Niczym bajka o Kopciuszku - rozmowa z Maciejem Krzyszychą, kierowcą rajdowym

Maciej Krzyszycha to triumfator kilku szutrowych rajdów zaliczanych do Rajdowego Pucharu Polski i innych. Jak przystało na Olsztynianina kocha luźną nawierzchnię, a zimą trenuje do upadłego. W rozmowie z portalem SportweFakty.pl Krzyszycha mówi o startach, mediach i pieniądzach w rajdach.

Paweł Świder
Paweł Świder

Paweł Świder: Po raz pierwszy dałeś się poznać szerszemu gronu kibiców podczas konkursu "As bezpiecznej jazdy" organizowanym przez tygodnik "Auto Świat". Na czym on polegał i jak do niego trafiłeś?

Maciej Krzyszycha: Któregoś razu na wykładzie wpadł mi do ręki "Auto Świat" i tam znalazłem artykuł o X edycji konkursu "As bezpiecznej jazdy". Zgłosiłem się. Uczestnicy musieli wykazać się znajomością przepisów ruchu drogowego, umiejętnością udzielania pierwszej pomocy i oczywiście dobrą jazdą samochodem. Próby w ścisłym finale były naprawdę wymagające.

Jak do tej pory zwyciężyłeś w czterech szutrowych rajdach organizowanych w północno-wschodniej Polsce. Masz jakiś patent na zwycięstwa u siebie?

- Patentu jako takiego nie mam. W moim przypadku zawsze wszystko załatwiane jest na ostatnią chwilę i ktoś, kto w życiu kieruje się rozumem puka się w głowę w reakcji na moje przygotowania do rajdów. W moim przypadku jednak górę bierze wielka determinacja i to chyba dzięki niej udało mi się już przejechać kilka rajdów.

A może jest to po prostu talent do rajdów?

- Talent to pojęcie względne. Nie ma się co oszukiwać, rajdy w których jechałem odbywały się po szutrach i to był dla mnie handicap. Szczególnie te, które odbywały się wokół Olsztyna, gdzie trasy są mi bliższe niż moim konkurentom z południowej Polski. Udało się wygrywać dużo słabszym samochodem i to kilkukrotnie.

Czy spośród polskich kierowców masz jakiegoś mentora, mistrza, na którym chciałbyś się wzorować?

- Nie, dlatego że styl jazdy to rzecz bardzo indywidualna. Są kierowcy, którzy stylem jazdy bardzo od siebie odbiegali, jednak na mecie rajdu okazywało się, że ich wyniki były do siebie zbliżone. Na pewno mógłbym się wzorować w kwestii umiejętności pozyskiwania sponsorów, logistyki – ogólnego przygotowania się do rajdu.

W ubiegłym roku zaliczyłeś jeden występ bardzo mocnym samochodem. Mówię o Barbórce Warszawskiej i show w Mitsubishi Lancerze Evo IX. Okazało się, że nie tylko na Karowej można jechać dla kibiców. Jak to wyglądało wewnątrz?

- Dla mnie to było niczym bajka o Kopciuszku. Lancer Evo IX to niesamowicie szybkie auto, nigdy wcześniej tego typu rajdówką nie jeździłem - w sferze wyobraźni miałem obraz tego, jak może to wyglądać, jednak jak tylko wsiadłem do niego doznałem szoku. Mój pilot był amatorem, który zasponsorował mi ten start, więc sprawy związane z opisem musiałem uporządkować samemu. Z góry założyliśmy sobie, że jedziemy tam dla zabawy, nie nastawiając się na wynik sportowy. I to się chyba udało.

Czy w tym roku masz w planach start w Barbórce podobnym sprzętem?

- Po zeszłorocznym występie okazało się, że mojemu sponsorowi - Adamowi spodobała się Barbórka, także w tym roku na pewno czymś pojedziemy. Póki co nie wiadomo co to będzie, ale już nad tym pracujemy.

Masz sponsora na Barbórkę i zupełnie oddzielnego na pozostałą część sezonu…

- Tak. W warszawskiej Barbórce wystąpiłem w barwach firmy Wapnopol, która prowadzi swoją działalność na terenie Warszawy i tylko takie zaangażowanie w rajdy jest możliwe. 95% kosztów związanych ze startem w tamtym rajdzie był pokryty z budżetu tej firmy.

W tym sezonie powróciłeś do Peugeota 206. Wygrałeś Rajd Warmiński, jednak nieoficjalne wyniki wskazywały, że zająłeś 6. miejsce. O co chodziło?

