Dla biegaczy to mekka. Fenomen maratonu w Nowym Jorku

Zdjęcie okładkowe artykułu: Fot. Alex Goodlett/Getty Images/AFP
Fot. Alex Goodlett/Getty Images/AFP
zdjęcie autora artykułu

Dostać się na tę imprezę jest szalenie ciężko - trzeba mieć albo świetne wyniki, albo sporo szczęścia, albo dużo pieniędzy. Mimo to niemal każdy biegacz marzy o tym, by choć raz tam wystartować. 1 listopada odbędzie się 45. maraton nowojorski.

45 lat temu wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Pierwszą edycję maratonu w Nowym Jorku zorganizowano w Central Parku. Biegacze mieli do pokonania trzy pętle, w sumie 42,195 km. Nie było tłoczno. Do zawodów zgłosiło się bowiem tylko 127 biegaczy (plus kobieta, która jednak wycofała się z powodu choroby). Każdy z nich musiał uiścić wpisowe, które dziś wydaje się śmiesznie niskie - 1 dolar. Ze wspomnianej grupy do mety dotarło zaledwie 55 uczestników (czyli ok. 45 proc.) - wśród nich jeden ze współorganizatorów przedsięwzięcia Fred Lebow, który zajął 45. pozycję.

Nagrody dla najlepszych (pierwszym zwycięzcą był Gary Muhrcke - strażak, który pobiegł w zawodach po nocnej zmianie; jego czas to 2:31:39) były symboliczne, uwarunkowane niskim budżetem. Lebow zgromadził na maraton 1000 dolarów. Czołowi zawodnicy otrzymali więc tanie zegarki i puchary. Kolejne edycje odbywały się w Central Parku, przełomowym okazał się rok 1976. Do Lebowa zgłosił się urzędnik George Spitz, który zaproponował, by "wyprowadzić" maraton z parku i uczynić z niego święto całego miasta. Pomysł został zaakceptowany.

Biegacze od prawie 40 lat pokonują trasę wiodącą przez pięć nowojorskich dzielnic - Staten Island, Brooklyn, Queens, Bronx i Manhattan. Startują z mostu Verazzano-Narrows, zaś meta zlokalizowana jest w Central Parku.

Nowa trasa okazała się strzałem w dziesiątkę. Maraton przestał być rozrywką dla grupki zapaleńców, a stał się wydarzeniem o zdecydowanie większym zasięgu. Pojawiły się gwiazdy - Bill Rodgers, Alberto Salazar, a u pań niesamowita Norweżka Greta Waitz (dziewięć triumfów w latach 1978-1988). Z czasem Nowy Jork wychodził z cienia maratonu w Bostonie - legendarnej imprezy rozgrywanej od 1897 r.

NYC Marathon stał się swoistym fenomenem. Ludzie z całego świata przyjeżdżali do Nowego Jorku, by przekonać się, na czym polega wyjątkowość tego biegu. Chris Brasher, późniejszy inicjator maratonu w Londynie, w 1979 r. wziął udział w zawodach. Był to dla niego szok. Po powrocie dzielił się wrażeniami z czytelnikami "Observera". - By uwierzyć w tę historię, musisz uwierzyć, że ludzki wyścig może być wielką radosną rodziną, pracującą razem, śmiejącą się razem, dokonującą niemożliwego... Minionej niedzieli, w jednym z najbardziej dotkniętych problemami miast na świecie, 11532 mężczyzn i kobiet z 40 krajów świata śmiało się, wiwatowało i cierpiało podczas największego festiwalu, jaki widział świat. Zastanawiam się, czy Londyn mógłby zorganizować taki festiwal? Mamy trasę, wspaniałą trasę. Ale czy mamy serce i gościnność, by powitać świat? - zastanawiał się Brasher. Brytyjczycy dali radę - w marcu 1981 r. zorganizowali w Londynie swój pierwszy maraton.

Tymczasem w Nowym Jorku gwałtownie rosła liczba uczestników biegu. Od 127 osób w 1970 roku do ponad 50 tysięcy w 2014 r. W ostatniej edycji linię mety przekroczyło 50564 zawodniczek i zawodników (w tym 169 z Polski), co jest rekordowym wynikiem w historii tej dyscypliny.

Fot. JEWEL SAMAD / AFP
Fot. JEWEL SAMAD / AFP

New York City Marathon to obecnie najbardziej prestiżowa impreza na świecie na "królewskim dystansie", a Nowy Jork stał się mekką dla miłośników tego sportu. - Nie jesteś prawdziwym biegaczem, dopóki nie ukończysz NYC Marathon - twierdzi Tobias Mews, dziennikarz "The Telegraph" i maratończyk.

