolizję z Buemim Heidfeld wini rywala, to wypadek z Di Restą Niemiec "wziął na siebie". - Znalazłem się w "kanapce" na drugim zakręcie, a na trzecim Paul był na zewnątrz i trochę przede mną. Zablokowałem przednie koła, próbowałem go ominąć, ale ostatecznie w niego wjechałem - przyznał.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×