- Pomiary czasów są przekazywane do biura rajdu, wszelkie odwołania można składać po rajdzie, dopiero wtedy one są rozpatrywane przez Zespół Sędziów Sportowych. Na pierwszej pętli nie było nam dane powalczyć w sportowych warunkach - za pierwszym przejazdem oesów 2 i 4 dopędzaliśmy poprzednią załogę i odcinek był zablokowany. Nie mieliśmy możliwości przejechania tamtędy.

Była też sytuacja, kiedy ktoś pijany wjechał na odcinek specjalny Polonezem i chciał walczyć z rajdówkami…

- Mnie szczęśliwie udało się tego uniknąć, ale tego typu ekscesy w lokalnych rajdach występują nie po raz pierwszy. Czasami nie da rady zapanować nad wszystkim, szczególnie kiedy pijany człowiek wsiada za kierownicę swojego poloneza i nie patrzy na to, że na trasie stoją ludzie i taranuje wszystko po drodze.

Jak ocenisz Rajd Warmiński pod względem organizacyjnym? Co wpłynęło na taki mętlik? Były problemy nie tylko z czasami, z zabezpieczeniem, ale także na strefie serwisowej były różne przekłamania. Na odcinkach specjalnych nie wszystko grało tak, jak należy…

- Rajdy to bardzo nieprzewidywalny sport. Z mojej perspektywy, jako zawodnika - muszę się z tym wszystkim liczyć. Organizator też nie na wszystko ma wpływ. Wśród nas jeśli ktoś się rozbije, czy ulegnie awarii to jest część sportowej rywalizacji - w tym przypadku zostaliśmy pokrzywdzeni i odwołaliśmy się od nadanych nam czasów. Ostatecznie przyznano nam czasy, jakie osiągnęliśmy na drugim przejeździe tych dwóch oesów. Z mojego punktu widzenia rajd był dobrze zabezpieczony i nie miałem bezpośredniej sytuacji zagrożenia. Z opinii innych zawodników wiem, że bywało z tym różnie.

Kierowcy z Rajdowego Pucharu Polski nie chcą rund łączonych z Mistrzostwami Polski. Nie chcą, bo puszczani są wcześniej, albo że trasy są mocno wyryte. Jaki ty masz do tego stosunek?

- Ma to swoje plusy i minusy. Na pewno największym bólem rund łączonych jest pełna dyskryminacja Rajdowego Pucharu Polski. Wszystkie medialne przekazy opierają się na ścisłej czołówce Mistrzostw Polski, a nasze rozgrywki pozostają w cieniu. To przekłada się na brak chęci sponsorów w inwestycje w rajdy niższej rangi. Z drugiej strony jadąc z RSMP jedziemy z dużo większą publicznością na odcinkach – w każdym rajdzie jest masa kibiców. Kolejna sprawa – daje się odczuć jego profesjonalny klimat. W niektórych rundach RPP budżety są mocno oszczędne i odbija się to na jakości przygotowania rajdu.

Zawodnicy startujący w Pucharze Polski są coraz lepiej przygotowani. Czy to, że zespoły w RPP podchodzą do tematu ścigania się coraz profesjonalniej to dobrze?

- W większości przypadków zawodnicy szukają rezerw w sprzęcie zamiast w sobie. Często dzieje się tak, że ktoś, kto ma duże fundusze od razu wsiada w najmocniejszy samochód i nie jest w stanie go wykorzystać zamiast porządnie potrenować nad umiejętnościami. Ja z racji jazdy słabszym samochodem muszę nadrabiać techniką jazdy. Gdybym wsiadł w mocniejsze auto od razu byłoby mi łatwiej wykorzystać jego potencjał. Profesjonalizm jest większy – już nie ma rajdów, gdzie jechało się na bieżnikowanych oponach albo na zimówkach. Teraz każdy zabiera profesjonalne szutrówki lub slicki, a więc budżety strasznie idą w górę. Ale rajdy przecież nigdy nie były tanie.

W swojej karierze miałeś okazję współpracować z kilkoma pilotami m.in. Grzegorz Gołda, Daniel Siatkowski. Ostatnio jechałeś z Ireneuszem Pleskotem. Z którym z nich najlepiej ci się współpracowało?

- Zawsze miałem ogromne szczęście do pilotów. Grzesiek był pilotem, z którym przejechałem pierwszy rajd w RPP, okazał się wielkim profesjonalistą. Później jeździłem z Danielem, który miał za sobą wiele startów w Mistrzostwach Polski. Irek ma na swoim koncie tytuł Mistrza Polski w Citroenie. Nie dość, że jest dobrym pilotem to jest także świetnym gościem, jego zachowanie na rajdzie jest dla mnie kojące. On zawsze ma gotową koncepcję nawet na najtrudniejsze momenty.