Tak jak każdy muzułmanin musi raz w życiu udać się na pielgrzymkę do Mekki, tak maratończycy powinni przynajmniej raz wystartować w Nowym Jorku. Tu jednak pojawia się zasadniczy problem - dostać się na ten bieg jest szalenie ciężko.

50 tysięcy uczestników to imponująca liczba. Jednak chętnych do wzięcia udziału w biegowym święcie jest kilka razy więcej. Zrealizować marzenie można na kilka sposobów. W najlepszej sytuacji są członkowie New York Road Runners (warunkiem jest uczestnictwo w innych klubowych imprezach). Zakładamy jednak, że wśród czytających ten tekst mało jest osób mieszkających na co dzień w Nowym Jorku i okolicach. Pozostali muszą korzystać z innych ścieżek. Pierwsza z nich to wypełnienie limitu czasowego w danej kategorii wiekowej. Przykładowo, mężczyźni w przedziale wiekowym 35-39 lat - chcąc mieć zagwarantowany start - muszą się legitymować wynikiem poniżej 2 godzin i 55 minut. A to już naprawdę "solidne bieganie".

Kolejna opcja? Jeśli nie wyniki sportowe, to portfel odpowiedniej grubości. Można wykupić miejsce, wspierając określoną organizację charytatywną, można także zdecydować się na wyjazd do Nowego Jorku z akredytowanym biurem podróży, które zadba o wszystkie formalności.

Ci, których poprzednie warianty nie interesują, muszą liczyć na łut szczęścia. Od wielu lat przeprowadzane jest bowiem losowanie, gdyż liczba chętnych kilkakrotnie przekracza liczbę miejsc dla maratończyków. Co ciekawe, samo zgłoszenie do losowania to koszt 11 dolarów, a kwota ta nie jest zwracana, jeśli danej osobie się nie poszczęści.

Do 2014 roku obowiązywała ważna zasada, która dawała nadzieję na to, że kiedyś na pewno się uda. "Do czterech razy sztuka" - mogli powiedzieć pechowcy. Jeśli bowiem trzy razy z rzędu nie zostali wylosowani, to w następnym roku mieli już zagwarantowany start. Teraz te drzwi się zatrzasnęły.

W pierwszej edycji wystarczyło zapłacić dolara, by stanąć na starcie. Obecnie wpisowe ustalone jest na znacznie wyższym poziome. Dla obcokrajowców wynosi aż 347 dolarów (ponad 1300 złotych). Do tego przelot, zakwaterowanie, dla Polaków także wiza. Nowojorski maraton wiąże się ze sporymi kosztami. To jednak nie odstrasza fanów biegania z całego świata. W poprzedniej edycji wzięli udział zawodnicy z aż 136 krajów.

1 listopada walkę o zwycięstwo stoczą biegacze z Afryki. Organizatorzy przygotowali dla najlepszej kobiety i mężczyzny nagrodę w wysokości 100 tys. dolarów. Tytułu wśród panów bronić będzie Wilson Kipsang. Jego najgroźniejszym rywalami wydają się Etiopczycy: Lelisa Desisa i Yemane Tsegay. Kipsang to były rekordzista świata w maratonie, ale rezultat 2:03:23 uzyskał w Berlinie, gdzie trasa jest płaska jak stół.

W Nowym Jorku na taki wynik nie ma szans (rekord wynosi 2:05:06). Trasa wiedzie przez kilka mostów. Już ten pierwszy - wspomniany Verazzano-Narrows - stanowi dla słabiej przygotowanych trudną przeszkodę. - Potraktuj pierwsze 10 km na luzie. W przeciwnym razie później za to zapłacisz - radzi Viktor Roethlin, znany szwajcarski maratończyk.

W zeszłym roku biegacze musieli się zmagać z jeszcze jedną przeszkodą. - Okropnie wiało - opowiadał Zdzisław Wolny, maratończyk ze Śląska, który mierzył się z nowojorskim wyzwaniem. - Nie miało znaczenia, kim jesteś albo jak szybko biegniesz. Mieliśmy jedną wspólną rzecz: nienawiść do wiatru - relacjonował w "The Telegraph" wspomniany Tobias Mews.

Jeden jedyny raz w historii z powodu silnego wiatru maraton się nie odbył. Mowa o huraganie Sandy, który w 2012 roku - tydzień przed zawodami - nawiedził wschodnie wybrzeże USA. Początkowo burmistrz Nowego Jorku przekonywał, że bieg odbędzie się zgodnie z planem. Później jednak odwołał imprezę.

Transmisję z 45. nowojorskiego maratonu przeprowadzi Eurosport. Początek w niedzielę, 1 listopada, o godz. 15.30.

Źródło artykułu:
Komentarze (1)
avatar
yes
4.11.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"Dla biegaczy to mekka" - nie powinno być takiego tytułu. Święte miasto islamu, to nie nowojorski maraton.