Chciałbyś z nim kontynuować starty?

- Tak, już mu to powiedziałem, że jak kiedyś będzie mnie stać na wynajęcie go na cały sezon to będzie moją pierwszą inwestycją. Na sukces w rajdach składa się wiele czynników, m.in. dobra współpraca z pilotem.

Ile kosztuje wynajęcie pilota na cały sezon w Rajdowym Pucharze Polski?

- Stawki są różne. Ja miałem tę przyjemność, że z racji znajomości z chłopakami jeździli ze mną za zwrot kosztów czy nawet czasami dokładali od siebie. Jednak tacy piloci jak Daniel Siatkowski, czy Irek Pleskot życzą sobie od eliminacji od 1,5 tys. zł do nawet 8 tys. jeśli chodzi o pilota z czuba RSMP.

Krążą różne opowieści o uposażeniach pilotów w rajdach. Natomiast na palcach jednej ręki można wymienić kierowców, którzy w Polsce zarabiają na startach w rajdach. Skąd się to bierze?

- Kierowca jest na łaskę pilota, bo bez niego nie pojedzie. Z drugiej strony dobry pilot to gwarant możliwości rozwoju i sukcesów na rajdzie. Kolejna sprawa – pilot nie musi się skupiać nad organizowaniem budżetu , bo przecież oni wszyscy na co dzień pracują. Przez rajd muszą wziąć parę dni urlopu. Praktycznie przez jeden rajd mają czwartą część miesiąca wyjętą z kalendarza pracy zawodowej. Jeśli rajd jest co miesiąc to robi się całkiem spora luka.

A kierowcy nie?

- Kierowca to jest ta osoba, której najbardziej zależy na tym, żeby jechać. Naturalnym mechanizmem w rajdach jest to, że najczęściej kierowcy nie dostają pieniędzy za swoje starty. I nie ma co się sprzeciwiać. Ja się cieszę, że pilot też może mieć frajdę z rajdy w rajdzie, ale nie musi to być okraszone takim cierpieniem, przez jakie ja przechodzę.

Od pewnego czasu współpracujesz z agencją RallyStar. Jak doszło do waszej współpracy i jak ona przebiega?

- Nasza współpraca skupiła się wokół Rajdu Barbórka. To jest bardzo medialny rajd i trzeba było zrobić wszystko w pełni profesjonalnie. Ja z racji spraw służbowych nie mogłem się tym wszystkim zająć tak dobrze, więc zdecydowaliśmy się na współpracę z RallyStar. Adrian, który czuwał nad tym wszystkim załatwił wszystko za mnie. Doceniam jego pracę, bo wykonał kawał solidnej roboty. Po części dzięki niemu ta Barbórka wyglądała najbardziej profesjonalnie z moich startów, ponieważ tym razem wszystko było dopięte na ostatni guzik.

Czy planujesz dalszą współpracę z tą agencją?

- W Rajdowym Pucharze Polski, łącząc to z kwestiami słabej oprawy medialnej, o czym już wspominaliśmy nie ma sensu. Mimo czyichś najszczerszych chęci ta praca po prostu zaniknie. Na poziomie Mistrzostw Polski ma to dużo większy sens, dlatego że tam czasami dobrze wyglądający zespół, który niekoniecznie robi dobre wyniki ma większe przełożenie medialne, niż ktoś, kto na strefie stoi jednym z obskurnym namiotem, a osiąga dobre wyniki. Takie są prawa rządzące medialną stroną rajdów.

Jesteś dobrym znajomym Piotra Lewandowskiego, który słynie z pięknych przejazdów swoim Daewoo Lanosem po szutrach. Czy on ma w planach w tym sezonie jakieś starty?

- Kiedyś z Piotrkiem powiedzieliśmy sobie, że nie ma sensu wybierać się na takie wyprawy tragicznie przygotowanym samochodem, bo on jeździ Lanosem, który jest ekstremalnie słabym samochodem. On staje na rzęsach i podgryza czołówkę Rajdowego Pucharu. Mimo, że robi rzeczy niemożliwe to i tak nie jest to w żaden sposób doceniane, mówię tu oczywiście o zainteresowaniu sponsorów. Co miał udowodnić, to udowodnił. Jazda sama dla siebie czasami jest okupiona zbyt wieloma wyrzeczeniami, żeby w kółko tak to ciągnąć. W tym sezonie pewnie jeszcze namówię go na jakiś jeden start. Jeżeli będzie miał możliwość to będzie wypożyczał swojego Lanosa.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×